Inicjatywa polityczna przedstawiona przez kanclerz Niemiec i prezydenta Francji wzbudziła mieszane opinie z przewagą sceptycznych, czy raczej krytycznych. Sporo też było głosów oburzenia. Moim zdaniem wydarzenie to powinno być bodźcem do poważnej wymiany myśli o tym jak widzimy przyszłość UE, w tym strefy euro. Przedstawiony w mediach pomysł dotykał kwestii ekonomicznych i politycznych. Te ostatnie są jednak w silnym związku z tempem i sprawnością podejmowania decyzji z obszaru ekonomii.
Proponuje spojrzeć na wspomnianą inicjatywę jako na wyraz rozczarowania tempem zmian w UE i stopniem konsolidacji decyzji. Wielość stron (tzn. liczba krajów należących do UE), różny stopień związania z UE i ich zróżnicowane interesy, powodują że procesy decyzyjne zbyt się przeciągają a wskutek konieczności osiągnięcia kompromisu, wypracowane decyzje często nie są tymi które chciano osiągnąć na początku. W obliczu problemów kilku krajów UE ze skalą zadłużenia, znacznymi deficytami budżetowymi i ryzykiem kiepskiego tempa wzrostu gospodarczego, warto chyba sobie przypomnieć czym ma być UE. Proponuje wiec spojrzeć na inicjatywę Niemiec i Francji jako przypomnienie, że obecny stopień integracji utrudnia prowadzenie sprawnej politykę gospodarczej i szybkie reagowanie w obliczu sytuacji kryzysowych oraz ich zapobieganiu.
Tym którzy obawiają się inicjatywy Francji i Niemiec, od razu mówię że niepotrzebnie, ponieważ przedstawione pomysły napotkają sprzeciw nie tylko krajów UE, ale również strefy euro. Mnie cieszy to, że dwa najsilniejsze państwa strefy euro postanowiły bronić tej idei. To ważne wobec opinii – moim zdaniem niepoważnych – że bliski jest koniec idei integracji europejskiej i czy przede wszystkim wspólnej waluty.
Pomysł A.Merkel i N.Sarkozy’ego skupia się na działaniach integracyjnych ale tylko w gronie krajów strefy euro. To w pewnym stopniu zrozumiałe, bo perturbacje makroekonomiczne ostatnich 3-4 lat obnażyły słabość połączenia wspólnej polityki pieniężnej z indywidualną polityką fiskalną krajów należących do strefy euro. W efekcie jedne kraje ponoszą koszty niefrasobliwości innych i nie mają przy tym stosownych instrumentów zapobiegających powstawaniu kryzysów wśród członków strefy. Jak możne sądzić, liderzy Niemiec i Francji wyszli z założenia, że skoro nie można się zdyscyplinować (i zreformować) w gronie krajów UE, to trzeba się ograniczyć do krajów należących do strefy euro.
Media przedstawiły kilka głównych postulatów, które pokrótce zaopiniuje. Nie potrafię uwierzyć w postulowane zbilansowanie budżetów, pomimo iż z makroekonomicznego punktu widzenia jest to – co do zasady – słuszne i bardzo odważne postawienie sprawy. Przede wszystkim obecnie deficyty już są znaczne w kilku krajach i ich powiększenie było częściowo świadomą reakcją na gwałtowność kryzysu z przełomu 2008/2009. Ich trwałe zbilansowanie to – jeśli już – kwestia kilku lat przy założeniu odwagi i determinacji polityków oraz zrozumienia obywateli krajów członkowskich. Być może wystarczyłoby jedynie narzucić poważne ograniczenie wielkości deficytu, okoliczności w jakich może powstać i przede wszystkim zaostrzyć monitoring i karanie za przekroczenie wyznaczonych granic. Jako również zbyt radykalny oceniam postulat wpisania progu zadłużania do konstytucji każdego kraju, chyba że zapis taki zawierałby pewną stopniowalność, czyli przekroczenie kolejnego progu wymuszałoby działania zmierzające do redukcji zadłużenia. Nieporozumieniem jest ujednolicenie stawki podatku CIT. Ujednolicenie powinno iść w kierunku przepisów, a nie stawek. Kraje UE powinny mieć swobodę kształtowania stawek w celu zachęcania do konkurencyjności wśród krajów UE i strefy euro. Na przykład dla Polski taki postulat byłby trudny do realizacji, ponieważ CIT odgrywa w naszym systemie podatkowym relatywnie mniejszą rolę. Nie mam nic przeciwko podatkowi bankowemu czy od transakcji finansowych, pod warunkiem przedstawienia stawki i celu podatku. Jednym z najodważniejszych postulatów jest pomysł tworzenia ciała decyzyjnego określanego jako rząd (rząd gospodarczy) a w dalszej kolejności prezydenta dla krajów strefy euro. Jednak nazwy nie są adekwatne do tego co potocznie rozumiemy pod tymi określeniami.
Francja i Niemcy przypominają, że poziom integracji polityczno ekonomicznej krajów UE i – szczególnie – strefy euro jest nieadekwatny do obecnych i przyszłych wyzwań gospodarczych, co dodatkowo obniża postrzeganie UE i strefy euro przez świat zewnętrzny a nawet jej mieszkańców. Przedstawione postulaty robią wrażenie bardziej emocjonalnych niż merytorycznych i są przejawem desperacji oraz ostrzeżeniem, że jeżeli UE nadal będzie opóźniać integrację w wybranych obszarach, to liderzy strefy euro są gotowi tworzyć unię w Unii, czyli równoległe instytucje doradczo-decyzyjne. Warto więc podjąć wspólny wysiłek w gronie krajów UE by poprawić funkcjonowanie i ekonomiczne bezpieczeństwo UE.
Wśród polskich polityków i mediów, demonstracja Niemiec i Francji wywołała standardową reakcję. Zwolennicy integracji woleli milczeć, bo wskazywanie na zalety funkcjonowania (poza pieniędzmi z funduszy) w UE i chwalenie idei wspólnoty jest ryzykowne politycznie. Modniejsze jest narzekanie na unijną biurokrację i dowcipkowanie o prostych bananach. Przeciwnicy, czy raczej ta część polityków którzy obnoszą się z postawą dystansu do UE, natychmiast ideę skrytykowali lub określili jako próbę zdominowania UE przez Niemcy i Francję. Wśród polityków, przedstawiciele PO woleli się z tematem integracji nie wychylać, Waldemar Pawlak z dumą powiedział że do strefy euro nam się nie spieszy (co nie ma wiele wspólnego z przyczynami pomysłów liderów Niemiec i Francji), a przedstawiciele PiS nie ukrywają, że Niemcy są podejrzane a UE jest po to by jak najwięcej z niej wyszarpać. I po dyskusji.
Nam nie jest na rękę realizacja postulatów A.Merkel i N.Sarcozy’ego, ponieważ utrudniłoby to zarządzanie UE i mogłoby prowadzić do większego zróżnicowania pomiędzy krajami strefy euro i częścią pozostałych członków UE. Nie sądzę by inicjatywa w takiej postaci w jakiej przedstawili ją liderzy Niemiec i Francji miała szanse pełnej realizacji, ponieważ niektóre z rozwiązań mogłyby być w ostateczności niekorzystne dla krajów strefy (podatki). Warto dobrze ten temat przedyskutować. Mniejsza o przedstawione przez pomysłodawców propozycje, bo faktycznie są dyskusyjne. Ważniejsze są przyczyny ich powstania i to co w wyniwku wprowadzenia w życie postulatów ma być osiągnięte.