W tym tygodniu za sprawą wypowiedzi ministra finansów w jednym z wywiadów radiowych, powrócił temat licznika długu publicznego jaki został zawieszony w Warszawie. Przypomnę że licznik zawieszono pod koniec września 2010 r. Koalicję na rzecz Zmniejszenia Długu Publicznego z Fundacją FOR tworzą: Forum Młodych PKPP Lewiatan, Polska Przedsiębiorcza, Samorząd Studentów SGH, Studenckie Forum BCC i Stowarzyszenie Polska Młodych. Generalna idea licznika jest słuszna. Licznik podaje w wartościach nominalnych poziom zadłużenia i jego ciągły wzrost. Obecnie kwota prawie 812 mld zł. Kwota w sumie porażająca, a dynamicznie zmieniające się cyferki tylko dopełniają efektu strachu.
Nie będę ukrywał, że mam mieszane uczucia do tego typu inicjatyw i wezmę nieco w obronę ministra Rostowskiego, bynajmniej nie będąc motywowany przekorą. Minister finansów słusznie zwracał m.in. uwagę, że taka prezentacja długu to uproszczenie i do tego niesprawiedliwe oraz mylące. Brak informacji skąd i dlaczego bierze się i brało polskie zadłużenie, powoduje że tego typu inicjatywę odbieram raczej w kategorii tabloidyzacji zjawisk makroekonomicznych z nutą manipulacji.
Licznik zawieszono po dynamicznym wzroście długu publicznego w Polsce, co nastąpiło m.in. w wyniku skutków kryzysu gospodarczego rozpoczętego jeszcze w 2008 r. Licznik ma być symbolem troski o finanse państwa, ale i demonstracją poglądów części środowisk ekonomicznych. Wzrost zadłużenia wynikał m.in. z tego że w okresie kryzysowym przy braku możliwości dopasowania wydatków do tempa hamujących wpływów budżetowych, narastał deficyt finansów publicznych. Natychmiastowe dopasowanie wydatków do wpływów dobiłoby i tak już słabnącą gospodarkę. Do tego dochodzi problem z uzyskaniem większości sejmowej niezbędnej do uchwalenia koniecznych zmian. Należy pamiętać, że niektóre ze zmian wymagają konsultacji, a potem czasu na wejście w życie. Szczególnie jeżeli są to zmiany negatywne dla obywateli. Po drugie, nawet gdyby próbować radykalnie zatrzymać narastanie długu, to dobilibyśmy gospodarkę na amen. Nie będę już w to głębiej wnikał, ponieważ przedstawiałem już na blogu swoja opinię co do tempa i skali zmian zaproponowanych przez rząd w rekacji na spadek tempa wzrostu gospodarczego.
Zgadzam się z ministrem finansów, że podawanie skali zadłużenia i jego zmiany w wartościach nominalnych, to pewne dezinformacja. Bodaj najpopularniejszym sposobem prezentacji skali zadłużenia jest jego relacja do PKB i kierunek zmian (wzrost lub spadek). Dla makroekonomisty taki wskaźnik, na tle pozostałych danych makro o danym kraju, to świetna informacja o tym czy dług jest problemem czy nie. Operowanie miliardami złotych czy dolarów może robić wrażenie, ale tylko na laikach. Ujęcie nominalne nie pozwala zauważać, kiedy dług publiczny spada w relacji do PKB. Załączyłem przykładowe wyliczenie, które pokazuje że zadłużenie liczone jako %PKB spada, a nominalnie rośnie. Wprawdzie to tylko przykład, ale liczby (PKB, dług) są podobne do aktualnej sytuacji. Gospodarka w przykładzie rośnie o prawie 4% rocznie realnie (wsk.cenowy tp 1,5%). Co odpowiada naszemu średniemu wzrostowi z ostatnich kilkunastu lat. Udział długu, w relacji do PKB, spada. Gdyby dać takie dane makroekonomiście z pytaniem co sądzi o tempie spadku zadłużenia, to na pewno wyrazi podziw. Spadek wskaźnika dług/PKB o 16 pkt. proc. w dziesięć lat to duży sukces makroekonomiczny. Ale ….. dług nominalnie wciąż rośnie i nadal cyferki dynamicznie przeskakują.
Krótko mówiąc, ujęcie jako %PKB podaje zarówno skalę zadłużenia jak i działania rządów zmierzające do zmniejszenia obciążenia gospodarki długiem. I pewnie krytyka licznika długu przez ministra finansów, wynikiem m.in. z tego że w tym roku uda się rozpocząć proces obniżania długu do PKB, co potwierdza iż działania rządu przynoszą skutki, ale mieszkańcy Warszawy postrzegający dług przez pryzmat licznika długu, tego nigdy nie zobaczą.
Drugim nieporozumieniem jest kwestia, do kogo licznik długu i podawana informacja są skierowane. Licznik jest odbierany jako krytyka nieudolnej władzy, która nie potrafiąc przeprowadzić reform, zadłuża państwo. Organizatorzy akcji, jak i całe społeczeństwo mają pretensje do władzy z powodu zadłużania kraju, czyli pośrednio obywateli. Tymczasem pod licznikiem długi powinna być informacja by to obywatele się opamiętali. Bo z władzą bywa różnie. Raz mogą to być politycy odpowiedzialni, a raz nie. Gorzej jest niestety z obywatelami, którzy kompletnie nie zauważają, że dług narasta dlatego że obywatele i reprezentujące ich różne organizacje, odrzucają jakiekolwiek oszczędności i restrukturyzacje lub dodatkowe daniny do budżetu. Świetnym przykładem jest obecny rząd i expose z jesieni ubiegłego roku. Premier podał zarysy planu poprawy stanu finansów państwa, co oczywiście będzie się przekładać w średnim terminie na spadek długu do PKB. W naszej najnowszej dwudziestoletniej historii, było to jedno z najtrudniejszych expose. Dosłownie w ciągi tygodnia lub dwóch wszystkie grupy których miały dotknąć reformy ogłosiły, że się nie zgadzają i żeby rząd szukał oszczęności gdzie indziej. Podobnie jest z obecną reformą emerytalną, której ewentualne poniechanie tez będzie się przyczyniać do wzrostu zadłużenia (zresztą ten problem już nas dotyka). Problem jest i tyle, ale większość obywateli nie chce o tym dyskutować. Walki z powstrzymaniem wzrostu długu nie ułatwiał ponadto sam szef FOR. Prof. L.Balcerowicz był przeciwny ograniczeniu przelewów na OFE.
Tak naprawdę licznik długu, to przede wszystkim forma gadżetu w sporze ekonomicznym. Dla zwykłych zjadaczy chleba nie stanowi większej wartości informacyjnej, a już na pewno nie zwraca uwagi na to, że głównym problemem nie jest tu władza a obywatele. Licznik, co najwyżej, straszy obywateli tylko kwotą ogółem długi i statystycznym zadłużeniem obywatela. Oczywiście licznik niech sobie wisi, ale jeżeli ktoś na poważnie interesuje się tematyką zadłużenia, to polecam dane z GUS, MF czy NBP. A do tego polecam stałą lekturę prasy ekonomiczniej, gdzie temat zadłużenia i jego przyczyn jest stale omawiany.