Warto przełamywać schematy myślowe. Niewątpliwie. Za sprawą ministra Jarosława Gowina, do mediów na chwilę powrócił temat deglomeracji. W ujęcie ministra Gowina chodzi przede wszystkim o przeniesienie części urzędów centralnych, central firm państwowych itd. ze stolicy do mniejszych miast, stolic regionów. Niestety temat jakoś tak nie ma szczęścia przebić się i utrzymać na pierwszych stronach mediów. Nawet tych o tematyce ekonomicznej. Powód? Pomysł, chociaż nie nowy, oceniany jest jako skazana z góry na porażkę walka z pozornie oczywistym trendem koncentrowania się ludności w miastach, ze szczególnym uwzględnieniem stolicy. Ponadto, z przykrością muszę to powiedzieć, opiniotwórcze kręgi komentatorów, urzędników i ekonomistów, mieszkających i/lub pracujących w Warszawie, traktują pomysł Gowina jako uderzenie we własną egzystencję. Dość komfortową, jeśli porówna się rynek pracy i jakość życia w Warszawie i w pozostałych miastach. W efekcie media potraktowały temat na ogół z przymrużeniem oka lub próbowały go wykpić. Szkoda.
Proponuje nabrać więcej dystansu i głęboko się zastanowić czy deglomeryzacja to faktycznie utopia. Moim zdaniem nie. Postulat ma przy okazji, co bynajmniej nie jest jego wadą, zabarwienie lewicowe.
Pracuję w banku, którego centrala jest w dwóch lokalizacjach. Katowice i Warszawa. Zapewniam, że przy obecnym rozwoju telekomunikacji i komunikacji (transport), nie stanowi to większego problemu.
Państwo ma możliwość wsparcia lokalnych rynków pracy poprzez przeniesienie części miejsc pracy z sektora publicznego poza stolicę. Proces można rozłożyć na lata i części ministerstw rozmieścić z miastach wojewódzkich i mniejszych. Zmniejszy to trend przenoszenia się do Warszawy w poszukiwaniu atrakcyjnych miejsc pracy i kontynuowania rozwoju zawodowego czy tzw. kariery. Owszem będzie to może przykre dla części pracowników mieszkających już w Warszawie. Proszę jednak sprawdzić ilu ludzi dojeżdża lub porzuciło swoje miejsca zamieszkania by pracować w Warszawie. Jakoś mało kto się losem tych ludzi przejmował i przejmuje.
Wraz z dekoncentracją sektora centralnych instytucji publicznych, zmniejszy się presja na lokowanie central większych firm prywatnych w Warszawie. Oprócz lokalnych rynków pracy, zyska na tym infrastruktura komunikacyjna. Itd. itd.
Tak naprawdę nie ma uzasadnienia dla tak dużej, jak obecnie, koncentracji instytucji i pracowników sektora publicznego w Warszawie. Proponuję więc, przestać się śmiać i kręcić głową oraz powtarzać się nie da.