Sprzedaż detaliczna ma się dobrze i chyba wcale nie zamierza szybko zwolnić. To przede wszystkim pokłosie wzrostu zatrudnienia i wzrostu wynagrodzeń. W marcu sprzedaż wzrosła o ok. 11%. Jak na wyniki jakie odnotowywano w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, to nie jest to wzrost oszałamiający. Niemniej pamiętać trzeba o efekcie bazy, co przekłada się na słabsze wyniki w marcu, szczególnie w przypadku handlu hurtowego. Wyniki sprzedaży detalicznej i hurtowej to jedne z tych wielkości, które wskutek sporych wahań lepiej oceniać na podstawie trendów z dwóch do czterech miesięcy. Raczej wiec unikam ekscytowania się najnowszymi rezultatami. Wynik marcowe są akurat dobrym przykładem na to że warto zachować pewien dystans. Czy wiemy coś nowego?
Sprzedaż hurtowa w marcu realnie spadła o ok. dwa procent w porównaniu z wynikiem z marca ubiegłego roku. Trend tymczasem oscyluje w przedziale miedzy 8% a 11%. Pomijając wyniki sprzed roku, kiedy to na rezultatach silnie zaważyło odniesienie bazowe, widać iż przekroczenie trwale górnej granicy tempa wzrostu jest dla handlu hurtowego trudne, czy wręcz niemożliwe. Dynamika sprzedazy hurtowej niewiele wiec ustępuje dynamice sprzedazy ogółem w gospodarce. Jeżeli pominąć import i eksport, to wydaje się to logiczne. Sądzę jednak, że w tym roku należy oczekiwać sprowadzenia trendu dynamiki sprzedaży ku dolnej dolnej granicy wskazanych wyżej wahań.
Patrząc na trend w przypadku handlu detalicznego, to trzeba przyznać, że generalnie nadal utrzymuje się realna roczna dynamika sprzedaży rzędu 15%. Dużo to czy mało? Przyznam, że do precyzyjnego rachunku i oceny zjawiska należałoby dokładnie określić w jakich proporcjach zakupy są wynikiem wzrostu wynagrodzeń, wzrostu zatrudnienia i, przykładowo, akcji kredytowej. Dwie pierwsze wielkości można oszacować (dokładniej: trzeba uważac które wielkości bierzemy pod uwagę), ale pozostaje na przykład kwestia pieniędzy nadsyłanych przez pracujących za granicą Polaków i dochodu z szarej strefy. Nie sposób wiec ocenić precyzyjnie czy bieżąca dynamika sprzedaży detalicznej jest przejawem zdrowia czy choroby gospodarki. Na to wszystko nakładają się procesy cenowe które widać w koszyku inflacyjnym.
Obecna sprzedaż detaliczna jest jeszcze naturalnym efektem ogólnej kwoty wzrostu wynagrodzeń. Czy już obejmuje efekt popadania w nadmierną konsumpcję? Dynamika realna wzrostu sumy wynagrodzeń z poziomu bliskiego zeru na początku 2005 podniosła się do 10% po trzech latach, czyli na koniec 2007. Zakupy z bieżących wynagrodzeń mogą odpowiadać za niemal ¾ wzrostu sprzedaży. Z dynamiki sprzedaży odzieży, sprzętu RTV i mebli (roczna dynamika od 20% do nawet 30%), widać że z pomocą kredytów szybko chcemy zmniejszyć lukę w jakości życia w porównaniu do mieszkańców europy zachodniej. Wydaje się wiec że lepszym miernikiem skutków naszej konsumpcji dla równowagi makroekonomicznej jest obserwacja wskaźników cenowych i zmian w PKB. Wskaźniki cenowe od kilku miesięcy zaczynają powoli rosnąć. Mam na myśli towary i usługi nie obejmujące żywności i tzw. mediów. Z drugiej strony popyt generowany przez gospodarstwa domowe w rachunku PKB, nie wskazuje by można było oczekiwać niebezpiecznego dynamicznego wzrostu.
Wracając więc do pytania, obecne tempo wzrostu sprzedaży jest dość naturalne, a wskazany wzrost cen jest raczej skutkiem szybkiego tempa wzrostu wynagrodzeń w dość krótkim czasie w połączeniu z coraz większym poczuciem poprawy rynku pracy. Coraz mniejsze ryzyko utraty pracy dość szybko przekłada się na wiekszą odwagę w zaciąganiu kredytów i większą odwagę w zakupach.