Krajowy rynek finansowy w lipcu

Mam pewien dyskomfort patrząc na krajowy rynek finansowy po upływie jednego miesiąca. Rynek walutowy i giełda, postanowiły nic sobie nie robić z mojej poprzedniej opinii i …. pikowały w kierunkach przeciwnych do zasugerowanych przeze mnie. Muszę się teraz trochę pomęczyć i „dorobić” jakąś „ideologię” J.

Słynny jeszcze niedawno poniedziałek 21 czerwca, kiedy to nasze główne indeksy spadły o 5%-6%, nie był początkiem korekty. Aż do połowy lipca w rzeczywistości był dość stabilny. W połowie minionego miesiąca zaczął się szał zakupów. Od tego czasu średni dzienny wzrost WIG i WIG20, wyniósł 1,2%. Ładny wynik. Tylko przez pół miesiąca nasze indeksy wzrosły o ok.15%. Jako ciekawostkę podam, że to wartość zbliżona do wzrost średniorocznego naszej giełdy z ostatnich kilkunastu lat. W tym roku mieliśmy już większy wzrost na naszej giełdzie. Mam na myśli kwiecień, kiedy to nasze indeksy wzrosły o ok. 20%. O ile jednak wzrosty z II kw tego roku można tłumaczyć odreagowaniem po panice i zaniżeniem wyceny firm na przełomie roku, to ostatnie dwa tygodnie to moim zdaniem lekka przesada. W swojej ocenie opieram się na wycenie fundamentalnej i zmienności nastrojów graczy. Obecny stan byłby ok. pod warunkiem, że rynek przeszedłby w trend boczny na kilka miesięcy. Problem w tym, że rynek nie lubi stabilizacji i często szuka bodźców do zmian. W naszej sytuacji problem jest tym większy, że po zredukowaniu pozycji przez inwestorów zagranicznych w ubiegłym roku ich „wjazdy” i „wyjazdy” z krajowej giełdy, będą przyczyniać się do sporych skoków. Miesiąc temu wspomniałem, że gracze giełdowi podchodzą do danych makroekonomicznych bardzo emocjonalnie. Świetnie było to widać po notowaniach piątkowych. Rynek zmieniał się w rytm nadchodzących danych. Sądzę, ze długo jeszcze potrwa zanim giełdy zauważą, iż prawdopodobieństwo iż mijająca zapaść gospodarcza na świecie przybierze kształt litery V, jest dość małe. Litera V natomiast dobrze oddaje nastroje rynkowych graczy z ostatnich trzech kwartałów, którzy wpierw przesadnie spanikowali, a teraz przejawiają przejściowo nadmierny optymizm. Pozostanę przy swoim, czyli powrót indeksów do wartości dajmy na to z kwietnia, były dla rynku bardzo zdrowy. Problem jednak w tym, że rynek będzie musiał dostać twarde dane makroekonomiczne, by sobie uświadomić że koniunktura na poziomie 5% (przypadku Polski) nie pojawia się od razu.

Podobnie jak indeksy giełdowe, swoje wielkie dni miał i nasz złoty za sprawą m.in. wzrostów giełdowych. W ciągu miesiąca złoty wzrósł o blisko 8% (umocnił się), co nie jest częstym zjawiskiem. Wzmocnienie z lipca spowodowało wyprzedzenie tempa wzmocnienia złotego jakie założyłem w I kw tego roku. Mówię o wytyczonym trendzie, ale tak jak w przypadku giełdy walutowy rynek nie lubi nudy, a ponadto w naszym przypadku, giełda potrafi mieć znaczny wpływ na zmiany złotego. Przygotowując bieżący wpis na blogu, sprawdzałem swoje szacunki na tempo spadku kursu złotego (wzmocnienie złotego) w perspektywie rocznej od I kw tego roku. W lipcu złoty wzmocnił się o 7,5%, z czego większość przypadła na II połowę lipca. W efekcie w lipcu nastąpiło przyspieszenie wzmocnienia złotego. Bawiąc się dalej w takie makroekonomiczne szacunki, można powiedzieć iż złoty wykonał ok. 3 miesięczną „normę”, czyli mówiąc prościej: złoty zanadto przyspieszył.

Na rynku stóp procentowych miało miejsce kilka zmian. Niedawny czas temu zwracałem uwagę iż rentowności obligacji są nieco zawyżone. W lipcu rynek dokonał istotnej korekty. Na koniec czerwca, rentowności obligacji 2, 5, i 10 letnich były następujące: 5,25%; 5,78%; 6,30%. Miesiąc później rentowności przyjęły odpowiednio wartości: 4,8%, 5,4% i 6,1%. Pozostawiam każdemu do wybrania co było tego powodem: przemyślana korekta czy też mechaniczne kopiowanie zmiany stopy referencyjnej. Chce wierzyć w to pierwsze. Sądząc z wyliczonych, prognozowanych stóp krótkoterminowych na bazie krzywej, rynek powrócił do standardu, czyli prognozowania stopy referencyjnej (trzymając się tego przykładu), czyli środek celu inflacyjnego plus 2-3% stopa realna. Biorąc pod uwagę podejście rynku do prognoz długoterminowych w latach ubiegłych, jest jeszcze miejsce na małe obniżki, ale biorąc pod uwagę bieżącą sytuację makroekonomiczną, nie liczyłbym na silne spadki rentowności. Rezerwę rynku w postrzeganiu przyszłości widać w wycenie obligacji 10 letnich. Na tle notowań krótszych terminów, rynek zachowuje pewną rezerwę.

Brak cięcia stopy referencyjnej w lipcu, nie był oczywiście zaskoczeniem. Teoretycznie jest możliwe w najbliższych miesiącach cięcie o 25 do 50 pkt. ale to zależy już od kolejnych danych makroekonomicznych. Faza „ratunkowego” dla gospodarki cięcia stóp jest już za nami. Z dotychczasowych decyzji RPP, minutek i wypowiedzi jej członków  widać że skończyły się czasy łatwego uzyskiwania większości dla obniżki stopy referencyjnej. Kwotowania ceny pieniądza (WIBID i WIBOR) przez rynek międzybankowy są wprawdzie wypadkową podaży i popytu na pieniądz, ale „skażone” są bieżącymi problemami rynku. Krótkoterminowa nadpłynność i ciągły brak zaufania na rynku międzybankowym powodują w efekcie zaniżenie ceny depozytów krótkoterminowych (przede wszystkim do miesiąca) i zawyżenie ceny depozytów od 3 do 12 miesięcy. Cięcie stopy referencyjnej w czerwcu z 3,75% na 3,50%, nie zmieniło co do zasady nastawienia banków do kwotowania WIBORów dla depozytów powyżej 1 miesiąca. W II połowie lipca  rynek zakończył korektę WIBORów. Średnia różnica pomiędzy stopą referencyjną a WIBORem dla 3, 6 czy 12 m-cy, w II dekadzie lipca była i tak większa od średniej dla każdego z tych terminów z okresu 2007 do X 2008, czyli 22 miesięcy, kiedy to stopa referencyjna wzrastała. W przypadku WIBORu dla 3 m-cy, wartość różnicy była wyższa o ponad 60% w porównaniu ze wspomnianym okresem 22 miesięcy.

 

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rynek finansowy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.