Propozycja M.Morawieckiego dotycząca zachęty finansowej za odsunięcie w czasie momentu przejścia na emeryturę była pewnym zaskoczeniem. W dużym skrócie: min. Morawiecki zaproponował ok. 5 tys. zł za każdy dodatkowy rok pracy, liczony od chwili uzyskania prawa do przejścia na emeryturę. Przy słowie ‘każdy’ nie będę się upierał, ponieważ w przekazach medialnych padały różne okresy, ale na pewno musiałoby to być min. dwa lata. Skąd kwota? Punktem odniesienia mają być wszelki podatki i składki liczone od wynagrodzenia na poziomie mediany, ale bez składek emerytalnych. Sumę rocznych składek dzielimy przez dwa. To daje faktycznie kwotę rzędu 5 tys. zł rocznie.
Hojność czy desperacja? Raczej to drugie. Idea finansowego bodźca co do zasady nie jest zła, ale ostateczna ocena zależy od okoliczności. Rząd wsparł prezydenta w realizacji wyborczego hasła i przywrócił poprzedni wiek emerytalny (60/65) w miejsce ‘nowego’, ustalonego kilka lat temu. Politycy PiS (w tym prezydent) w pełni zdają sobie sprawę z negatywnych skutków dla finansów publicznych jakie przyniesie realizacja populistycznej obietnicy. Przypomnę, że prezydent A.Duda użył w swoim wniosku wyliczeń dokonanych przez poprzedni rząd. Uznał je za wiarygodne.
Oficjalnie nikt tego nie przyzna, ale politycy PiS zapewne od razu po wyborach przystąpili do prac nad przynajmniej częściową neutralizacją skutków obniżenia wieku emerytalnego. Pierwszym obronnym manewrem było opóźnianie daty wejścia w życie niższego wieku. Formalnie wyborcy słyszeli obietnice, że zmiana nastąpi już od stycznia 2016 r. W rzeczywistości obietnica będzie zrealizowana z ponad półtorarocznym opóźnieniem. Po dwóch latach od przejęcia władzy przez PiS.
Propozycja min. Morawieckiego jest pewnym zaskoczeniem z kilku powodów. Do tej pory powoli do mediów przeciekały informacje o pracach nad uszczelnieniem systemu emerytalnego i rozważaniami nad pakietem zmian, które miały zniechęcić Polaków do przechodzenia na emeryturę. Oficjalnie nikt z polityków PiS tego nie chciał potwierdzić, ale i twardo nie zaprzeczano, że niektóre z propozycji zawartych w tzw. Białej Księdze przygotowanej przez ZUS mogę wejść w życie.
Nowością jest kierunek z którego przyszła propozycja i jej charakter. Do tej pory oczekiwano szczegółów od premier Szydło, minister Rafalskiej czy może ministra Kowalczyka. A tymczasem propozycja wyszła od M.Morawieckiego. Na ile i z kim była uzgodniona, tego do końca nie wiemy. Krótko później propozycje poparła i potwierdziła premier Szydło. Wygląda na to, że w rządzie jest kolejny ośrodek biorący udział w pracach nad utrzymaniem systemu emerytalnego ‘przy życiu’ i szukający sposobów powstrzymania nadmiernego przyrostu deficytu FUS.
Pozornie godny uwagi jest charakter propozycji. To zachęta, bodziec, a nie potencjalna kara o negatywnych skutkach dla przyszłego emeryta. I być może dlatego, oficjalny przekaz dotyczący wieku emerytalnego rozpoczęto propozycją finansowej zachęty. Formalnie rząd chce by wyglądało to jak propozycja raju na ziemi. Chcesz człowieku, to przechodzisz na emeryturę. A jak nie, to rząd ci jeszcze dopłaci. Jakiej by człowiek decyzji nie podjął i tak będzie szczęśliwy.
Paradoks propozycji ministra polega na tym, że wpierw nowy rząd obniżył wiek emerytalny, by później….zachęcać do jego wydłużenia za pomocą finansowego bodźca. Czyli, że jednak jest zagrożenie dla finansów publicznych i jakości naszego życia na emeryturze, prawda?
Wg prognoz, 10-15% potencjalnych emerytów powstrzyma się od rezygnacji z pracy by skorzystać z finansowego bodźca. Tylko, że z innej strony patrząc (wg poprzednich rozwiązań) ta sama grupa obywateli i tak by pracowała bez finansowej zachęty.
Biorąc pod uwagę przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego, proponowane rozwiązanie jest korzystne dla rządu, bo powinno się przyczynić do częściowej redukcji skutków powiększenia deficytu FUS. Niemniej – o czym już raz wspomniałem – min. Morawiecki próbuje odwrócić zmiany dot. wieku emerytalnego wprowadzone przez obecny rząd, przy aprobacie pani premier. To zaprzeczanie wcześniejszym decyzjom.
Przywrócenie wieku przejścia na emeryturę 60/65 było błędem. Należało iść w stronę rozszerzenia form wsparcia dla osób, które nie będą potrafiły utrzymać się na rynku pracy ze względów zdrowotnych, zbyt niskich kwalifikacji zawodowych lub braku zainteresowania pracodawców w ich zatrudnieniu itd. itd., że już nie wspomnę grup uprzywilejowanych.