Prywatyzacja pracownicza to nie lek na bieżące problemy

Dyskusja o sposobie sfinansowania deficytu budżetowego dochodami z prywatyzacji, spowodowała powrót na łamy prasy idei tzw. prywatyzacji pracowniczej (inaczej zwanej też: leasingiem pracowniczym z racji stosowanej formy sprzedaży majątku i zapłaty za niego). Wspomniana forma, z racji swoich ograniczeń, przeszłaby pewnie nawet i niezauważona w mediach, ale premier Pawlak dostrzegł w niej sposób na zaangażowanie w proces prywatyzacji kapitału krajowego. Przy tej okazji swoje opinie o tej formie prywatyzacji wypowiedziała część ekonomistów, przypominając spory ideologiczne, jakie towarzyszą prywatyzacji pracowniczej (dalej: PP).

Znaczenie PP w procesie przekształceń własnościowych w Polsce jest praktycznie marginalne, jeżeli jako miernik przyjmie się wartość przekazanego majątku i wpływów dla budżetu. Na PP warto więc zwrócić uwagę nie z racji wpływów a intrygującą formę przekształceń, łączącą kwestie finansowe, zarządzanie, odpowiedzialność za losy zakładu oraz problemy społeczne. Inaczej mówiąc PP to świetne pole do rozważań nad formami działalności gospodarczej podmiotów w realiach gospodarki wolnorynkowej.

Dalsze rozważania warto poprzedzić garścią informacji i danych, które pozwolą przybliżyć to formę przekształceń. Kompendium wiedzy o tej formie przekształceń zawiera m.in. raport NIK z tego roku  i dane GUS. NIK w swojej analizie opiera się na ocenie przekształconych tą drogą 185 podmiotów w latach 2000-2007. Raport NIK nosi tytuł: „Informacja o wynikach kontroli prywatyzacji w drodze oddanie przedsiębiorstwa do odpłatnego korzystania”.

W tej licznie, 14 prywatyzacji było nieudanych, a 29 umów zrealizowano pomyślnie przed czasem. W analizowanej grupie NIK dopatrzył się błędów i zaniechań, ale nie były to błędy rażące. Do oceny efektywności działania tej grupy podmiotów posłużę się wynikami za 2008 rok, które są reprezentatywne dla ostatnich lat w rozumienia odniesienia do ogółu przedsiębiorstw badanych przez GUS. Otóż rentowność  brutto i netto wyniosły  odpowiednio :  4,9% i 4%, co oznacza iż podmioty te osiągnęły minimalnie lepsze wyniki niż wyniki ogółem w gospodarce. Zalecałbym jednak pewien dystans do takiego zestawienia, ponieważ na tle poszczególnych działów gospodarki, wyniki podmiotów z PP są zróżnicowane i należy też pamiętać że porównanie pochodzi w roku korzystnego dla gospodarki. Dla przykładu w 2005 rentowności były odpowiednio: 3,5% i 2,9%, przy 5,1% i 4,1% dla całej gospodarki (tzn. dla podmiotów niefinansowych). Generalnie wyniki podmiotów tzw. PP, nie potwierdzają by były to podmioty słabe i na progu upadku. Metoda przekształceń PP, chociaż dość popularna (jeżeli weźmie się pod uwagę liczbę podmiotów w latach 1990-2007), to pod względem wartości przychodów, czy aktywów na tle pozostałych form przekształceń, ma skromne znaczenie. W latach 2007-2008, udział PP mieścił się (w zależności od roku i kryterium) w przedziale od 10% do 15%. Niemal 90% podmiotów z PP ma zatrudnienie nie przekraczające 250 osób. Zaledwie w kilku objętych PP, zatrudnienie przekraczało 500 osób.

Formalnie, metoda PP jest przeznaczona dla podmiotów o sprzedaży nie większej niż 6 mln euro, wartości funduszy własnych do 2 mln euro, do spółki przystępuje ponad połowa pracowników, akcjonariuszami są osoby fizyczne, 20% akcji przejmują osoby niebędące pracownikami itd. Od ustawowych warunków możliwe jest odstąpienie za zgodą Rady Ministrów. Przejmowany majątek spłaca się w oparciu o ideę leasingu w terminie do 15 lat. Spółki objęte PP pochodzą w najprzeróżniejszych sektorów gospodarki. Są tu spółki budowlane, wydawnicze a nawet zajmująca się produkcją taboru kolejowego. Sądzę że najwięcej o tych podmiotach  mówi ich wartość przyjęta w transakcji. Dla całego okresu 2000-2007, średnia wartość to ponad 3,5 mln, przy czym zdarzały się transakcje będące kilkukrotnością tej kwoty. W ostatnich dwóch latach objętych badaniem NIKu, liczba przekształconych tą formą zakładów nie przekraczała 5-ciu.

Nie ma co ukrywać, ze w procesie przekształceń najistotniejszym argumentem, obok samej kwoty sprzedaży, jest inwestor. Teoretycznie najlepszy byłby inwestor branżowy lub silny kapitałowo. Idealnie jest kiedy spełnione są obydwa warunki. To właśnie największy mankament podmiotów z PP.  Raty za przejęte przedsiębiorstwo mogą być pokryte z wyników podmiotu, wpłat/dopłat pracowników czy za pomocą kredytu. Z tym ostatnim to nieco przesadziłem, bo podmiot może nie mieć wystarczającej liczby zabezpieczeń, a rzadko kiedy bank czy firma leasingowa przejmie na siebie płatności, bo w gruncie rzeczy oznaczałoby praktycznie przejęcie podmiotu i ogromne ryzyko.

Krótko mówiąc realia ekonomiczne determinują jak duży podmiot może być objęty metodą PP.  Co oczywiście nie przeczy istnieniu wyjątków.

Z powyższych względów, szersze zastosowanie PP jest mało prawdopodobne i niepraktyczne. PP daje moim zdaniem najlepsze skutki przy małej liczbie pracowników, gdzie pracownik ma poczucie iż nie jest anonimowy, ma wpływ na zarządzanie i rozumie obustronną zależności pomiędzy kondycją zakładu a własną sytuacją ekonomiczną. PP może być dobrą metodą na utrzymanie przy życiu zakładu w małych miastach, gdzie nie ma alternatywy na inna pracę. Co ciekawe, metoda PP nie zamraża przekształceń w fazie akcjonariatu pracowniczego. Po upływie ustawowych terminów udziałowcami mogą być inne podmioty. Ponadto w niektórych przypadkach kadra menadżerska zakładu skupuje akcje od pracowników, co przyczynia się do wyodrębnienia silniejszego ośrodka zarządzającego.

PP jest jedną w wielu metod przekształceń i w obecnym zakresie zdaje egzamin. Niesłusznie więc, część ekonomistów żywi niechęć do tej metody. Trudno mi sobie wyobrazić, by PP przyjęła szerszy zakres, a szczególnie, żeby dotyczyła dużych podmiotów. Zaznaczam, że mówię w kontekście przekształceń „tu i teraz”, czyli w Polsce. I w sytuacji kiedy trzeba zebrać środki finansowe na sfinansowanie deficytu. Pomysły premiera Pawlak i jego środowiska politycznego, wskazują raczej na to iż funkcjonują oni w przestrzeni „pomiędzy”.  Z jednej strony mają świadomość powagi sytuacji, a z drugiej forsują pomysł niemożliwy do zrealizowania, a już na pewno nie w okresie 2009-2010. Tym bardziej, że pieniądze z prywatyzacji potrzebne są już, a PP tego nie zapewnia.

Pomysły wicepremiera i jego zaplecza politycznego jak: pracownicy oprócz 15% dokupują np. kolejne 10%, spłata rozłożona jest na 20 lat, do udziału w prywatyzacji dołącza się dostawców/odbiorców, Skarb Państwo poręcza kredyty pracownikom na zakup 30%-40% (!) akcji, budżet rezygnuje z podatku CIT od spółek pracowniczych, w całą akcję angażuje się środki zgromadzone przez banki spółdzielcze itd. Wg wicepremiera, w ten sposób dałoby się sprywatyzować nawet spółki węglowe. Teoretycznie wszystko to jest możliwe. Ale tylko teoretycznie. Powstawanie firm opartych o ideę akcjonariatu menadżersko-pracowniczego jest możliwe, ale to proces rozciągnięty w czasie. Ponadto – mimo podawanych przez premiera przykładów innych krajów – udział idei akcjonariatu w kreowaniu własności czy udział tego typu firm w gospodarce ogółem, jest marginalny. Pracownicy prywatyzowanych przez giełdę krajowych molochów interesowali się głównie zyskiem z akcji. Za cały „akcjonariat”, pracownikom spółek węglowych czy KGHM wystarczą związki zawodowe. Godziwe wynagrodzenia, bonusy, 10 letnie gwarancje zatrudnienia itd., bez brania na siebie odpowiedzialności za firmę. Akcjonariat wymaga również zmiany mentalności pracowników.  A swoją drogą chciałbym zobaczyć jak premier wycenia spółki węglowe, energetyczne itd. i jakie zaproponuje dyskonto by zachęcić załogę do idei akcjonariatu. Jak na razie, to górnicy z państwowych firm ogóle nie mają ochoty na prywatyzację.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.