Jakby nie interpretować wiadomości pojawiających się na portalach informacyjnych o tematyce ekonomicznej, to doprawdy trudno znaleźć inne uzasadnienie na bieżące wzrosty niż psychologia. Konsekwentnie od jesieni zwracam uwagę, że nasza giełda przesadnie reagowała na nieustającą korektę prognoz dla Polski. Niemniej obecnie nie potrafię uwierzyć, że oto nagle rynek zmądrzał i stara się wycenić notowane spółki adekwatnie do ich potencjalnych średnioterminowych perspektyw rozwoju. Z makroekonomicznego punktu widzenia, nie sposób powiedzieć by pojawiły się dane pozwalające na przekonanie iż oto ekonomiczną zapaść mamy za sobą. Gorzej, bo międzynarodowe instytucje zaczynają w swoich prognozach wskazywać, że i Polski recesja nie ominie. Co się więc zmieniło na rynku? Zwracałem już na to uwagę, że światowy rynek finansowy, a w tym oczywiście i polski, zmęczony jest już pesymizmem w którym zatracono już umiejętność racjonalnej wyceny akcji. Można oczywiście wierzyć, że rynek wycenił poprawnie to co przedstawiają najnowsze i najczarniejsze prognozy (kilkuprocentowe recesje w krajach rozwiniętych), ale jeżeli tak to czas by powoli zacząć budować portfel. Ciekaw jestem danych o portfelach OFE za kwiecień. Sądzę, że zarządzający uświadomili sobie, że nieco przegapili moment odtwarzania portfeli akcyjnych. Trudniej mi uwierzyć w napływ klientów do TFI. Zbyt mała część analityków namawia w mediach by rozpocząć inwestowanie. Dostrzegalny natomiast powinien być ruch w strukturze funduszy mieszanych i podobnych.
Nie zamierzam prorokować rozpoczęcia hossy, ponieważ od tego jak sądzę dzieli nas długi czas. Zmiany na rynku nie odzwierciedlają pojawienia się nowych perspektyw makroekonomicznych. Nie znamy danych o PKB za I kw, a trzeba się liczyć że nie będą optymistyczne. Sesje z przełomu kwietnia i maja odbieram jako świadectwo iż mamy za sobą okres dominującego pesymizmu, kiedy rynek reagował głównie obniżeniem indeksów giełdowych. Teraz jesteśmy świadkami przejścia w fazę racjonalnej wyceny (a raczej jej poszukiwania) w niezbyt sprzyjających warunkach. Mam na myśli brak danych, które pozwoliłyby na opracowanie prognoz obciążonych stosunkowo małym błędem.
Sytuacja giełdowa na polskim rynku zaciekawiła mnie z kilku powodów. Obserwacja i analiza złotego i głównych indeksów giełdowych przyciągają uwagę tempem poprawy i jednocześnie sugeruję dalszy scenariusz dziejących się obecnie wydarzeń. Po osłabieniu złotego sprzed kilku dni (początek III dekady kwietnia) rynek postanowił uznać, iż ustanowi na krótko czwarty wierzchołek podtrzymujący górną granicę kanału spadkowego kursu i ponownie zagra na wzmocnienie. Żeby jednak potwierdzić kanał spadkowy kursu złotego do EUR, to kurs w najbliższych dniach powinien spaść nieco poniżej 4,2 w co trudno mi uwierzyć. Jeżeli przyjąć wartość kursu z końca dnia i notowania ze środy i czwartku, to byliśmy świadkami trzech dni wzmocnienia złotego pod rząd, o ok. 6%, co jest dużym wyczynem jak na to czego jesteśmy świadkami od drugiej połowy lutego, biorąc pod uwagę wcześniejsze zachowania
W przypadku WIG, po nałożeniu na jego wykres linii wyznaczających kanały i poziomy wsparcia dla notowań za ostatnie kilka miesięcy mogłoby się zdawać, że od co najmniej 4 maja jesteśmy świadkami pięknego zjawiska, czyli wybicia się z marazmu wyznaczonego notowaniami z okresu październik-kwiecień. Gdybym to zobaczył za kilka miesięcy, to może bym uwierzył że nadchodzi „nowe”. Teraz jest na to jednak zdecydowanie za wcześnie, co rynek w najbliższych tygodniach powinien skorygować. Dla wzajemnie się ostatnio napędzających rynków złotego i giełdowego oznacza to, że poważnie wytraciły już zasoby optymizmu i rynek powinien zacząć myśleć o małej korekcie.