Ups. Inflacja roczna za grudzień 3,4%.

GUS podał szacunkowe wyniki inflacji i wątpię by wśród ekonomistów były osoby, które nie są tym rezultatem zaskoczone. Na pełne (tzn. z listą składników) i ostateczne wyniki przyjdzie nam jeszcze poczekać kilka dni. Ależ napięcie.

Inflacja roczna w grudniu szacowana jest przez GUS na 3,4%, a miesiąc do miesiąca na 0,8%. To raczej rzadkość, by wskaźnik miesięczny w grudniu był jednym z największych na tle pozostałych miesięcy. W prognozach i oczekiwaniach ekonomiści nie przekraczali raczej poziomu inflacji 3% w ujęciu rocznym. Co jest przyczyną? Jak wspomniałem, dowiemy się tego za kilka dni, ale pogdybać nie zaszkodzi.

Przede wszystkim utrzymuje się tendencja podwyższania inflacji przez ceny żywności. W minionych latach dość często w okresie zimowym drożały owoce i warzywa. Incydentalnie inne produkty żywnościowe. Tym razem od dłuższego czasu rosną również inne towary spotykane w naszej kuchni. Mięso, cukier oraz pieczywo. Wymieniłem te, których ceny rosną relatywnie mocno.

Wartość całego koszyka żywnościowego wzrosła aż o 7% rok do roku w grudniu. To za sprawą bardzo silnego wzrostu żywności miesiąc do miesiąca w grudniu, bo aż o 1,2%. Jak na nasze doświadczenia z lat ubiegłych, to wartość niezwykle duża. Niestety musimy poczekać, by dowiedzieć się, która grupa żywności tak silnie pociągnęła ceny w grudniu.

Niestety niespodzianka jest i po stronie towarów i usług nieżywnościowych. Odpowiadają one za ¾ wartości koszyka inflacyjnego. Tutaj wzrost roczny wyniósł ok. 2,4% i 0,7% miesiąc do miesiąca. W II poł. 2019 r. (bez grudnia) relatywnie mocno rosły opłaty za usługi zdrowotne, łączność i telekomunikację, edukację, kulturę i sztukę oraz restauracje i hotele. Tu już swoje piętno odcisnął popyt wewnętrzny, podkręcany przez 500+ oraz jak sądzę, podniesienie wynagrodzenia minimalnego na 2020 r. oraz oczekiwany wzrost cen prądu. Przedsiębiorcy muszą to na kogoś przenieś.

Na większość składników rząd nie ma bezpośredniego wpływu. Niestety polityka nakręcania konsumpcji i niepotrzebnego odkładania wzrostu cen energii robi swoje. Oczywiście zapewne dla wielu Polaków spornym jest wzrost wyn. minialnego w 2020 r. Przypomnę jednak, że nowy poziom tegoż wynagrodzenia to 2600 zł, co oznacza niespotykany w ostatnich latach wzrost o 15,6% w porównaniu z 2019 r. za to też ktoś musi zapłacić, czy też mieć dopisane do rachunku.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na Ups. Inflacja roczna za grudzień 3,4%.

  1. Chiarodiluna pisze:

    Czy Pana zdaniem jest cień szansy na stabilizację sytuacji, czy też zbyt wiele procesów będzie tylko pracować na kolejne szokujące wzrosty inflacji ? Czy wstrzemięźliwość Rady Polityki Pieniężnej w kwestii stóp procentowych jest słuszna, czy też tylko jest postępowaniem politycznym ? I wreszcie, trochę nawiązując do sąsiedniego Pana wpisu, czy Polak, który nie zdecydował się być właścicielem niepotrzebnego jemu samemu dodatkowego mieszkania, w celu jego wynajmowania, okaże się głupcem, który wkrótce straci siłę nabywczą własnych oszczędności ? A jeśli tak, to co może jeszcze zrobić ?

  2. marekzelinski pisze:

    Inflacja.
    Większość wzrostu inflacji mamy już za sobą. Jestem przekonany, że szokujących wzrostów nie będzie. Jeżeli inflacja przekroczy 4%, to tylko na chwilę (kilka miesięcy), podobnie jak w latach 2004, 2008 i 2011. Mamy już od lat na tyle sprawnie działającą gospodarkę wolnorynkową, że dobrze radzi sobie ona z takimi skokami cen. Pod warunkiem oczywiście, że rząd nie popełni jakiegoś błędu. Inflacja mogła być nieco mniejsza, gdyby nie polityka popytowa rządu. Nakręcanie popytu pod koniec fazy dużej dynamiki PKB (faza rozkwitu/prosperity) nie jest zbyt mądre. Zaliczyliśmy przez kilka lat wysokie tempo wynagrodzeń, co przy wzroście zatrudnienia i tak dawało przyzwoity efekt popytowy. Podkręcanie gospodarki poprzez rozszerzenie 500+ i 13-tą emeryturę zapewne przyczyni się do złagodzenia spowolnienia, ale miało i ma przeniesienie na inflację. Niektóre składniki inflacji (w części nieżywnościowej) rosną w dawno niewidzianym tempie.

    RPP.
    Z perspektywy czasu RPP można i nie można przyznać racji. Przed dwoma i trzema laty pojawiały się głosy wśród makroekonomistów, by RPP rozważyła podniesienie stóp lub ostrzeżenie rynku przed takim ruchem. RPP wytrzymała presję i powstrzymała się od jakichkolwiek działań. Niestety pewność siebie nie opuszczała prezesa NBP również i w ubiegłym roku, kiedy były już sygnały, że inflacja może wyraźnie wzrosnąć. Najnowszy komunikat RPP wskazuje, że większość członków RPP nadal zdaje się lekceważyć zagrożenie.
    Staram się nadmiernie nie wprowadzać akcentów politycznych do oceny RPP, ale nie ma co ukrywać, że zarówno prezes NBP jak i część członków obecnej RPP za bardzo utożsamiają się z obecną koalicją rządową i/lub prowadzoną przez nią polityką gospodarczą. Widać to szczególnie w ocenie polityki rządu w obszarze finansów publicznych. (RPP systematycznie odnosi się do tej sfery gospodarki). Pomiędzy poprzednią RPP i obecną jest duża pod tym względem różnica. Poprzednia RPP nie była tak pobłażliwa. Wręcz przeciwnie.
    W wymienionych wyżej trzech latach RPP podnosiła śmiało stopy procentowe w obliczu wyraźnego wzrostu inflacji. Obecna RPP wydaje się być dość opieszała pod tym względem. Moim zdaniem RPP mogła już podnieść stopę referencyjną z 1,5% do 1,75% lub nawet 2,0% i dać rynkowi ostrzeżenie (interwencja słowna), że w razie konieczności nie zawaha się podnosić dalej. Oczywiście pamiętajmy, że zmiana stóp procentowych to nie tylko kwestia inflacji.
    Co do czynnika politycznego, to mogę mieć tylko nadzieję, że nikt w RPP nie wpadł na pomysł by na siłę wpierać koniunkturę gospodarczą ze względów politycznych.

    Rynek nieruchomości i siła nabywcza oszczędności.
    Nie łączyłbym jednego z drugim. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem intencje pytania. Siłę nabywczą oszczędności śmiało można utrzymać nabywając detaliczne obligacje (np. te oparte na inflacji, czy stopie procentowej). To bardzo niedoceniany w Polsce instrument. Co do inwestowania/zarabiania ocena nie jest taka prosta. Publikowane analizy wskazują na stopę zwrotu np. wynajmu od ‘średnich’ kilku procent (4%-5%) do ‘przyzwoitych’ kilku procent. Powiedzmy, że ok. 7%. Biorąc pod uwagę zainteresowanie lokowaniem na rynku nieruchomości, stopy mogą wydawać się lekko zaniżone. Być może średnie stopy są zaniżone przez przypadki wynajmu z konieczności. Rozumiem przez to przypadki, gdy ktoś ma przejściowo wolne mieszkanie i chce przede wszystkim pokryć koszt jego utrzymania, a dodatkowy zarobek jest tu drugorzędny. Niestety przy wynajmie warto mieć świadomość, że mieszkanie/mieszkania warto stale monitorować, by uniknąć zdewastowania.

  3. Chiarodiluna pisze:

    Dziękuję Panu serdecznie za wnikliwą i obszerna odpowiedź.

    1. Uwagę o krótkoterminowych skokach inflacji we wskazanych minionych latach uważałbym za w pełni słuszną, gdyby nie fakt, że obecna RPP zachowuje się dla mnie zatrważająco odmiennie od tamtejszych. Jak rynek ma sam się ustabilizować, jeśli nie pojawiają się ekonomicznie zdrowe i naturalne impulsy. Są absurdalne głosy, że nie można wykluczyć nawet obniżki stóp procentowych. Jak Pan już wie ogłoszono inflację 4,4%.

    2. Ratowanie się obligacjami indeksowanymi inflacją to rzeczywiście ciekawa opcja. Aczkolwiek zamrożenie pieniędzy jest tu na długi okres. Poza tym w pierwszym roku oprocentowanie jest “niszczycielsko” niskie dla wkładu.

    3. Porównałem osobliwie siłę nabywczą oszczędności z produktem z obszaru nieruchomości w tym kontekście, że za kilka miesięcy takiej inflacji jak obecna nie będzie można zbyt wiele nabyć, a przynajmniej istotnie mniej.

    Reasumując. To jakiś dramat. A decydenci profesjonaliści zdają się zawodzić obywateli.

  4. marekzelinski pisze:

    1. Najnowsze reakcje członków RPP wskazują na powstający zamęt intelektualny wśród jej członków. Część z nich zaczęła dostrzegać, że RPP powinna coś zrobić. W styczniu trzy osoby głosowały za podniesieniem stóp, a w lutym już żadna. Podwyżka miała być ledwie o 15 bp, co jest wartością śmiesznie małą w obecnych okolicznościach. Miesiąc późnej tym trzem osobom nagle odwagi zabrakło. Wygląda na to, że większość członków RPP nie wie co powinna robić i stała się więźniami swojego dotychczasowego uporu lub komfortowych warunków, które nie wymagały głębokiego namysłu. Z czystej przekory już dodam, że przy poprzednich skokach inflacji, poprzednie składy RPP reagowały dość mechanicznie i równocześnie z inflacją podciągała nerwowo stopy.
    2. Na pewno wadą obligacji jest termin do wykupu. Obligacje możne dać do wykupu w trakcie ich ‘trwania’. Trzeba to zgłosić agentowi emisji, czyli PKO BP. Stała oplata za wcześniejszy wykup co najmniej przez pierwsze kilka miesięcy uderza niekorzystnie w uzyskaną rentowność, co zniechęca do tego typu operacji. Cóż, obligacje są ciekawym instrumentem, ale dla większości ludzi nie są alternatywą dla lokat krótkoterminowych.
    3. Cóż, w obecnych warunkach makroekonomicznych , w krótkim lub średnim terminie, sukcesem jest utrzymanie wartości/siły nabywczej kapitału itp. Można próbować grać na bardziej zaawansowanych instrumentach finansowych, ale to wymaga większej wiedzy rynkowej i uświadomienia sobie ryzyka.

    Niewątpliwie żyjemy w ciekawych czasach w rozumieniu makroekonomicznym. Przechodzimy eksperyment z radykalną zmianą w redystrybucji (500+, itd.) oraz mamy gorące spory makroekonomiczne na tym tle. Ale i spory o to, czy mamy nowy paradygmat w makroekonomii, czy tylko co poniektórym się tak wydaje.

  5. Chiarodiluna pisze:

    Kończąc, ciekawi mnie jeszcze jena kwestia, pośrednio związana z dyskutowanym tematem.

    Jeśli nawet nie szary obywatel, to czy chociaż specjalista bankowiec, jest w stanie dowiedzieć się jaka jest skala dodruku papierowego pieniądza w danym roku, koniecznie w odniesieniu do już istniejącej puli takiego pieniądza i jak ten dodruk zmieniał się w funkcji czasu w przeszłości. Bo to także mogłoby być bardzo symptomatyczne w przełożeniu na analizę zjawisk makroekonomiczych.

    Skądinąd może to ciekawy temat na jakiś wpis na blogu. Bo przecież w rozwiniętej gospodarce kapitalistycznej muszą istnieć rygorystyczne regulacje tego procesu. Aż strach pomyśleć, że wspomniane przez Pana zobowiązanie o nazwie 500+, w związku z np. brakiem dostarczających wpływów z podatków, może być realizowane przez pracujące pełną parą drukarki w Mennicy Państwowej. Wskaźniki inflacji zdają się korespondować z taką właśnie śmiałą hipotezą.

  6. marekzelinski pisze:

    Temat podaży pieniądza nie jest zbyt medialny, bo i analiza podaży (agregatów od MO do M3) jest mało intrygująca. Wiem, że każdego z nas ciekawi, skąd ten ktoś tam na początku linii produkcyjnej wie ile wyprodukować monet i banknotów. 🙂 i czy przypadkiem ten ktoś nie drukuje za dużo na zlecenie rządu. Samym fizycznym dodrukiem bank centralny raczek wiele zdziałać nie może. W mediach nieco mylimy różne sposoby wpływanie na kreację pieniądza stosowane przez banki centralne z dodrukiem pieniędzy. Pewna zależność tu istnieje, bo w zależności od rozmiaru gospodarki, tempa zmian itd., bank centralny musi zapewnić odpowiednią ilość środków płatniczych, w zależności od tego jak rozliczane są transakcje. Wcale nie tak łatwo w krótki sposób to opisać, bo nie można odrębnie analizować procesu produkcji pieniędzy, niezależnie od zjawiska podaży pieniądza, pieniądza elektronicznego, ceny pieniądza itd. postaram się coś napisać na ten temat w najbliższych tygodniach. Sądzę jednak, że tu nie mamy się czego obawiać. NBP nie może tak po prostu wyprodukować dowolną liczbę banknotów i rozwieść je do zainteresowanych. To nie takie proste.
    W naszym przypadku na podaż/kreację pieniądza wpływ NBP ma m.in. poprzez ustalanie ceny pieniądza (np. stopa procentowa), czyli to o czym dyskutujemy. Polityka niskich stóp procentowych jest dość ryzykowna. Może się jednak podobać rządowi, bo niskie stopy NBP mają pewne przełożenie na niższy koszt długu publicznego, co jest na rękę rządowi. Ale i tu zalecałbym ostrożność we wnioskach.
    Podsumowując, część członków RPP chyba za bardzo wierzy w to, że rolą RPP jest skupianie się na utrzymywaniu niskiego kosztu pieniądza w celu podkręcania PKB.

    500+ od 2016 zmienia strukturę finansowania. w 2016 spore znaczenia miało finansowanie poprzez wzrost długu, potem pojawiły się stopniowo pieniądze z większych wpływów z ograniczenia szarej strefy, wzrostu koniunktury i kosztem innych usług finansowanych przez państwo. To wszystko powoli się kończy, stąd m.in. desperacja zamiana OFE na IKE. Możliwość pokrywania 500+ itd.przez wzrost opłat, akcyzy itd. ma swoje ograniczenia. M.in. z powody wydatków socjalnych nie wypracowaliśmy przyzwoitej nadwyżki w finansach publicznych na trudniejsze czasy. To się może zemścić w kolejnych latach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.