GUS opublikował właśnie Narodowy Rachunek Zdrowia za 2018 r. Warto więc przy tej okazji przypomnieć zasady finansowania usług zdrowotnych w Polsce. Jak widać z roku za który jest NRZ, otrzymujemy informację z ogromnym opóźnieniem. Szybciej otrzymujemy informację o wpływach i wydatkach NFZ w ramach informacji kwartalnej o sytuacji finansów publicznych. Ale i tu szału nie ma, bo znamy dane za I kw ’20 r. i w najbliższych tygodniach powinniśmy poznać dane za II kw. Resztę w zasadzie można sobie lepiej lub gorzej prognozować.
Przypomnę zasady finansowania usług zdrowotnych w Polsce. Usługi w dominującej części są finansowane ze środków publicznych, czyli tak naprawdę z naszych. Oczywiście wolno nam kupować usługi za własne pieniądze lub korzystać z pakietów firmowych. Dominującą część w finansowaniu publicznym stanowi nasza składka zdrowotna. Składka zaś jest pochodną naszych wynagrodzeń. W ten sposób docieramy, do kolejnej cechy naszego systemu. Skala nakładów na służbę zdrowia w dużym stopniu powiązana jest z sytuacją na rynku pracy, czyli inaczej mówiąc, ze stanem naszej gospodarki. Wydatki publiczne, jak wspomniałem, uzupełniane są wydatkami z budżetu państwa i wydatkami jednostek samorządowych.
Dostęp do usług zdrowotnych nie jest jednolity, niemniej należy podkreślić, że dominuje system, który możemy uznać jako sprawiedliwy społecznie . Środki z naszej składki i wydatków budżetu są równo rozdzielane na potrzebujących. Rozumiem przez to finansowanie dostępu do usług niezależnie od wynagrodzenia, statusu społecznego itd. Wymienione środki stanowią ok 67% wydatków ogółem na usługi zdrowotne.
Nieco sporów może wywołać finansowanie usług przez jednostki samorządowe (raptem ok. 4% w ogółem). Nie ma co ukrywać, że skala samorządowych wydatków uzależniona jest od zamożności gminy/samorządu. W skali jednostki samorządowej nikt nie różnicuje beneficjentów, ale w skali kraju może budzić to już wątpliwości, bo cóż winny jest obywatel, że mieszka w biedniejszej gminie, której na programy zdrowotne nie stać.
Oczywiście zróżnicowanie dostępu do usług służby zdrowia jest m.in. wynikiem wydatków prywatnych. Nie wszystkich stać na szersze korzystanie z prywatnej służby zdrowia i nie wszyscy pracują w bogatych korporacjach finansujących pakiety zdrowotne. Można to różnie oceniać, ale nie wyobrażam sobie, by w Polsce zabroniono samodzielnego nabywania usług za środki prywatne.
To co wiemy na pewno to to, że system finansowania służby zdrowia i skala finansowania w relacji do PKB od kilku lat nie ulegają zmianie. Względnie stabilna jest też struktura. Sądzę, że może w kolejnych 2-3 latach mamy szansę zobaczyć jakieś zmiany. Rząd ugiął się pod naporem protestu lekarzy i powinien zwiększać powoli, zgodnie z deklaracją, skalę nakładów w części publicznej. Bo nie ma co ukrywać, ze w relacji do PKB, Polska jest w ogonie na tle krajów UE. Nakłady publiczne od lat są rzędu 4,5% PKB, co daje od 1 do 2 pkt. proc. poniżej średniej w UE.
Mimo iż formalnie zdrowie i dostęp do służby zdrowia jest wg sondaży priorytetem Polaków, to ster rządów pozostawiliśmy koalicji, która w zasadzie nie wprowadziła zmian w zasadach finansowania, a przede wszystkim nie chciała finansowania – w relacji do PKB – zwiększać (mimo deklaracji z 2015 r.). Powinniśmy zwiększyć składkę zdrowotną lub zwiększyć nakłady z budżetu. Jeżeli tego nie zrobimy nadal będziemy się ograniczać do dopasowywania struktury wydatków do potrzeb i nadal stać będziemy w kolejkach. Niestety politycy prawicowi woleli rozdać pieniądza w ramach 500+ i dodatkowych emerytur, zamiast dokonać radykalnych zmian w finansowaniu służby zdrowia. Uczciwie trzeba przyznać, że taką hierarchię wydatków i potrzeb Polacy w wyborach zaakceptowali.