W ostatnim czasie zdarzyło mi się trafić na kilka komentarzy dotyczących zadłużenia publicznego po zmianach w OFE. A dokładniej, co się zmieniło po przeniesieniu 153 mld zł z OFE do ZUS. Kilku komentatorów (w tym i ‘Doktor Zagłada’) postanowili oczywiście postraszyć obywateli. Wmawiali, że kasa (czytaj: obligacje przejęte od OFE) została już przejedzona i cała operacja nic nie dała. Wśród zarzutów był i ten o dalszym narastaniu długu, z czym (i tylko z tym) akurat można się zgodzić.
Ustalmy więc fakty, by wiedzieć czym operacja przejęcia części środków OFE miała być, w czym miała pomóc (a raczej przed czym uratować) i czym być nie mogła. To pomoże zrozumieć z czym mieliśmy do czynienia.
W lutym tego roku do ZUS zostały przekazane aktywa o wartości ponad 153 mld zł . W większości były to obligacje, ale prawie 16 mld zł to obligacje KFD gwarantowane przez Skarb Państwa i 2 mld zł innych środków. Biorąc pod uwagę uszczuplenie aktywów OFE i inne operacje w lutym, wartość długu Skarbu Państwa spadła o ponad 130 mld zł (w pozycji rezydenci/krajowy sektor pozabankowy).
Praktycznie niezależnie od przyjętej definicji zadłużenia, w relacji do PKB zadłużenie spadło o ok. 7 pkt. proc. Przykładowo dług sektora instytucji państwowych i samorządowych (GG). stanowił na koniec III kw 2013 ponad 58% PKB (!). Na przełomie 2013/2014 w relacji do PKB zadłużenie zaczęło w niewielkim stopniu spadać (na koniec 2013 (57,1% PKB). Kolejne wskazanie (na koniec marca 2014) dawało już tylko 49,5%. Jak wspomniałem, to ostatnie wskazanie, to głównie efekt redukcji aktywów OFE.
Nie ma co ukrywać, że dyskusja o zmianach w OFE i wpływie OFE na finanse publiczne, zaczęła się w Polsce chyba zbyt późno. Ostry spór, który przybrał wręcz formę ideologiczną, dyskusji nie ułatwiał. Tuż po wybuchu światowego kryzysu finansowego stanęliśmy w obliczu zbyt szybko narastającego deficytu finansów publicznych. Jednym z kilku głównych powodów były przelewy do OFE, których nie sposób było zrekompensować analogiczną redukcją wydatków czy wzrostem wpływów budżetowych. Gdy spory trwały, dług (m.in. kategoria GG) zbliżał się do granic dozwolonym przez krajowe i unijne przepisy. Praktycznie już w 2012 zbyt wysokim zadłużeniem radyklanie ograniczyliśmy sobie zdolność manewru. Obniżenie zadłużenia lub zatrzymanie jego dalszego (w relacji do PKB) wzrostu stawało się koniecznością. Jakimś wyjściem mogły być zmiany w ustawie o finansach publicznych. Wbrew więc opiniom krytyków, obniżenie wartości długu dało nam spory oddech i niemały margines do podjęcia dalszych działań.
Kolejną konsekwencją zmian w OFE, które weszły w życie w tym roku, są m.in. radykalne ograniczenie przelewów do OFE oraz zmniejszenie kosztów obsługi zadłużenia. Przypomnę, ze w 2010 przelewy do OFE sięgnęły 23 mld zł. Po ich ograniczeniu (zmiany w 2011), przelewy spadły do ponad 8 mld zł (w 2012). Po zapisach tegorocznych w okresie kwiecień-lipiec, przelewu będą 2-3 krotnie mniejsze i dodatkowo ‘rekompensowane’ ZUSowi skutkami tzw. suwaka. Dla finansów publicznych redukcja przelewów i obsługi kosztów zadłużenia, oznacza zmniejszenie kosztów bieżących o kolejne ‘duże’ kilka mld zł rocznie. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w większości będzie to zamiana kosztów bieżących na przyszłe. Przykładowo bieżąca kosztów zadłużenia (obligacji), zamienia się w koszty waloryzacji przeniesione na nadchodzące dekady.
Przelew z OFE do ZUS nie tyle więc dał ‘coś’, co dał bardzo dużo. Obniżyliśmy do w miarę bezpiecznego poziom zadłużenia i zredukowaliśmy presję na powiększanie deficytu finansów publicznych.
Pozostaje jeszcze kwestia rzekomego przejedzenia aktywów przelanych z OFE do ZUS. Przykro mówić, ale autorzy tej teorii bawią się z czytelnikami, manipulując liczbami. Na ogół jest to przyrównanie wartości deficytu budżetowego lub finansów publicznych z ostatniego okresu do wartości przeniesionych na ZUS aktywów. Tylko że jedno z drugim nie ma nic wspólnego i nikt nigdy nie mówił, że od chwili przelewu 153 mld zł na ZUS w Polsce nie będzie deficytu finansów publicznych. Po prostu prostacka żonglerka danymi na nieświadomych i żądnych podstaw do krytyki rządu obywateli, jest – delikatnie mówiąc- godna pożałowania.
Jedno z czym mogę się zgodzić, to zarzut dot. narastania zadłużenia po jego redukcji w lutym tego roku. Wprawdzie pięć miesięcy to zbyt krótki odcinek czasowy do analizy, ale faktycznie biorąc pod uwagę wzrost nominalny czy w relacji do PKB, wzrost długu publicznego w okresie luty-czerwiec do najmniejszych bynajmniej nie należy.