Dochód gwarantowany w przekazie medialnym.

Temat dochodu gwarantowanego powoli coraz częściej pojawia się w medialnych przekazach.  Kryzys z 2008 r. i obecny wywołany pandemią, zachęcają ludzi do szukania ekonomicznych alternatyw dla gospodarki wolnorynkowej lub sposobów na czynienie jej społecznie bardziej przyjazną. Jednym z lekarstw na ekonomiczne bolączki współczesnego świata ma być dochód gwarantowany (DG), czasami zwany bezwarunkowym dochodem gwarantowanym, dochodem podstawowym itp. Idea DG w  świecie funkcjonuje od dawna, ale w Polsce zdaje się częściej pojawiać w mediach dopiero od kilku lat.

Nie jest moim celem w tym wpisie pełna analiza DG od strony idei czy założeń, ani doświadczeń jakie poczyniono w tym zakresie na świecie. Intryguje mnie przekaz stosowany do prezentacji DG, który niestety sporo mówi o tym pomyśle. Pchnęła mnie do spisania kilku refleksji lektura kolejnego doniesienia o DG zamieszczona w bankier.pl. Tym razem pomysł DG ma być testowany w Kanadzie. Tytuł artykułu jest tu bez znaczenia, bo zawiera on większość mankamentów medialnych informacji o DG. W mediach, obok lepszej lub gorszej jakości artykułów, można też trafić na bezpośredni przekaz zwolenników i sympatyków GD (np. audycje radiowe).  

To co uderza w przekazie medialnym dotyczącym DG to skupianie się na ideologii. Dla mnie, w odbiorze, jest to trochę męczące i trąci manipulacją odbiorców treści. Zwolennicy DG podkreślają, iż jego głównym celem jest odejście od stanu nierównowagi pracodawca – pracobiorca. DG ma być przyznany każdemu niezależnie od tego czy ma pracę czy nie. Dzięki temu, obywatel ma środki na przeżycie na bezpiecznym poziomie bez upokarzającego ubiegania się o pracę. Tymczasem z góry wiemy, że gospodarka/państwo, żeby funkcjonować musi zapełnić miejsca pracy w policji, bankach, zakładach pogrzebowych, opiece społecznej, na taśmach produkcyjnych itd. Wśród wymienionych miejsc są i te, które musi zapełnić poprzez – przykro mi i przepraszam – przymus ekonomiczny, ponieważ nie cieszą się zainteresowaniem. Średnio trafia do mnie argument, że DG wymusi wyższe wynagrodzenia na prywatnych przedsiębiorcach. Podobny efekt można uzyskać wynagrodzeniem minimalnym. Ponadto, państwo w niektórych obszarach też kiepsko płaci, więc rywalizowałby tu samo ze sobą. Nie ukrywajmy też, że to właśnie społeczeństwo w dużym stopniu przyczynia się do określenia poziomu wynagrodzeń w gospodarce (własne mikroekonomiczne decyzje, wybory polityczne, przekonania gospodarcze itd.).

Nie trafia do mnie argument, że DG pozwoli na poświęcenie się temu co lubimy. W jednej z audycji radiowych, puszczano rozmowę z mieszkańcem jednego z państw skandynawskich, który twierdził, że dzięki DG częściowo poświęci się pracy dziennikarskiej, bo nie może znaleźć godziwie płatnej pracy w tym fachu. No i że on to lubi i tyle. Sądzę, że skoro nie może znaleźć w tym fachu zatrudnienia, to chyba musi się z tym pogodzić i szukać pracy (kwalifikacji), która zapewnią mu byt. Pisanie zaś tekstów może potraktować jako hobby.

Często zwolennicy DG argumentują, że przeciwnikami DG i krytykami pomysłów z tęgo kręgu są zwolennicy gospodarki wolnorynkowej zamknięci w swoich schematach i ludzie charakteryzujący się małą otwartością na zmiany i nowe idee. Ja w takim razie mógłbym odwrócić zarzut i stwierdzić, że sympatycy DG charakteryzują się lekceważeniem ekonomicznych realiów i fantazjowaniem opartym na przemilczeniach i manipulacjach. Osobiście jestem sobie w stanie wyobrazić, że ludzie za dziesiątki lub setki lat będą żyli w szałasach i odrzucą dorobek medycy, oddając się w ręce wyroków matki natury. A może będziemy żyć w komunach, odrzucając zbytek i bogactwo. Formalnie tego nie wykluczam, ale jakoś nie widzę by do tego zmierzało.

Jednym z najsłabszych elementów teoretyków DG jest finansowanie. No niemal konia z rzędem temu, kto w przekazach medialnych znajdzie w miarę dokładne określenie zasad i – przede wszystkim – źródeł finansowanie DG dla wszystkich obywateli. To kluczowy problem, który ….jest na ogół zbywany milczeniem lub ogólnikami. Tak jakby sympatycy DG zdawali sobie sprawę z tego, że pomysł jest nierealny.

Trzeba z dużą dozą ostrożności i krytycyzmu podchodzić do realizowanych pomysłów, czy raczej testowania DG. Sympatycy DG ogłaszają co jakiś czas realizację projektów w takiej czy innej części świata, ale gdy projekt się zakończy i nie ma kontynuacji (a tak jest za każdym razem w państwach rozwiniętych), zapada milczenie. Ale bywa i tak, że zwolennicy DG twierdzą, że projekt zakończył się sukcesem, ale pozbawienie wizji decydenci go zamknęli, zakończyli zamiast poprawić błędy i testować po raz kolejny. Trochę przypomina to opinie sprzed lat w stylu: socjalizm był dobry, tylko ludzie go nie rozumieli.

Polecam samodzielnie analizować kwoty DG przyznawane w poszczególnych projektach i przeprowadzać analizę danych. Szybko się okazuje, że w dominującej części projektów przyznawane kwoty są zbliżone do progów pomocy społecznej itp. I w rzeczywistości szumnie ogłaszane eksperymenty z DG są tak naprawdę testowaniem systemu pomocy społecznej (zapewnieniem minimum niezbędnego do przetrwania) bez armii urzędników i decydentów. Tylko, że w takim przypadku testuje coś zupełnie innego i wobec tego nazywajmy rzeczy po imieniu.

W przekazie sympatyków DG jest mnóstwo niedopowiedzeń, ideologii i więcej niż szczypta manipulacji. Rozumiem, że wolny rynek z jego alokacją zasobów i presją na człowieka, by dostosowywał się do zmian nas uwiera i nie chcemy się z tym pogodzić. Wątpię jednak, by DG był tu ratunkiem.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.