Trzeba przyznać, że premier Grecji potrafi wytworzyć napięcie. Thriller z Grecją zdaje się nie mieć końca. Można dyskutować czy zapowiedziana redukcja długu o 100 mld euro z prawie 355 mld euro to dużo czy mało. To zależy z jakiej pespektywy to oceniamy. A takich perspektyw jest kilka. Po pierwsze wydaje się iż zaciągnięte długi należy spłacać. Niemniej problem jest i historyczno-moralne dywagacje nie tu nie dają. Z podawanych przez media informacji wynika, że redukcja zadłużenia sprowadzi dług w relacji do PKB z ok. 165% do poniżej 120%. Jestem zwolennikiem redukcji zadłużenia Grecji, ponieważ kraj który od trzech lat notuje ujemny wzrost gospodarczy (obecnie -5,0 procent yoy) i nie jest w stanie obsłużyć tak dużego zadłużenia jak dotychczas. Przedłużający się proces wypracowywania formy pomocy dla Grecji, traktowałem jako konieczność wynikającą z dużej liczby państw i instytucji biorących udział w tym procesie. Warto pamiętać, że dwadzieścia lat temu nam też zadłużenie spędzało sen z powiek. Na początku lat 90-tych nasze zadłużenia sięgało 90 procent PKB. Skuteczne negocjacje (redukcja i wydłużenia spłaty) i czynniki makroekonomiczne (m.in. wzrost tempa PKB) spowodowały spadek długu do PKB o ponad połowę. Przypominam to, ponieważ dość często można usłyszeć słowa dezaprobaty w dyskusji o redukcji długu Grecji.
Mimo iż być może niektórzy oczekiwali większej redukcji, to i tak obecną należy ocenić jako znaczną. Zadłużenie Grecji nie jest konsekwencją wypadków na które ten kraj nie miał wpływu, jak na przykład klęska żywiołowa. Zadłużenie Grecji to efekt ewidentnego lekceważenia zasad tzw. zdrowych finansów na kilka lat przed ujawnieniem katastrofalnej sytuacji na początku 2010 r. prze obecny rząd. W takiej sytuacji chciałoby się powiedzieć: spłaćcie ile tylko się da i nawet za cenę poważnych wyrzeczeń. A te są dość spore, bo już obecnie oficjalna stopa bezrobocia przekracza 15% i jest dwa razy większa niż w latach 2006-pocz. 2008, kiedy to w Europie była świetna koniunktura gospodarcza.
Oczywiście dyskutując o skali zadłużenia Grecji i redukcji długu, trzeba odłożyć na bok emocje. To państwo jest w poważnych tarapatach gospodarczych i redukując dług, politycy i ekonomiści z krajów UE musieli pamiętać, że nie chodzi o zemstę a o to by Grecja w średnim terminie wyszła z kryzysu i była w stanie obsłużyć jak największą część zadłużenia. Biorąc pod uwagę inne – obok redukcji – formy pomocy dla Grecji, obniżenie zadłużenia z tytułu papierów dłużnych o 100 mld euro, mieści się w pojęciu „dobre rozwiązanie”.
I wydawałoby się ze teraz będzie już z górki. Tymczasem premier Grecji nie dał nam odpocząć 1 listopada. Kiedy na polskich kanałach telewizyjnych dominowała atmosfera zadumy, na zagranicznych runkach atmosfera szoku, zaskoczenia i nieco paniki. Jaki ma sens pytanie obywateli w referendum o …. No właśnie o co. Na razie nikt nie zna pytań. Ogólnie wiadomo z zapowiedzi premiera Grecji, że chce zapytać obywateli czy akceptują pakiet pomocowy wypracowany w ubiegłym tygodniu przez liderów europejskich i zaakceptowany przez premiera Grecji. Teoretycznie przeprowadzania referendum wydaje się zasadne i uczciwe wobec obywateli. Szkoda tylko, że Grecy nie uprzedzili o tym na spotkaniach z przedstawicielami państw i instytucji, kiedy dyskutowano nad formami wsparcia dla Grecji. Teoretycznie obniża to poważnie wiarygodność Greków.
Dla UE i strefy euro jest to pewien problem, ponieważ do tej pory nie ćwiczono wyjścia z euro i – jak twierdzi część specjalistów – naturalnego w takiej sytuacji wyjścia z UE. Mimo, iż przepisy regulujące funkcjonowanie UE i strefy euro nie są w kwestii konsekwencji wyjścia jednoznaczne, to tak naprawdę UE opuścić można. Wbrew pozorom dla UE nie byłby to jakiś wielki cios. Pytanie jest takie: co się opłaca Grekom. Spotykane czasami sugestie niektórych ekonomistów o powrocie Grecji do własnej waluty, nie wydają się być najlepszym rozwiązaniem. W domyśle mowa o korzyściach z dewaluacji. Dewaluacja jednak pomaga w krótkim okresie. Nie jest lekarstwem na niewydolność ekonomiczną państwa i ekonomiczną efektywność. Teoretycznie Grecy mogą pozostać przy obecnej walucie, ale nie ominą ich i tak konsekwencje bankructwa (oraz konieczność reform). Mowa o negocjacjach w sprawie skali redukcji, skutkach finansowych bankructwa dla własnego sektora bankowego i generalnie o kosztach natury politycznej (utrata zaufania na arenie międzynarodowej).
Być może propozycja premiera Grecji to swego rodzaju pokerowa zagrywka na własnym podwórku. Rząd Grecji może mieć problemy z utrzymaniem poparcia w parlamencie. Pomyślny wynik referendum dałby rządowi większe i trwałe wsparcie na czas najtrudniejszych reform. Być może jest to próba wstrząśnięcia opinią publiczną. Formalnie ok. 60% ankietowanych nie akceptuje warunków redukcji i jej skali oraz narzuconych reform. Ale aż 70% ankietowanych chce pozostać w UE. Umiejętne zaprezentowanie przed obywatelami wszystkich „za” i „przeciw” może pozytywnie wstrząsnąć obywatelami. Pytanie tylko, czy jest to jedyny możliwy scenariusz uzyskania poparcia i po prostu realizacji przyjętego programu sanacji Grecji. Sądzę, że niekoniecznie. Niestety premier i rząd są od tego by brać na siebie ciężar działań i oddawanie się w tym przypadku pod osąd obywateli nie jest najlepszym wyjściem. Na dodatek funduje sporą nerwowość na rynkach finansowych, co odbija się również na tych państwach które chcą Grecji pomóc.
Powyższe rozważania należałoby uzupełnić o treść pytań w referendum i konsekwencje wyniku, czyli decyzji obywateli. Mogą to być pytanie bardzo konkretne, ale mogą i być pytanie tak skonstruowane by uchronić realizację pakietu pomocowego nawet na ewentualność negatywnej opinii obywateli. Tylko po co w takim przypadku przeprowadzać referendum.