Miniony tydzień na giełdzie postawił przed analitykami pytanie, czy mamy do czynienia z nową jakością, punktem zwrotnym. Daleki jestem od twierdzenie, że w ciągu jednego dnia czy tygodnia coś w świadomości inwestorów może ulec diametralnej zmianie. Niemniej od końca ubiegłego roku rynek zmagał się z poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie czy to już dno i czy czas na stabilizacje. Wielokrotnie pisałem, że w okolicznościach takich jak obecne, rynek ma ogromny problem z rzetelną oceną stanu gospodarki. Nie ma też co ukrywać, że rynek ma skłonności do gwałtownych emocjonalnych zachowań. Gdzieś od ostatnich tygodni ubiegłego roku, gracze rynkowi uświadamiali sobie, że nie można ciągle idiotycznie zaniżać indeksów tylko na podstawie strachu. Trzeba jednak przyznać, że nawet jeżeli ktoś wypracował rzetelną diagnozę sytuacji makroekonomicznej i wynikało z niej, że warto powoli i systematycznie inwestować, to pozostawał dylemat czy walczyć z rynkiem, który wykazywał skłonność do reakcji głównie na złe informacje. Akcje przecież powinno się kupować jak najtaniej.
W naszej sytuacji dochodzi problem postrzegania nas jako rynek wschodzący, który na dodatek musi ( wg zagranicznych obserwatorów) wykazywać przynajmniej cześć schorzeń, na jakie cierpią kraje sąsiednie. Osłabienie złotego przy jednoczesnym spadku krajowych indeksów giełdowych, uczyniło z nas wyjątkowo atrakcyjny rynek dla inwestorów zagranicznych, z pewnego rodzaju nawisem optymizmu, który jak lawina może się uaktywniać. Nie wierze może w rozpoczęcie tendencji wzrostowej, ale miniony tydzień oceniam jako poważny symptom zmiany mentalności inwestorów. Obserwując zachowanie rynku finansowego w Polsce, można odnieść wrażenie, że wszyscy mają świadomość iż warto rozpocząć tworzenie portfela, ale mało kto wychodził poza obserwowanie innych. Nikt nie chciał być pierwszy, skoro być może akcje mogą być jeszcze tańsze. Świetnie to widać po komentarzach analityków opierających się na analizie technicznej. Śledząc je, nie potrafiłbym powiedzieć co robić, tym bardziej że przeważa w nich pesymizm i dystans do pozytywnych sygnałów.
Sądzę że miniony tydzień można interpretować jako zmianę podejścia do naszego rynku. Zaczynamy być dostrzegani przez inwestorów zagranicznych, którzy zmienili na stawienie z „uciekać i trzymać się z daleka” na „warto bywać”. Inwestorzy są wyposzczeni i żądni zysków, więc taka gratka jak nasz rynek nie mogła ujść uwadze. Od 17 lutego, kiedy to WIG, czy WIG20 notowały najniższe od kilku lat wartości, indeksy wzrosły o ponad 20%. W tym czasie złoty (waluta referencyjna) wzmocnił się o blisko 10%. Warto jednak zwrócić uwagę, że poprzednie zainteresowanie zagranicznych na początku I i II dekady marca dotyczyło również rynku polskich obligacji. Tym razem zainteresowanie zagranicznych inwestorów skupiło się na rynku kapitałowym, co wskazuje że ubiegłotygodniowe zainteresowanie krajowym rynkiem akcji, nie oznacza trwałej zmiany postrzegania Polski przez zagranicznych kapitał.
Pozostaje pytanie, dlaczego akurat teraz wystąpił taki skok optymizmu, skoro nie można jeszcze powiedzieć, by dane makroekonomiczne zapowiadały jednoznacznie że wiemy gdzie jest dno dekoniunktury w USA, UE. W najlepszym wypadku, tak USA czy krajach UE jak i w Polsce, pojawiają się dane makroekonomiczne, które można interpretować jako dające nadzieję na poprawę sytuacji gospodarczej. Spore wrażenie zrobił na inwestorach szczyt G20, w tym m.in. obiecane pieniądza dla MFW. Ja jednak szczególną uwagę zwróciłem na wskaźniki wyprzedzające koniunktury, które dla kilku największych krajów oraz dla Polski, zaczęły wskazywać iż mamy do czynienia z początkiem końca kurczenia się gospodarek. Pozostawiam na boku rozważania, czy wskaźniki makroekonomiczne pozwalają dostrzec światełko w tunelu czy nie. Rynek powoli ma już dość pesymizmu i zaczyna chcieć reagować pozytywnie. Inwestorzy zaczynają sobie powoli uświadamiać, jak drastycznie zaniżyli wartość indeksów na krajowej giełdzie. Warto też zwrócić uwagę na obroty i to nie tylko na te z czwartku i piątku, które przypominały najlepsze dni polskiej giełdy. Na tle obrotów od końca grudnia do połowy marca, II połowa marca i początek kwietnia pozwalają przypuszczać, że wśród inwestorów powoli pojawiają się pierwsi odważni, którzy przystępują do zwiększania udziału akcji w swoich portfelach, bojąc się przegapić dobry moment do rozpoczęcia zakupów.