Oj, coś mi się wydaje że wywiad którego Jan Krzysztof Bielecki udzielił Gazecie Wyborczej kilka dni temu (opublikowany przez GW 14.06.2010 r.) będzie jeszcze nie raz wspominany. Zresztą już obecnie wywołał małe poruszenie. Jak na osobę kojarzoną z liberalnym nurtem w ekonomii, słowa wypowiedziane w wywiadzie mogą wywołać wrażenie istotnej zmiany poglądów pod wpływem doświadczeń. Obawiam się, że wypowiedzi J.K.Bieleckiego będą odczytywane przez „nieliberalnych” ekonomistów i publicystów jako przyznanie się do częściowej porażki dotychczas wyznawanych poglądów w środowisku dawnych polityków Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Dla kręgów publicystów i polityków, którzy przez minione lata żyli z przekonywania że Polska jest „rozgrabiana” i wymaga innego podejścia do ekonomii i kwestii własności, wypowiedziane myśli to istna gratka. To oczywiście pewien medialny schemat interpretacyjny, który jest z jednej strony uproszczeniem, a z drugiej byłby trochę dla J.K.Bieleckiego krzywdzący.
Jest i inna grupa osób które mogą się poczuć skrzywdzone i zaskoczone tym wywiadem. Mam na myśli ludzi, którzy są zwolennikami liberalnej gospodarki i jak najdalej posuniętego usunięcia państwa w strukturze własności. Ich liberalne poglądy są nie tyle efektem znajomości ekonomii, co bardziej postawy życiowej, powodzenia zawodowego i ulegania pokusie traktowania liberalizmu jako środka służącego do wyjaśnienia wszelkich ekonomiczno-społecznych problemów tego świata. Niektóre zdania zawarte w wywiadzie są jak ogłoszenie że kapłan tu i tu się mylił i od następnego dnia dany aksjomat jest nieważny.
Poniżej link do artykułu, z którego też zaczerpnąłem cytaty.
Link do artykułu: http://wyborcza.biz/biznes/1,101716,8009438,J_K_Bielecki__Polskie_spolki_dla_Polakow.html?as=1&startsz=x
To co uderza czytelnika już w połowie wywiadu, to zmiana akcentów w podejściu do prywatyzacji.
Przez długi czas pod słowem "prywatyzacja" kryła się sprzedaż firmy inwestorowi zagranicznemu. Taką prywatyzację trzeba było rozpocząć w latach 90., aby do Polski napłynął kapitał zagraniczny, a z nim – wiedza o zarządzaniu. Ale dziś wyzwania są inne. Można stworzyć listę największych spółek z udziałem skarbu państwa, które nie powinny być prywatyzowane w ten sposób. Choć nie lista jest tu najbardziej istotna
Pierwsze zasady prywatyzacji sektora bankowego przyjął w 1991 r. mój rząd. Jedną z wytycznych była etapowa prywatyzacja do 30 proc. sektora. A potem nastąpiła większa prywatyzacja wymuszona przez deficyt budżetowy. Były to spółki notowane na polskiej giełdzie, co przyczyniło się bardzo do rozwoju rynku kapitałowego.
Można odnieść wrażenie, że dojście do 70% kapitału zagranicznego w polskim sektorze bankowym nie było pierwotnie planowane i że pomiędzy 30% a 70% (przy ponad pięciokrotnym wzroście aktywów banków komercyjnych w latach 1996-2009) proces przekształceń w sektorze bankowym wymknął się spod kontroli. Ten cytat pokazuje jak bardzo proces przekształceń gospodarczych przekraczał świadomość ówcześnie rządzących. Nie sądzę, by wraz z globalizacją polskiej gospodarki i planowanym wejściem do UE udało się komukolwiek zatrzymać proces zmiany struktury własnościowej w sektorze bankowym. Polska otwierała się na świat, co z natury rzeczy oznacza swobodę przepływu kapitału i inwestowania. Nawet gdyby można było zablokować proces kupna udziałów w polskich bankach, to banki zagranicznie otwierałyby u nas własne placówki i z biegiem czasu i tak uzyskałyby prawdopodobnie udział w sektorze bankowym niewiele ustępujący obecnemu. Polskie banki cieszyły się dużym zainteresowaniem kapitału zagranicznego, ponieważ sektor finansowy (w tym bankowy) był wręcz skazany na sukces. Wynikało to z niskiego udziału w gospodarce i tempa jej rozwoju. Warto też pamiętać, że w przypadku prywatyzacji poprzez publiczną emisję akcji, to i tak Polacy sprzedawali by akcje na giełdzie.
Warto przy tej okazji obalić mit, że polskie banki bardziej sprzyjają rozwojowi polskiej gospodarki niż te z zagranicznym kapitałem. Ci którzy myślą, iż polska gospodarka wyglądałaby lepiej gdyby była obsługiwana przez polskie banki, mocno się mylą. To nie ma nic do rzeczy. Owszem, banki mają przejściowo dystans do finansowania niektórych branż, ale to problem bankowości ogółem, a nie tylko tej zarządzanej przez kapitał zagraniczny. Z punktu widzenia struktury kapitału, kredytowanie przedsiębiorstw jest procesem w zasadzie wobec tego neutralnym. Oferta dla gospodarstw domowych, w przypadku dominacji kapitału krajowego (dokładnej: własność skarbu państwa) prawdopodobnie byłaby nawet gorsza.
Dziwi mnie fragment o prywatyzacji wymuszonej deficytem budżetowym. Wyglądałoby na to iż z perspektywy początku lat 90-tych wierzono, że łatwo zbilansujemy budżet. Albo przynajmniej będziemy mieli niski i bezpieczny poziom deficytu. Ze wspomnień liberalnych ekonomistów i polityków widać, że problemy społeczno-ekonomiczne mocno przekraczały ich ówczesne wyobrażenia o czynnikach kształtujących gospodarkę.