Niemal w każdych wyborach pojawia się partia, która w programie gospodarczym deklaruje, że chce zrównać stawki VAT . Na ogół proponują to politycy/partie o poglądach liberalnych lub zbliżonych. Tym razem, w tej kampanii wyborczej, rola ta przypadła Ryszardowi Petru i jego Nowoczesnej. Celem zrównania VAT ma być prostota podatku, jego obniżenie, redukcja szarej strefy wykorzystującej różnice stawek itd.
Może i nie komentowałbym tego punktu programy gospodarczego Nowoczesnej gdyby nie lekka prowokacja, jakiej można się było spodziewać. Hanna Gill-Piątek startująca z listy Zjednoczonej Lewicy, „zaczepiła” Ryszarda Petru. H.Gill-Piątek przedstawiła na facebooku wydruk z kasy sklepowej po porannych zakupach. Dominowały produkty obłożone niższymi stawkami VAT (5-8%). To miało dać do myślenia R.Petru co się stanie gdy stawki VAT zostają ujednolicone na poziomie 16%.
To charakterystyczne zestawienie dwóch światów. Lewicowego z troską o najuboższych i wolnorynkowego, gdzie same uproszczenie podatków pomoże przedsiębiorcom, a ci zwiększą zatrudnienie itd. Żadnej z tych osób nie odmawiam autentycznej troski o obywateli. Z całą pewnością Ryszardowi Petru, najubożsi nie są również obojętni.
Przyznam, że trochę Ryszarda Petru nie rozumiem. Wprowadzenie jednej stawki VAT wydaje mi się mało realne i niekoniecznie potrzebne. Bynajmniej nie tylko dlatego, że Nowoczesna jeśli wejdźcie do Sejmu to raczej z wynikiem nie przekraczającym 10%. Odnoszę wrażenie, że R.Petru szukał idei, hasła, które pozwoli wyróżnić program jego ugrupowania, a jednocześnie będzie elementem charakterystycznym wolnorynkowego (liberalnego) programu. Tylko, że hasło wydaje się być nieco zużyte i wątpliwe co do słuszności. Wątpię czy warto o jedną stawkę VAT kruszyć kopie.
Niemal zawsze, gdy mowa o jednej stawce VAT, to jej poziom jest ustalony na poziomie stawki efektywnej (co roku podaje ją MinFin) lub zbliżonej. Operacja więc byłaby prawie neutralna, z punktu widzenia wpływów budżetowych. Ewentualne odchylenia na plus czy minus to kilka mld zł. Im większe odchylenia na minus dla budżetu (a z korzyścią dla obywateli), tym bardziej trzeba je przynajmniej częściowo rekompensować innymi wpływami.
Zróżnicowanie stawek VAT nie jest tylko wynikiem przypadkowych procesów i populistycznych działań polityków. W dużym stopniu daje się to uzasadnić. Niższe stawki VAT obejmuję część produkcji i przetwarzania produktów rolnych . Szczególnie dotyczy to podstawowych produktów żywnościowych. Do tego można dołożyć usługi za zakresu służby zdrowia. To bynajmniej nie koniec listy. Mamy to do czynienia z celem społecznym, by niezbędne do życia produkty i usługi były dostępne dla ludności uboższej, wśród której wydatki na żywność stanowią relatywnie większą pozycję w wydatkach. Przy okazji państwo wspiera sektor rolno-spożywczy. Wadą takiego rozwiązania jest fakt, iż korzystają z tego wszyscy, czyli i obywatele niepotrzebujący takiego wsparcia.
Zróżnicowanie stawek VAT wynika również z przemian ekonomicznych kraju i doraźnych zmian w VAT. VAT to jedno z kilku głównych źródeł wpływów budżetowych. Stąd stawki i zasięg podatku musza uwzględniać cele społeczne, branżowe i makroekonomiczne. Dobrym przykładem tych ostatnich jest podwyżka podstawowej stawki do 23%. Wynikała z konieczności dostarczenia wpływów by łatać dziurę w finansach publicznych po 2008 roku. Jednocześnie obniżono stawki na niektóre produkty usługi wrażliwe społecznie. Efekt? Powiększyła się luka między stawką podstawową (maksymalną) i stawkami obniżonymi. Starając się zrozumieć przyczyny zróżnicowania stawek, należy pamiętać o naciskach (czasami uzasadnionych) poszczególnych branż, ich zróżnicowaniu działalności i konkurencyjności polskich wyrobów. Dlatego też mocno wątpię by po ewentualnym zrównaniu VAT udało się utrzymać jednolitą stawkę w dłuższym okresie. I to bynajmniej nie tylko z powodów populistycznych działań polityków.
Podniesieni stawki VAT do 16% faktycznie mogłoby być sporym wyzwaniem dla uboższej części społeczeństwa. Taki ruch musiałby być poprzedzony radykalną zmianą w transferach szeroko rozumianej pomocy społecznej i zapewne skoordynowany ze zmianą w innych podatkach by chociaż częściowo zrekompensować wzrost VAT.
Ale są i zalety jednej stawki. Obok samej prostoty i zmniejszenia szarej strefy, spadłyby ceny wielu dóbr i usług. O ile? I to jest zagadka, bo zapewne podmioty gospodarcze starałyby się utrzymać wcześniejsze ceny by przejąć korzyści z tytułu obniżonych stawek.
Jak widać jedna stawka VAT, choć kusząca, wydaje się mało realna we wprowadzeniu. Sugerowałbym raczej zmniejszenie liczby stawek i zmniejszenie różnicy między nimi. To i tak już byłby duży krok do przodu. Na redukcję szarej strefy są inne sposoby.
A całą pewnością warto raz w roku wracać do dyskusji o stawkach podatku VAT. Niskie stawki VAT to czołowe źródło ulg w polskim systemie podatkowym, a co za tym idzie, utraty wpływów budżetowych. Nad uzasadnieniem i skalą niektórych z nich powinno się dyskutować. Można też stopniowo redukować zakres „działania” niskich stawek oraz jednocześnie dokonywać zmian w PIT i zasadach wsparcia osób najuboższych. Sądzę, że to pozwoliłoby na obniżenie stawki maksymalnej.