Banki i para-banki. Luka w kredytowaniu bieżących potrzeb gospodarstw domowych.

Tzw.  afera Amber Gold, spowodowała powrót tematu para-banków i przy okazji finansowania gospodarstw domowych. Upadłość wspomnianej firmy, ożywiła dyskusję również w zakresie kredytowania. Były to raczej dość luźne i niespójnie rzucane oceny i  zarzuty, skierowane pod adresem państwa jako regulatora i strażnika klientów przed oszustwami instytucji finansowych i para-bankowych. Media posuwały się dość daleko, sugerując że ludzie biorą kredyty gdziekolwiek bo muszą lub po prostu, bo potrzebują. Wydźwięk tych głosów ocierał się już o wniosek, że państwo powinno tak zorganizować usługi finansowe, by obywatel czy gospodarstwo domowe zawsze gdzieś mogło zdobyć finansowanie swoich potrzeb.

Obecnie głównym dostarczycielem zasilania finansowego poza dochodem z pracy jest sektor bankowy. Niestety tutaj progiem uzyskania kredytu jest zdolność do spłaty. Żale pod adresem banków i KNF, o ograniczanie finansowania gospodarstw domowych i wpychanie przez to Polaków w objęcia para-banków są bezzasadne. Banki są instytucjami komercyjnymi, które nie mogą sobie pozwolić na budowę ryzykownego portfela pożyczek dla gospodarstw domowych. Ryzyko nie dotyczy samych bankowców, a przede wszystkim klientów banków, którzy w dużym stopniu ostatecznie poczują konsekwencje złego portfela kredytowego. Warto też podkreślić, że już obecnie portfel kredytów konsumpcyjnych daleki jest od ideału. Wg danych dot. sektora bankowego na stronach KNF, niemal 18% portfela kredytów konsumpcyjnych jest klasyfikowana jako „ze stwierdzoną utratą wartości”. Mówiąc prościej: jest problem z ich odzyskaniem (w pierwotnym terminie lub w ogóle). Propozycje „rozmiękczania” niektórych rekomendacji KNF mających wpływ na liczbę udzielanych kredytów konsumpcyjnych, będą miały w najlepszym wypadku marginalne znaczenie. Inaczej mówiąc, banki nie mają obowiązku dostarczania kredytu każdemu kto się po to zgłosi. Bez względu na to czy kredyt jest potrzebny na niezbędne wyposażenie gospodarstwa domowego (np. lodówka), uzupełnienie środków finansowych z powodu zbyt niskich dochodów w gospodarstwie domowym, czy choroby członka rodziny, jedynym kryterium jest zdolność kredytowa. Co ma począć obywatel w potrzebie? Nie ma czegoś takiego jak pożyczka na trudne i wyjątkowe problemy gospodarstw domowych. Państwo bynajmniej od problemu nie ucieka. Na wypadek problemów zdrowotnych ma tylko finansowanie z NFZ,  a receptą na brak odpowiednich środków finansowych w rodzinie (w tym m.in. na leki) jest wsparcie z ramach tzw. pomocy społecznej.

W tym mechanizmie jest potężna luka. W przypadkach chorób (rehabilitacji) na leczenia których oferta NFZ to za mało (w tym finansowanie leków) czy sytuacji kiedy rodzina żyje bardzo skromnie, ale jeszcze nie kwalifikuje się do wsparcia w ramach pomocy społecznej (mowa m.in. o poziomie tzw. wykluczenia społecznego). Do tego dochodzą osoby zatrudnione w formach innych niż stałe zatrudnienie i niskim wynagrodzeniu. Nie jest prawdą, że te osoby nie mają dostępu do kredytu, ale faktycznie bywa że w scoringach wypadają gorzej od pełnoetatowców. Jednak to „gorzej” dotyczy głównie kredytów na duże kwoty i długie terminy. To istotna informacja, ponieważ wg  dostępnych informacji przeciętny kredyt w para-bankach od lat oscyluje na poziomie 1,5 tys. zł. Pozostają jeszcze przypadki, kiedy gospodarstwa domowe zaciągają kredyty jedynie w celach zaspokojenia swoich konsumpcyjnych ambicji. Może to być przykładowo sfinansowanie urlopu czy zakup auta. Te ostatnie to już problem gospodarstw domowych i ich umiejętności odmówienia sobie niektórych wydatków, do czasu poprawy sytuacji finansowej. Niestety nie znam danych, które by pozwoliły określić, jakie potrzeby są finansowane za pośrednictwem para-banków. Proponowałbym jednak nie ulegać panice i twierdzić, że społeczeństwo popada w tarapaty finansowe wskutek nieprawidłowej organizacji rynku finansowego, źle dystrybuowanego wsparcia państwa, czy generalnie ustroju gospodarczego.

Wspomnianą lukę w zaspokajaniu doraźnych potrzeb finansowych wypełnia sektor popularnie zwanych para-bankowym. Pojęcie para-bank jest dość szerokie i zyskało pejoratywne znaczenie. Warto więc zwrócić uwagę, że pomimo iż część tych instytucji działa poza systemem bankowym i zasięgiem KNF, wcale nie musi oznaczać iż to finansowa łobuzerka. Na tym rynku  w ostatnich latach zaczęły stawiać pierwsze kroki znane firmy windykacyjne. Ich atutem jest wypracowanie w oparciu o własne doświadczenie modeli skoringowych, które pozwalają na szacowanie ryzyka przy udzielaniu kredytów osobom, które mogą mieć problemy z zaciągnięciem kredytów w banku. Trudno podać dokładne rozmiary działalności kredytowej sektora para-bankowego. Wg Konfederacji Przedsiębiorstw Finansowych (dane oparte na danych z kilku czołowych firm pożyczkowych), wartość ich portfela na koniec 2012 r. prognozowano na 2,2-2,3 mld zł. Liczba klientów na koniec 2011 miała wynieść 1 mln (informacje za dziennikiem „Rzeczpospolita”). Biorąc pod uwagę trendy, liczba klientów być może minimalnie wzrosła w ubiegłym roku. Od 2007 r. Wartość portfela pożyczek rosła średnio w tempie 12% rocznie. W relacji do bankowych kredytów konsumpcyjnych, udział kredytów para-bankowych powoli rośnie od 2009 z 1,15% do ok. 1,7% w 2012 r. Jeżeli przyjąć, że dane KPF nie obejmują całego rynku, to trzeba przyznać że wyrasta nam nowy quasi bankowy segment rynku, który wypełnia opisywaną wyżej lukę kredytową.

To co charakteryzuje ten sektor to duży udział kredytów zagrożonych (ok.  dwa razy większy niż z bankach) i konieczność rekompensowania tego niezwykle wysoką stopą procentową. Wydaje się na chwilę obecną, że sektor ten w znacznym stopniu działa nieco na dziko, bo poza zasięgiem prawa bankowego i nadzoru KNF. Jego rozwój odbywa się na żywym organizmie, a pojawiające się patologie z lepszym lub gorszym skutkiem są łatane zmianami w prawie lub interwencjami organów nadzorczych i/lub powołanych do obrony praw konsumentów (w tym również usług finansowych).

Nie sądzę by było konieczne i możliwie zawrócenie klientów para-banków do banków. Warto jednak objąć kredytowe instytucje para-bankowe w szerszym stopniu prawem dedykowanym, wymusić jawność działania i koniecznie poddać je nadzorowi i ewidencji. To powinno pozwolić na przynajmniej częściowo ograniczenie patologii i zmniejszenie rozmiaru szarej strefy w tym sektorze. Równocześnie należałoby podjąć działania zmierzające do ochrony klientów para-banków przed tzw. lichwą i oszustwami dot. wyłudzania przedmiotów zabezpieczeń. Podtrzymuje również postulat, by złagodzić restrykcyjne prawo określające upadłość konsumencką. No i na zakończenie BIK. Ideałem byłoby  zachęcenie para-banków do wymiany informacji z BIKiem. Na razie nie będę rozwijał co miałoby oznaczać słowo „zachęcenie”.

Te działania powinny się przyczynić do częściowego ucywilizowania rynku kredytowego para-banków oraz zapobieżeniu ewentualnemu popadnięciu dużej liczby gospodarstw domowych w finansowe kłopoty. Całkowite zinstytucjonalizowanie tego rynku nie jest jednak możliwe ani konieczne. Specyfika rynku i tak będzie powodowała działanie pozabankowego rynku kredytowego na granicy prawa i w szarej strefie. Będzie to rezultatem działania zarówno osób/instytucji chcących udzielać kredytów poza ścisła kontrolą państwa ( w tym aparatu skarbowego), ale i klientów którzy zawsze będą szukać możliwości kredytowania, jeżeli drzwi banków i para-banków będą już dla nich zamknięte. Poza tym mamy gospodarkę wolnorynkową. Pozostawmy więc otwarta furtkę na innowacyjną działalność finansową i możliwość podejmowania dużego ryzyka, jeśli obywatele mają na to ochotę.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Finanse osobiste. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.