Minął ledwie rok od upadłości
Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, a do mediów trafiła kolejna sprawa ludzi
oszukanych przez fachowców od osiągania ponad przeciętnych zysków. Mowa o Interbrok Investment. Co
ciekawe pomiędzy WGI a wspomniana firmą występuje powiązanie personalne, czyli
wymieniany przez wszystkie media w dniu wczorajszym Emil D. Nie mam zamiaru
prowadzić śledztwa w tej sprawie, bo od
tego są Policja, media i organy Państwa powołane do nadzory rynku finansowego.
Mnie najbardziej interesuje jedno:
co ludzi popycha do ponoszenia tak ogromnego ryzyka. Szczególnie
obecnie, kiedy mamy od długiego czasu do czynienia z koniunkturą giełdową i
jedno doświadczenie z WGI. Przypomnę więc, że na roczne wzrosty podstawowego
indeksu giełdowego na GPW (indeks WIG) w latach 2003-2006 były następujące:
45%, 29%, 34% i 44%. To daje średnią 38% (!). Powszechnie dostępne tzw. akcyjne
fundusze inwestycyjne dały średnio zarobić na koniec ubiegłego roku 43%,
chociaż były i takie które dawały większy zwrot z inwestycji.
Wstępnie ustalono liczbę zgłoszonych poszkodowanych na
ponad 100 osób na łączną kwotę 500 mln pln. Ubiegłoroczny rekord ustanowiony przez WGI został więc pobity. W
ciągu ośmiu lat działalności firmy jej klientami było kilka tysięcy ludzi, a na
chwilę obecną może to być niecały tysiąc i ich zainwestowane środki mogą
stanowić „większe” kilkaset milionów. Jedyne co wiadomo o finansowych osiągach
tej firmy to 10% wzrostu wartości zainwestowanego kapitału miesięcznie w jej
początkach i 2%-4% obecnie. Ta ostatnia informacja oznacza, że roczny wzrost
był porównywalny z osiągami przeciętnego funduszu inwestycyjnego na GPW w
ostatnich trzech latach. Informacje o skali i wzroście zainwestowanych środków
wymagają potwierdzenia, gdyż Interbrok prowadził podwójną księgowość. Firma
miała działać na rynku walutowym i opartym na nim instrumentach. Prowadziła
więc bardzo ryzykowną politykę inwestycyjną.
Jednym z wielu wniosków jaki
wynika z tego typu spraw, to brak orientacji wśród Polaków co do możliwych do
osiągnięcia stóp zwrotu na rynku finansowym. Media podały, że firma
istniała od końca 1998 r., czyli proponuje przyjrzeć się możliwym do
osiągnięcia rocznym stopom zwrotu w latach 1999-2006. Z tabeli umieszczonej
na wstępie artykułu widać, że możliwości są dość ograniczone. Oczywiście w
krótszych okresach można zarabiać więcej, ale tylko wyjątkowo, skoro roczna
stopa jest jaka jest. Rynek derywatów otoczony jest już chyba legendą instrumentów, które pozwalają na
zarabianie dowolnych pieniędzy. Nie będę się rozpisywał o tym czym są tego
typu instrumenty, bo to materiał na osobne szerokie opracowanie, ale wpadka
kolejnej instytucji która opierała się na rynku walutowym i derywatów powinna w
końcu dać ludziom do myślenia. Streszczając się co do możliwych do osiągnięcia
stóp zwrotu – jeżeli ktoś otrzymuje informację od osoby/instytucji
której dał pieniądze w zarządzanie, że kolejny miesiąc z rzędu zarobił 10%, to
ja proponuje zacząć się bać. Jest w Polsce grupa funduszy hedgingowych, ale
ich wyniki za 12-cy (wzrost od kilku do kilkudziesięciu procent) mówią same za
siebie. Widać więc, że wcale nie muszą to być inwestycje lepsze od rynku akcji.
Przypomnę przy tym, iż fakt że fundusz jest hedgingowy wcale nie oznacza
tylko zysków. Na derywatach również się traci i to w takim samym stopniu jak
zyskuje.
Przeglądając materiał o tej
sprawie (w tym nazwiska i pieniądze) próbuje zrozumieć tych ludzi, chociaż
przychodzi mi to z trudem. Zakładam
przy tym, że mówimy o pieniądzach zarobionych legalnie. To co rzuca się od razu
w oczy to chęć dużych zysków. Czy wynika to z braku informacji o rynku
finansowych? Nie, tych jest pełno w prasie. Dla osoby która dziennie ma w ręce
największych dzienników informacyjnych („Rzeczpospolita”, Gazeta Wyborcza” czy
„Dziennik”) nie mogą ujść uwadze poradniki mówiące o tym gdzie i jak lokować.
Często są to cykliczne dodatki, dokładnie prezentujące instytucje rynku
finansowego i dotyczące ich wymagania. No tak, ale co jeżeli potencjalnego
inwestora to nie interesuje i świat finansów jest mu obcy, tak jak dla mnie
świat dentystów. Korzystam z dentystów poleconych przez rodzinę i znajomych.
Ufam, że to co ze mną robią na fotelu jest zgodne z zasadami sztuki i że
dentyści posiadają wszelkie wymagane zezwolenia i wiedzę. Niemniej w tym
przypadku ryzykuję koszty najdalej kilku wizyt, a więc kilkaset złotych, zanim
do mnie dotrze że mam do czynienia z partaczem. Ale w przypadku Interbrok
Investment, ludzie inwestowali nawet setki tysięcy i miliony złotych, a więc
ryzykowali dorobek wielu lat życia. Mam wrażenie, ze dokonując zakupu
prywatnych samochodów za kilkadziesiąt tysięcy złotych ludzie ci byli bardziej
ostrożni. Należy pamiętać, że klienci Interbrok Investment oddawali pieniądze w
zarządzanie, czyli powierzali w cudze ręce ogromne kwoty.
Po zapoznaniu się z informacjami
o Interbrok Investment, widać, że nie zachowano żadnych zasad bezpieczeństwa.
No, może poza tą najprostszą, czyli: skoro mój znajomy jest zadowolony, to ja
też będę. Firma chyba dla utrzymania się poza zasięgiem mediów i Komisji
Nadzoru Finansowego, rozwijała się dzięki formule elitarnego klubu i
zewnętrznemu wizerunkowi osób ją prowadzących (ładna siedziba i drogie
samochody). Sprawdziłem w dostępnej w internecie bazie Krajowego Rejestru
Sądowego firmę Interbrok i w składzie wspólników był właśnie Emil D., czyli
osoba związana ze spółkami z grupy WGI. To powinno wystarczyć by unikać
Interbrok Investment.
Jedną z refleksji jaka mi
przyszła do głowy po zapoznaniu się z ta sprawą, jest brak łatwo dostępnych
instytucji na rynku usług doradczych czy finansowych, które pomogłyby klientowi
rozeznać się rynku finansowym i pomogły ocenić wiarygodność instytucji której
chce dać pieniądze w zarządzenie. Jedną z małych wad rynku doradztwa
inwestycyjnego jest informowanie tylko o swojej firmie i jej ofercie
inwestycyjnej. Być może klientom Interbrok Investment nikt wcześniej nie
objaśnił co to rynek finansowy, ile można zyskać, kto i na jakich zasadach może
na nim działać. Gdyby kogoś wcześniej się poradzili, to dowiedzieliby się,
że 2%-4% miesięcznie można zarobić od 3 lat również na polskiej giełdzie na
„zwykłych” akcjach za pośrednictwem TFI
czy bezpośrednio firm typu Asset Management. A więc taniej, prościej, pod
niezbędną kontrolą i w rękach
profesjonalistów.
Marek Żeliński, kwiecień 2007