Obecnie wobec wspólnego negocjowania postulaty wymieszały się. Wiem, że zawód lekarzy jest odpowiedzialny (co nie oznacza, że pamiętają o tym wszyscy lekarze). By zostać lekarzem trzeba skończyć 6-letnie studia i odbyć 13-miesieczny staż. Z całą pewnością jest to trudna droga do zawodu. Niemniej już od dziecka wysłuchiwałem w radiu i telewizji, że chętnych na studia było więcej niż miejsc. Dzisiejsi lekarze musieli wiedzieć, że nie czeka ich łatwe życie i czekanie na poprawę swego losu może trochę potrwać. Według ostatnio opublikowanych danych przez Ministerstwo Zdrowia, lekarz bez specjalizacji otrzymuje 1,8 tys. pln (2,4 tys. z dodatkami), a lekarz specjalista 2,5 tys. pln (4,0 tys. z dodatkami), pielęgniarka 1,37 tys. (2,0 tys.), pielęgniarka specjalistka 1,7 tys. (2,6 tys.). Przez ponad 10 lat dynamika wynagrodzeń była na poziomie zbliżonym do średniej dla gospodarki narodowej. Tak więc sytuacja służby zdrowia nie ulegała praktycznie poprawie, może poza niektórymi specjalnościami. Z tego punktu widzenia rządzących mści się bardzo odwlekanie podniesienia płac w minionych latach. Zmarnowaliśmy trochę czasu. Jednak przyznać trzeba, że nie każdy rząd dysponował pieniędzmi na poważniejsze zasilenie służby zdrowia. Zgadzam się, że jest to grupa zawodowa niedowartościowana, ale próba zagwarantowania każdemu lekarzowi i pielęgniarce „na wejściu” takich zarobków na tle zarobków w innych profesjach, to spora przesada. Same tylko oczekiwane podwyżki w jednym roku wymagają większych kilku miliardów pln. Nawet jeżeli rozłożymy to na 2-3 lata, to moja ocena oczekiwań płacowych pozostaje bez zmian. Nie mam pojęcia czym miałoby to być sfinansowane. Dynamika środków publicznych przeznaczanych na służbę zdrowia to ponad 4% nominalnie w ostatnich kilku latach i radykalna poprawa sytuacji służby zdrowia wymagałaby dwu lub trzykrotnie szybszego tempa wzrostu nakładów, by w ciągu kilku lat spełnić przedstawione oczekiwania służby zdrowia.
A co proponuje rząd? Niemal dokładnie rok temu na posiedzenie Rady Gabinetowej przygotowano krótki materiał o sytuacji służby zdrowia. Diagnoza wynagrodzeń była słuszna i trzeba powiedzieć, że zobowiązanie do poprawy wynagrodzeń zostało wprowadzone w życie na przełomie 2006 i 2007 r. Moim zdaniem związkowcy powinni zadbać o utrzymanie otrzymanych podwyżek, mimo iż rząd zobowiązał się do tego by podwyżka zimowa nie była jednorazowym i przejściowym podniesieniem płac. Potem już tylko dbać, by dynamika wzrostu nakładów utrzymywała się co najmniej w średnim terminie tempo dwukrotnie wyższe niż prezentowane wyżej. Pomijając dokładniejsze wyliczenia, wymagałoby to potraktowania poprawy sytuacji służby zdrowia jako jeden z priorytetów obecnego rządu. A byłoby to trudne do zrealizowania. Przy tych dość optymistycznych założeniach, osiągniecie 6% PKB nakładów na służbę zdrowia (wg metodologii strajkujących) w ciągu dwóch lat, nawet jak na wyjściową pozycję negocjacyjną pracowników służby zdrowia, jest kompletnie niemożliwe. Wyliczenia wskazują, że aby osiągnąć 6% PKB nakładów do 2009, to wymaga to rocznych wzrostów nakładów na poziomie 30% (!). A wracając do rządowego dokumentu, to zakładał on wzrost nakładów z 4,5% w 2007 na prawie 5% w 2009. Ale najbardziej ciekawe jest to, iż w gruncie rzeczy rząd w swym pomyśle oparł się na wzroście składki i wpływów, wprowadzeniu ubezpieczenia pielęgnacyjnemu i wzroście wydatków gospodarstw domowych. Czyli połączenie nowych danin (częściowo na pewno słusznych!) i większych wpływów z tytułu wzrostu gospodarczego (wzrost zatrudnienia i wynagrodzeń). Tak więc sprzedawanie tego w mediach jako efektu wyjątkowego zatroskania, umiejętności gospodarowania i wprowadzania w czyn gospodarki społecznej, to gruba przesada. Nadzieją strajkujących mogą być niektóre założenia, przyjęte dość ostrożnie.
Tyle szeroko zarysowanego tła. A jak widzi to tło pielęgniarka? Skoro swoją dolę poprawia ten kto ostrzej zastrajkuje i przedstawi bardziej wygórowane oczekiwania. Stosując zasadę więcej zażądaj, to dadzą 50% lub 30%, można więcej wytargować. Skupienie sympatii mediów i automatyczna sympatia polityków opozycyjnych daje silną pozycję w sporze w rządem. Szczególnie w sporze z rządem, który chce uchodzić za rozdającego potrzebującym i unikającego sporów na tle ekonomicznym z poszczególnymi grupami społecznymi. Oczekiwanie głosu ekonomistów nic nie daje, bo ci od lat twierdzą, że albo nie teraz, albo bardzo drobnymi kroczkami, albo że jest dziura budżetowa, a na dodatek udają że nie wiedzą iż nakłady na służbę zdrowia i tak będą rosły. Nie z powodu braku chęci i pomysłu na racjonalizację służby zdrowia, ale z powodu wzrostu oczekiwań społeczeństwa odnośnie swojego zdrowia. I na koniec: ile razy można wysłuchiwać, że nie ma pieniędzy. A na obniżkę składki rentowej było? Na budowę obiektów sportowych w Warszawie 1,2 mld pln też nagle się znalazło, mimo iż nie jest to obiekt pierwszej potrzeby dla warszawiaków. Można się nie zgadzać i jako ekonomista nie utożsamiam się z taki spojrzeniem, ale w gruncie rzeczy ten strajk i jego przebieg specjalnie mnie nie dziwią.