Rok 2020 za nami. GUS podał dane dotyczące PKB. W biegłym roku PKB realnie spadło 2,7% w porównaniu z 2019 r. Biorąc pod uwagę prognozy i wyniki innych państw, taki rezultat należy określić jako dobry. Porównywanie poszczególnych wielkości z 2019 r. nie ma większego sensu, ponieważ od marca’19 funkcjonowaliśmy w innej rzeczywistości społecznej i makroekonomicznej. Niemniej warto zwrócić uwagę na kilka wielkości i procesów, bo zdają się one nie istnieć w debacie publicznej.
Niestety dalszemu spadkowi uległy nakłady inwestycyjne. Udział rocznych nakładów w PKB zszedł n a koniec 2020 r. do poziomu 17,1%. Takie lub o 1 p.p. gorsze wskaźniki odnotowywaliśmy tylko w połowie lat 90-tych. Wynik mógł być nieco lepszy, ale inwestycje – wbrew medialnym twierdzeniom – nie były priorytetem rządu. A szkoda, bo jest mocno dyskusyjne, czy zalewania słabnącej gospodarki przelewami z tarcz ratunkowych nie wykroczyło aby poza optymalne proporcje. Tzn. czy aby udział inwestycji w wydatkach państwa nie powinien być nieco większy, kosztem bezpośrednich przelewów na rachunki. Uwaga ta dotyczy przelewów z tarcz, jak i upieraniu się w rozdawnictwie pieniędzy w ramach sztandarowych programów społecznych, czyli 500+ oraz emerytalnej 13-tki i 14-tki.
Jednym z kół ratunkowych naszego PKB było korzystne saldo obrotów zagranicznych. To taki trochę cichy i pomijany bohater ubiegłego roku. Już ponad dwadzieścia lat trwa dobra passa naszego eksportu. Od końca lat 90-tych i następującej po nich dekady , kiedy to osiągaliśmy rekordowy deficyt, mozolnie rok po roku wzmacnialiśmy naszą pozycję i skuteczność z wymianie handlowej. Po kilkunastu latach zaczęliśmy wypracowywać coraz większą nadwyżkę. Rząd i NBP byli świadomi atutu i zaczęli dodatkowo używać dopalacza w postaci polityki osłabiania złotego. Sukcesu polskiego eksportu i polityki kursowej rząd stara się nie nagłaśniać. Polityka kursowa budzi mieszane opinie. Osłabianie złotego nie wydaje się konieczne dla utrzymania korzystnego salda wymiany handlowej, a już na pewno nie wpływa korzystnie na inflację. Głupio też przyznać, że popyt mieszkańców UE (w tym Niemców) ratuje nasze PKB.