Podziały istnieją w każdym środowisku. Również wśród ekonomistów i komentatorów tej sfery życia. Odsuwam na bok środowisko polityków obecnej koalicji rządzącej i jej sympatyków. W tym ostatnim przypadku nie mamy do czynienia ze sporem makroekonomicznym, a notoryczną manipulacją i obroną populistycznej polityki rządu.
W Polce nieco na wyrazistości w ostatnich latach nabrał podział na ekonomistów, którym przypięto łatkę neoliberałów i tych poszukujących, chcących uwolnić się ze rzekomego schematu liberalnego i szukających prospołecznych rozwiązań makroekonomicznych. Na to nałożyły się częściowo podziały polityczne, kryterium wieku oraz ocena okresu przekształceń po ’89 roku. Oczywiście wszystko to, to spore uproszczenia, łatki itd. Mnie w wytłumaczeniu przyczyn inflacji bliżej do tych potocznie zwanych liberałami i do tych, którzy nie kreują nowych teorii dotyczących inflacji tylko po to by się czymś wyróżnić i zyskać poklask opinii publicznej czy komentatorów.
Inflacja w Polsce faktycznie ma nietypowy zestaw przyczyn, co nie zmienia faktu, że jej nazbyt wysoki poziom jest konsekwencję lekceważenia klasycznych praw makroekonomii i zależności. Problemy z ostatnich kwartałów uciszyły (lub zawstydziły) szereg ekonomistów, którzy jeszcze niedawno brylowali w mediach teoriami o podniesieniu zadłużenia, polityce rozwoju opartego na podkręcaniu popytu, lekceważeniu zagrożeń inflacyjnych, deficytu finansów publicznych itd. Tymczasem nastąpiło ‘bum’ i wielu z nich jakby zapomniało o swoich niedawnych poglądach. Chyba mają świadomość, że nie docenili łatwości z jaką potrafi pojawić się inflacja. Wymyślono więc teorię alternatywną dla przyczyn inflacji: inflację cenowo-marżową (żeby nie było, ze to tzw. liberałowie byli bliżsi racji). Drugi człon nazwy ma zwracać uwagę, że jedną z istotniejszych przyczyn inflacji jest polityka zawyżania marż przed największe firmy m.in. z powodu dominującej pozycji na danym rynku i zerwania łańcuchów dostaw (to już do znudzenia i jak mantrę powtarzają chyba wszyscy). Oczywiście przy podaniu monopolistycznej pozycji jakimś cudem większość z sympatyków tej teorii nie chce wspomnieć, że niejednokrotnie chodzi o duże podmioty państwowe. Teoria marżowa nie wyjaśnia dlaczego akurat teraz miałaby działać, a w innych okresach nie. Bo w końcu w gospodarce wolnorynkowej, testowane rynku czy zaakceptuje powiększenie marży jest stałym elementem i naszą codziennością. Ekonomiści kreujący alternatywną teoria inflacji zdają się nie dostrzegać niemal codziennych informacji o szukaniu tańszych artykułów przez rynek, zamienników, czy też po prostu wstrzymywania się od zakupów.
Wydaje mi się, że warto byśmy sobie przypomnieli pewne fakty z ostatnich lat. Oczywiście, przed ich przytoczeniem pragnę zapewnić, że nie ma najmniejszych wątpliwości iż wielu dostawców surowców wykorzystało ogromny popyt na surowce energetyczne i swoje też zrobiła wojna w Ukrainie. Miało to, i ma nadal, niemałe przełożenie na inflację.
W Polsce bank centralny za czasów PiS nie tyle nadzorował inflację, co ją lekceważył. Byliśmy w gronie liderów w UE już na przełomie 2019/20, kiedy jeszcze nikomu nie śnił się covid i wojna w Ukrainie. Od 2017 r. stopa referencyjna NBP była równa inflacji lub niższa. Od 2019 r. jest trwale niższa. NBP nie tyle utrzymywał niską inflację, co raczej w latach 2016-2019 (i częściowo też późniejszych) korzystał ze sprzyjających warunków na rynkach surowców, produktów rolnych i ich przetworów. Najwyraźniej uznano, że taka sytuacja będzie trwała w kolejnych latach. Tymczasem prosta analiza cen tych grup towarów na rynkach światowych np. trzy dekady wstecz wskazywała, że takie podejście jest naiwne. Mało kto sobie obecnie uświadamia, że my już zaliczaliśmy na świecie ceny ropy i gazy podobne do obecnych wcale w nie tak odległej przeszłości. (Zaskoczeniem mogą być ewentualnie ceny węgla). To samo dotyczy cen produktów rolnych.
W czasach covid i późniejszych, rządy (w tym nasz) uparły się pompować w rynek ogromne ilości pieniądza. Statystyka sektora bankowego i podaży pieniądza nie pozostawiają wątpliwości, że wlano w rynek zbyt dużo pieniędzy. Rząd uparcie dalej prowadził politykę rozdawnictwa, bez oglądania się na rzeczywistość. Wszelakie tarcze antyinflacyjne itp. działania rządu, zamiast skupić się na grupie obywateli zagrożonych ubóstwem, skupiają się na rozdawaniu pieniądzy niemal wszystkim. Taka polityka rozciąga w czasie walkę ze zbyt dużą inflację.
Nie sposób pominąć NBP i RPP. Obydwie instytucje (no i sam prezes) wręcz ostentacyjnie lekceważyły zagrożenia inflacyjne i ostrzeżenia ekonomistów. Teraz ponosimy tego skutki.
Inflacja nie musiała być aż tak duża jak obecnie. W UE czy OECD, jesteśmy w grupie liderów. Wątpliwy zaszczyt. Daleki jestem od twierdzenie (i zarzutów), że inflacja mogła być o połowę niższa. Ale o jedną-trzecią już tak. 15% a 10%, to jednak różnica. Polska jest w gronie liderów w tej niechlubnej konkurencji na własne życzenie.
Różnice w ocenia zjawisk i recept makroekonomicznych nie są niczym złym. Obawiam się jednak, że ekonomiści pozujący na anty-liberałów, przeciwników III RP itp. ponieśli porażkę. Kreowanie naciąganych teorii wyjaśniających obecną inflację i recepty na walkę z nią, niektórych wręcz ośmieszają.
Dwie uwagi, nie do końca na temat, ale pośrednio nawiązujące:
1. To bardzo trudne do pojęcia, że jest tylu światłych analityków i komentatorów makroekonomicznych i aż takie niekompetencje w decyzjach makroekonomicznych na ministerialnych szczytach władzy. Niestety rzeka Odra nadal pozostaje cywilizacyjną granicą Europy.
2. To trudne do pojęcia, że budżet i zadłużenie Polski wiele podmiotów analizuje i rozpatruje na podstawie oficjalnych danych, całkowicie abstrahując od oczywistego faktu, że rozliczne horrendalne wydatki lokowane są w sprytny sposób poza oficjalnym budżetem kraju. Nie pojmuję tego podejścia. To zafałszowywanie rzeczywistości. Nawet Autor niniejszego bloga nie czyni w swoich ocenach i komentarzach tej koniecznej poprawki. Przynajmniej takie pozostało mi poczucie z już minionej lektury wszelkich wpisów.
Odp.1. A czy na pewno jest to niekompetencja? Pytam trochę z przekory. Nie ma jednej ekonomii, tzn. zestawu praw/zależności , które działają zawsze i wszędzie w takim samym lub podobnym stopniu. Na świecie i w Polsce nie brakuje ekonomicznych szarlatanów, ale również i tych, którzy upierają się, że o ekonomii wiemy już wszystko, a odkryte zależnością są jak prawa fizyki.
„Na szczytach władzy” jest niejednokrotnie dużo niekompetencji, ale czasami też próba odpowiedzi na społeczne lęki, niesprawiedliwości czy nieuzasadnione nierówności. Jednym z powodów zwycięstwa PiS i wciąż dużej popularności tej partii, jest poprawa sytuacji finansowej części Polaków, która miała prawo czuć cię zapomniana i odrzucona. Jeżeli komuś brakuje na leki czy opłacenie czynszu, to prawa ekonomii są mu obojętne.
To, że PiS podporządkował zarządzanie finansami kraju celom politycznym (utrzymanie władzy) jest dla mnie oczywiste i poza dyskusją. Niemniej premier Morawiecki jest może nie tyle niekompetentny, co cyniczny.
Werdykty demokracji czasami wypychają na szczyty władzy osoby cyniczne i niekompetentne. Taka jest cena demokracji.
Odp.2.
Owszem opieram się na oficjalnych danych . Problemem jest nie tyle ich zafałszowanie, co wraz ze wzrostem poziomu agregacji, dane są mniej dokładne i z większym opóźnieniem publikowane (chodzi m.in. o kwartalny cykl publikacji). W niektórych przypadkach trzeba poczekać, aż dane te udostępni Eurostat i wg własnej metodologii. Wczesne publikacje szacunków inflacji i PKB są na tyle dobre, że śmiało możemy się w Polsce pokusić o przyspieszenie (pierwsze szacunki) publikacji danych z obszaru finansów państwa (w tym zadłużenie). Wątpię oczywiście, żeby obecnej władzy na tym zależało.
Przestrzegałbym jednak przed przeciwnym podejściem. A przynajmniej zalecał dużą ostrożność. Wielu komentatorów ma swoją wizję rzeczywistości i jeśli nie znajdzie potwierdzenia tej wizji w faktach, to opiera swoje teorie na domniemaniach, przypuszczeniach lub teoriach spiskowych.