Jak wielu ludzi, wiedzę o otaczającym nas świecie zbieram na dwa sposoby. Pierwszy, to własne, codzienne doświadczenia i obserwacje. A drugi sposób, to zapoznawanie się z danymi i tym co piszą inni ludzie. I właśnie problemy z grożącą nam wyjątkową suszą dotarły do mnie tą drugą drogą. Jeszcze nie wiemy jak sobie radzić z wirusem, a tu nagle zapowiadana jest kolejne nieszczęście. Dla ekonomisty jest to trochę temat nieuchwytny i mało zrozumiały. Ekonomista od razu próbuje uchwycić to liczbami i szuka przełożenia na gospodarkę. Jak znajdzie liczby i przełoży, to ok. Jak nie, to nie wie co z tym zrobić i czasami bagatelizuje.
GUS dostarcza w miesięczniku Biuletyn Statystyczny dane określane jako meteorologiczne. Oczywiście meteorologia to nie to samo co hydrologia, ale pewne przełożenie jest. Np. GUS podaje w Biuletynie : zachmurzenie, usłonecznienie, opady i temperaturę. To miesięczne dane zbierane z kilku miejsc rozsianych po całej Polsce. Śledzę te dane od lat, by szukać przełożenia m.in. na wskaźnik inflacji czy zapotrzebowanie na energię elektryczną. Prostych przełożeń niestety nie ma, ale o tym za chwilę.
To co łączy meteorologię z hydrologią, to m.in. opady. I tutaj faktycznie już na poziomie danych z GUS widać, że szykuje nam się drugi z rzędu słaby rok. Na załączonej ilustracji przedstawiam opady w mm. Po drodze pozwoliłem sobie na kilka różnych uśrednień i ‘wygładzeń’ danych miesięcznych, by pomóc czytelnikowi w odbiorze wykresu. Wykres zawiera więc (niebieska linia) średnie miesięczne opady w Polsce (średnia w podawanych przez GUS miast). Na to nałożyłem ruchomą średnią roczną (linia bordowa). Zaletą tych szeregu uśrednień itd. jest proste zaprezentowanie problemu. A nasz problem to: mniejsza liczba opadów i duże prawdopodobieństwo, że będzie to drugi z rzędu słaby rok. Być może porównanie do lat poprzednich nie sugeruje, by sytuacja była dramatyczna, ale same opady to jedno, a sytuacja hydrologiczna to drugie. Hydrolodzy od lat zwracają uwagę, że zasobność Polski w wodę budzi obawy, a w najbliższych dziesięcioleciach dotknie nas m.in. pustynnienie niektórych obszarów krajów i coraz częściej pojawiające się przerwy w dostępie do bieżącej wody. Sytuację pogarsza fakt, że słabsze opady pokrywają się w okresem wyjątkowo ciepłych lat.
Słabe opady, wyjątkowo wysoka temperatura nie sprzyjają poprawnej wegetacji roślin. To zaś odbija się niekorzystnie na plonach. Słabe plony zaś, na ogół oznaczają wyższe ceny żywności dla obywateli. I tutaj sprawa nie jest już taka prosta. Otóż trudno dostrzec proste przełożenia między słabymi opadami i suszą a cenami żywności, która są składnikiem inflacji. Zależności jest, bo musi być, ale jest trudna do uchwycenia i nieregularna. Wiele zależy od tego czy okres gorszych plonów przypada na czasy lepszej lub gorszej koniunktury gospodarczej. Czy alternatywne produkty rolne również odnotowały słabsze wyniki produkcji (tzn. zbiorów). Czy jest możliwość zaspokojenia popytu importem itd. Z moich obserwacji wynika, że susze odbijają się niekorzystnie na cenach żywności nawet w okresie dwuletnim. I zapewne już wzrosty cen z przełomu 2019/20 są tego częściowo efektem.
Podsumowując, może się okazać, że zgodnie z zapowiedziami hydrologów, czeka nas trudny rok. Trudno powiedzieć jak się to odbije na cenach żywności i jej przetworów, ponieważ ewentualne próby podniesienia cen żywności spotkają się ze słabszym popytem z powody kryzysy wywołanego wirusem. Jak na razie akceptujemy wzrost cen z konieczności i – patrząc na lata poprzednie – można powiedzieć, że rola koszyka żywności w podwyższaniu wyniku inflacji powinna powoli słabnąć. Być może to zjawisko, z powodu suszy, będzie następowało wolniej.
Zmierzam do tego, że optymizm przedstawicieli rządu jak i NBP, odnośnie inflacji, może być nietrafiony. Zarówno rząd jak i NBP zdaję się lekceważyć inflację, opierając się na tym, że słabnący popyt oraz spadek cen surowców energetycznych, przyczynią się do słabnięcia napięć inflacyjnych. Krótko mówiąc, inflacja sama się wygasi i wróci do bezpiecznego przedziału (cel inflacyjny). Nazwałbym to jednak obstawianiem pewnego scenariusza niż odpowiednim wyważeniem ryzyk i niewiadomych. M.in. dotyczy to cen żywności. Oczywiście efekt bazy będzie powodował z biegiem czasu spadek rocznej dynamiki cen żywności, ale może się to odbyć grubo wolniejszym niż się rządowi i NBP wydaje. M.in. wskutek suszy, o której informują hydrolodzy.