W poniedziałkowym numerze Gazety Wyborczej ukazał się artykuł Stefana Kawalca pod tytułem „Udomowić banki” (Gazeta Wyborcza z 7 listopada). Zwróciłem uwagę na ten artykuł ze względu na dość rewolucyjną tezę i nie pasujące do niej uzasadnienia, które mają być ….. uzasadnieniami. Innym powodem jest to, iż publikacja została zauważona przez lewicujących publicystów lub publicystów prawicowych o „patriotycznym” podejściu do gospodarki. Reakcje były w stylu: „a nie mówiłem, że bankowość powinna być polska, bo kapitał zagraniczny jest podejrzany i nie rozumie polskiej racji stanu”.
Generalna idea artykułu, to tak ukierunkować zmiany w sektorze bankowym w Polsce, by odwrócić strukturą kapitałową w krajowych bankach. Obecnie dwie trzecie sektora należy do kapitału zagranicznego. Inaczej mówiąc, według S.Kawalca, w Polsce w bankowości powinien przeważać kapitał krajowy. Jak na obecne warunki i obecną sytuację sektora bankowego w Polsce, pomysł wydaje się niezwykle radykalny i czytelnik z oczywistych względów szuka odpowiedzi na pytanie, co się takiego stało w sektorze bankowym by domagać się aż tak radykalnej zmiany. Co ma się dzięki temu zmienić. Jesteśmy krajem o gospodarce wolnorynkowej i z natury rzeczy szukałem w teście pomysłów w których będą co chwilę występować słowa: jakość obsługi, efektywność, bezpieczeństwo banków, nadzór, bezpieczeństwo depozytów i zadowolenie klientów, rola banków w gospodarce itd. Tymczasem w artykule pojawia się jakaś forma patriotyzmu ekonomicznego nieadekwatna zupełnie do obecnych realiów, której na dodatek autor nie potrafi uzasadnić. Materiał faktograficzny jest bardzo ogólny, a dość przypadkowe dane finansowe, praktycznie w każdym przypadku wymagają komentarza. Nie jestem wolnorynkowym dogmatykiem i potrafię przyjąć, że w niektórych sferach życia ekonomicznego potrzebny jest większy udział państwa albo że kapitał krajowy jest bezpieczniejszy niż zagraniczny w niektórych sektorach. Artykuł pisany poniekąd przez osobę z dużą wiedzą o bankowości i nie mniejszym doświadczeniem, niepotrzebnie nadweręża zaufanie do zagranicznych banków i kreuje mit dobrodusznych banków z krajowym kapitałem.
Odczarujmy więc trochę wizerunek kapitału zagranicznego w polskim sektorze bankowym. Czytelnik artykułu S.Kawalca odniesie wrażenie, że struktura pochodzenie kapitału (zagraniczny lub krajowy) wpływa na ofertę i bezpieczeństwo sektora bankowego w naszym przypadku oraz może mieć wpływ nawet na popyt na rządowe papiery wartościowe. Pomimo iż bywam krytyczny pod adresem polskiego sektora bankowego, to nie zmienia to faktu iż nie potrafiłbym powiedzieć że banki podlegające kapitałowi zagranicznemu sprzeniewierzają się temu do czego są powołane i nie wychodzą naprzeciw potrzebom polskiej gospodarki. Sam autor nie potrafi przytoczyć zresztą takich przypadków. Autor sugeruje, że banki zagraniczne niezbyt chętnie kredytują w okresach kryzysowych krajowych przedsiębiorców. Jako przykład przeciwnego działania podaje „polski” PKO BP, który zwiększył kredytowanie o 23% kiedy w tym samym czasie banki zagraniczne zmniejszały. Kiedy się operuje tego typu liczbami, to autor powinien podać jak zmieniał się portfel w poszczególnych bankach zagranicznych i co spowodowało taki skok w PKO BP. Czytelnik nieobeznany z polskimi realiami gospodarczymi może paść ofiarą tego typu tendencyjnych zestawień. Jeśli już, to powinno się porównać kilka lat, ale wtedy efektu by nie było. Szkoda również że autor nie porównał działalności banków krajowych i zagranicznych w innych segmentach bankowości. Zapewniam, że banki zagraniczne ostro rywalizują o polski rynek kredytowy, co nie oznacza że muszą dawać pieniądze każdemu.
Do obaw o nadmierny udział kapitału zagranicznego, autor dokłada kwestie nadzoru bankowego. Owszem, kryzys sprzed kilku lat spowodował powstanie idei w UE by zwiększyć rolę nadzoru bankowego w kraju macierzystym, w którym działa centrala czyli zagraniczna spółka matka. Decyzjom nadzoru podlegałaby również działalność spółek córek w innych krajach. W efekcie traciłby nadzór lokalny. Trudno tak naprawdę, odmówić tej idei sensu. S.Kawalec wstawia to jednak do katalogu strachów, ale nie podaje że jego punkt widzenia jest podyktowany tylko interesem polskim, ale tak naprawdę tylko chwilowym. Jak rozumiem, kiedy polskie banki będą prężnie zdobywać rynki innych europejskich krajów, to wtedy zmienimy zdanie, „no bo tak”?
Obok sugestii o obojętność zagranicznych banków w kwestii zasilania kredytem gospodarki, S.Kawalec stawia argument jeszcze ostrzejszy: banki zagraniczne mogą nie kupować rządowych papierów wartościowych kierując się decyzjami spółek matek zamiast rachunkiem ekonomicznym. Na dowód autor podaje ok. 100 mld przetrzymywane przez banki w bonach pieniężnych NBP. To kolejna wyrwana z kontekstu liczba. Przede wszystkim nie ma obowiązku kupowania rządowych papierów. Pod drugie autor pisze o problemie, który tak naprawdę nie istnieje. Jak na razie, pomimo sporego deficytu finansów publicznych, nie mamy problemu ze sprzedażą papierów dłużnych. Obok banków, kupują je inwestorzy zagraniczni (!) oraz OFE i TFI. Przypomnę, że znaczna część instytucji ( a dokładniej: rynku) z sektora OFE i TFI należy do grup finansowych z zagranicznym kapitałem.
Pytanie można postawić inaczej. A co nam da, że sektor bankowy w 2/3 będzie należał do kapitału krajowego? Tak naprawdę autor na to nie odpowiada. Kredyty będą rosły w tempie 23% rocznie? Nonsens. Kapitał krajowy również kieruje się rachunkiem ekonomicznym. Nikt nie ma ochoty tracić pieniędzy nawet z pobudek patriotycznych. Nie będzie również kupował każdej ilości rządowych papierów dłużnych, tylko dlatego że są polskie.
Poglądy S.Kawalca wyrażone w artykule „Udomowić banki” osadzone są w obecnej, specyficznej, sytuacji międzynarodowej. Po drugie polskie przepisy regulujące działalność banków oraz ich bezpieczeństwo są dość restrykcyjne (jak na gospodarkę wolnorynkową) i podobne do regulacji europejskich i międzynarodowych. A mówiąc dokładniej, muszą przenosić na polski grunt zalecenia międzynarodowe. Piszę to, ponieważ po lekturze S.Kawalca można odnieść wrażenie, że możemy sobie w Polsce ustalać cokolwiek chcemy. Że kredytów damy do woli i każdemu, i że polskie banki kupią każdą ilość obligacji rządowych.
S.Kawalec nie mówi o poważnym zagrożeniu jakie niesie jego wizja. Udomowienie sektora bankowego jakie rysuje się w jego artykule niesie w sobie potężne niebezpieczeństwo. Taki „udomowiony sektor” skupiony na polskiej gospodarce i lokujący – obok kredytów – w obligacje rządowe byłby podatny na wewnętrzny kryzys gospodarczy i/lub kryzys finansów publicznych. Wtedy zatęsknilibyśmy za zagranicznymi spółkami matkami, które zasiliłyby polskie spółki córki kapitałem.
Jedną z dziwniejszych części artykułu są propozycje działań, które mają spowodować odwrócenie struktury pochodzenia kapitału. Skąd weźmiemy kapitał? Przecież wchodziłyby tu w grę nawet dziesiątki mld złotych. Tego S.Kawalec nie wyjaśnia. Dość enigmatycznie mówi jedynie o działaniach lokalnego organu nadzorczego i regulacjach rządu, co pachnie łamaniem reguł i przepisów międzynarodowych. Ponadto i tak nie ma żadnej gwarancji że taka struktura kapitału (przewaga polskiego) jest w ogóle osiągalna w gospodarce wolnorynkowej w wymiarze międzynarodowym. W Polsce mogą otwierać swoje placówki zagraniczne banki. Jak wskazuje dotychczasowe doświadczenie, przeważający udział kapitału zagranicznego nie wynika tylko z jego chęci ale i akceptacji klientów. Jak widać polscy klienci zdecydowali o takim a nie innym podziale rynku.
O rozwój polskiego kapitału bym się nie obawiał. Obok banków spółdzielczych czy Getin Noble Banku jest i PKO BP. W segmencie finansowych firm doradczych, inwestycyjnych, biur maklerskich czy TFI, polski kapitał i polscy managerowi świetnie sobie radzą.