Według GUS, inflacja roczna w grudniu wyniosła 3,3%. W ten sposób minimalnie przebita została górna granica przedziału w jakim powinna się wg założeń polityki pieniężnej poruszać inflacja. Końcówka roku okazała się dla inflacji bardzo pomyślna. Na przełomie lat 2007/2008 obawy o inflację były bardzo poważne. Wpierw triumfy święciła teoria o długoterminowej tendencji do drożenia żywności wskutek błędnej rzekomo kalkulacji w skali globalnej podaży i popytu na żywność. Na to nakładały się lęki o skutki popytu konsumpcyjnego. Przypomnę, że niemal jeszcze do III kw istniała obawa, że dynamika wzrostu gospodarczego osłabnie, ale wolniej niż popytu konsumpcyjnego. Stąd banki centralne, czy też ciała odpowiedzialne za prowadzenie polityki pieniężnej, obawiały się że osłabieniu tempa rozwoju towarzyszyć będzie zagrożenie utrzymywania się relatywie wysokiej inflacji. W okresie letnim ci z ekonomistów którzy „obstawiali” 2-3 kwartały wcześniej teorię z długoterminowym zagrożeniem cenami żywności, zaczęli ją porzucać. Koniec III i IV kwartał minionego roku postawił nas przed perspektywą drastycznego spadku tempa wzrostu gospodarczego a nawet recesji w kilku rozwiniętych gospodarczo krajach, w tym w USA. Przy założeniu tak drastycznego spowolnienia gospodarczego, wiadomo że na ogół przejściowo poważnie spada zagrożenie inflacją.
W Polsce koszty użytkowania mieszkania, żywności i czesiowo koszty transportu wzmacniały inflację jeszcze w III kw. Wtedy roczna inflacja osiągnęła najwyższą wartość, czyli 4,8%. Od lipca zaczęła spadać cena ropy i, co za tym idzie, cena paliw do pojazdów samochodowych. Rynek ropy, ciągnięty w górę długie miesiące bardziej przez wizje graczy niż sens ekonomiczny w końcu musiał kiedyś się przełamać. Dla inflacji był to niezwykle sprzyjający fakt. Od połowy ubiegłego roku do chwili obecnej, cena ropy spadła o ponad 60%. Już jako ciekawostkę, warto podać że bez tych zmian inflacja na koniec roku przekraczałaby 4%, co postawiłoby RPP w wyjątkowo dyskomfortowej sytuacji. Z całą pewnością walce z inflacją nie sprzyjał osłabiający się złoty. Gdyby do chwili obecnej złoty utrzymywał przykładowo wartość z II kw to jest wielce prawdopodobne że CPI byłby na poziomie 3% lub minimalnie niższym.
Generalnie z makroekonomicznego punktu widzenia, rezultat grudniowy inflacji może cieszyć, o ile pominie się okoliczności (kryzys na rynku finansowym i recesję). Z punktu widzenia gospodarstw domowych inflacja pewnie nie jest sukcesem. Dla tych którzy nie posiadają samochodów, spadek cen paliw nie ma bezpośredniego przełożenia na warunki życia. Ubiegłoroczne kształtowanie się indeksów cenowych dla podstawowych grup koszyka inflacyjnego wskazuje, że długi okres wzrostu gospodarczego, spadku bezrobocia i długotrwałego kilkuprocentowego realnego wzrostu płac powoduje że dostawcy dóbr i usług zaczynają podnosić ceny. Część obaw ekonomistów, w tym moje, zdążyły się częściowo zrealizować. Rok ubiegły powinien być nazwany rokiem wzrostu kosztów mieszkania. Pozycja koszyka inflacyjnego „Użytkowanie mieszkania i nośniki energii” wzrosły w relacji grudzień do grudnia aż o 11,3%. To co najmniej dwa razy silniej niż w latach 2003-2007. Jest więc spora szansa, że znajdzie to odzwierciedlenie w zwiększeniu udziału tej pozycji w strukturze koszyka inflacyjnego jaki będzie przyjęty dla 2009 roku. Niestety koszty mieszkania, w tym energii, długo będą się jeszcze zwiększać. Jest jednak mało prawdopodobne by w bieżącym roku ponownie wzrosły o taką wartość.
Prognozowanie inflacji na koniec tego roku jest wyjątkowo trudne. Jednym z dylematów jakiego już jesteśmy świadkami jest spór o to co jest ważniejsze: PKB czy CPI? O ile w okresie długoterminowym (kilka lat) większość ekonomistów wskaże na CPI, to w krótkim terminie już niekoniecznie. Zwracam na to uwagę, ponieważ rzadko kiedy można „na żywo” obserwować ten dylemat i być świadkiem sporów i ciekawych dyskusji jakich mniemam, że będziemy obserwatorami. Obecnie jesteśmy w tak trudnym społecznie i gospodarczo momencie, że walka o unikniecie recesji lub bardzo niskiego wzrostu PKB jest priorytetem dla większości krajów, więc inflacja schodzi na dalszy plan i trudno się z tym nie zgodzić. Zresztą wyniki inflacji w Polsce i w innych krajach wskazują iż w najbliższych miesiącach inflacja nie powinna być problemem. Pierwsze krajowe i zagraniczne dane za miesiące IV kwartału każą się liczyć z zagrożeniem, że podmioty gospodarcze i gospodarstwa domowe mogą tak gwałtownie zmienić swoją postawę, iż wiara we względnie stabilny krajowy popyt konsumpcyjny nieco spada. W związku z tym RPP zaczęła akcję obniżania stóp w listopadzie i na tle napływających informacji, robiła to bez paniki. Przypuszczam, że w miesiącach I kw podstawowym wyzwaniem będzie wyjście naprzeciw słabnącej gospodarce. Ale najpóźniej w III kw pojawi się spór o gradację celów: PKB czy CPI. Prognozując wynik głosowań RPP oraz inflację, należy pamiętać o złotym. Jego siła w przyczynianiu się do utrzymywaniu wysokiej inflacji będzie zależała od skali i czasu trwania dekoniunktury w naszym otoczeniu makroekonomicznym czy utrzymywaniu się niepewności na wszystkich segmentach rynku finansowego i zmiany postrzegania naszego rynku. Wątpię jednak by złotemu dane było szybko rozpocząć silny trend wzmacniający.
Znaczny wachlarz scenariuszy powoduje, że rozkład prognozy inflacji na koniec bieżącego roku jest dość płaski i szeroki. Przyjąłbym roboczo, że na koniec tego roku inflacja może być w przedziale 2,5%-3,5%.