Wyniki gosp. I 2006 cz2

Ponieważ w poprzednim raporcie miesięcznym nie wspomniałem o tym co słychać w wynagrodzeniach, koniecznie więc chcę nadrobić to teraz, bo i tu zaczyna się dziać coś ciekawego. Do analizy używam danych obejmujących wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw publikowane przez GUS.

Sądzę że dane styczniowe potwierdzają tendencją jaka zaczęła się zarysowywać pod koniec ubiegłego roku. Wpierw jednak trochę „tła” dla zrozumienia wniosków do jakich można dojść śledząc wyniki wynagrodzeń z ostatnich miesięcy. Chyba jednym z większych problemów w przypadku realnej dynamiki wynagrodzeń jest określenie jakie tempo jest naturalne dla gospodarki i jakie tempo jest bezpieczne. W drugim przypadku chodzi o szukanie odpowiedzi na pytanie: po przekroczeniu jakiego tempa realnych wynagrodzeń gospodarka zaczyna się zachowywać nienaturalnie. Pominę tu dla uproszczenia tak istotne kwestie jak wynagrodzenie jako pochodna wydajności czy wpływ poczucia stabilizacji (pewności utrzymania pracy) pracownika na jego oczekiwania konsumpcyjne zaspokajane również kredytem. Temat płac chciałbym również szerzej przedstawić w bieżącym roku w osobnym opracowaniu.

Dla lepszego zrozumienia problemu zamieszczam ilustrację przedstawiającą realną dynamikę wynagrodzeń od 1994 r. Proszę zwrócić uwagę na dwa okresy. Pierwszy to lata naszego boomu gospodarczego, który zakończył się dość gwałtownie. Wynagrodzenia rosły wtedy w tempie rzędu 6% rocznie. Drugi okres to bieżąca dekada, przy czym bardziej mam na myśli okres od krótkiego ożywienia gospodarczego w 2000 r. do 2003 r., czyli kiedy trwający do dzisiaj wzrost gospodarczy zaczął przybierać na sile. W drugim, skromnym dla gospodarki  okresie, dynamika realna wynagrodzeń na ogół trzymała się przedziału 1,5%-2,0%. W ten sposób otrzymujemy dwie graniczne wartości wytyczone na podstawie krótkiej historii gospodarki wolnorynkowej w Polsce.

W 2004 r. wzrost gospodarczy wspomagany dodatkowo wejściem do UE przełożył się również na wzrost wynagrodzeń. W II połowie 2004 roku jednak wzrost ten został szybko zatrzymany, co dobrze pokazuje jak wielki postęp miał miejsce w Polsce w kwestii kontroli kosztów w przedsiębiorstwach w ciągu 10 lat. W II połowie ubiegłego roku powrócił umiarkowany wzrost wynagrodzeń, by pod koniec roku zacząć przybierać na sile. W styczniu tego roku wynagrodzenia wzrosły realnie w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku o 2,9%. Na wykresie widać jak zmienne są miesięczne wyniki, co trochę utrudnia bieżącą analizę danych. Dla „wygładzenia” zmian używam średniej kwartalnej. Biorąc pod uwagę doświadczenia polskiej gospodarki i jej stan obecny, byłoby dobrze gdyby roczna dynamika realna wynagrodzeń nie przekraczała tempa 3%. Należy jednak zaznaczyć, że w niewielkiej części realny wzrost wynagrodzeń może wynikać z niskiej inflacji, którą stosuję tutaj do urealnienia

Czytając komentarze po publikacji danych na przełomie roku, odniosłem wrażenie że analitycy związani z rynkiem międzybankowym trochę lekceważą to co się dzieje w sferze wynagrodzeń. Zdarzały się nawet komentarze, że to jedynie niektóre działy gospodarki wskutek gwałtownego wzrostu wynagrodzeń wpłynęły na wynik ogólny. Nic bardziej błędnego. W zdecydowanej większości działów gospodarki rosły płace na przełomie roku i raczej nie zdarzało się w przeszłości, by grupa działów przez 2-3 miesiące była w stanie tak „podbić” tempo wzrostu.

Reakcja rynku finansowego na styczniowe dane makroekonomiczne lekko mnie zaskoczyła. Przypomnę, że w lutym stopa referencyjna NBP zgodnie z oczekiwania większości analityków została obniżona z 4,50% do 4,25%. Decyzja została podjęta w ostatnim dniu stycznia, więc zaczęła obowiązywać w lutym.

W lutym dość wyraźnie rynek zareagował na nowe dane makroekonomiczne. W II dekadzie miesiąca, na rynku stopy zaczęły powoli się obniżać, by po serii podstawowych danych publikowanych w ciągu kilku dni gwałtownie przyspieszyć spadki w końcówce tejże dekady. W efekcie od końca stycznia do 20 lutego stopy od 3M do 12M spadły od 0,2% do 0,3%. Jeszcze większy był spadek rentowności obligacji. Tutaj byliśmy świadkami spadków od 0,3% do 0,5% dla terminów od 2 do 10 lat. Nieczęsto się zdarza spadek całej krzywej rentowności w takiej skali. W ciągu miesiąca rynek przeszedł od ostrożnego podejścia do lekkiego optymizmu. Oczekiwanie trochę przekraczały skalę obniżki stóp jakiej dokonała RPP na koniec lutego (z 4,25% na 4,0%).

Moim zdaniem styczniowe informacje podkreślają, że wciąż mamy do czynienia z sytuacją którą można określić schematem: wzrost gospodarczy przy braku presji cenowej. Wskazane przez mnie niektóre dane nakazują jednak pewną ostrożność. Na rynku tymczasem pojawiły się symptomy wiary, że taka sytuacja będzie trwać bardzo długo, a nawet będzie się pogłębiała. W dłuższej perspektywie trudno uwierzyć, że ceny będą miały tendencję zmian przeciwną do wzrostu gospodarczego. Zastanawiam się ile w tym wiary opartej na makroekonomicznej analizie, a ile bezwładności zachowań.

Znaczną poprawę nastrojów dość dobrze widać na przedstawionym wykresie. Tym razem wykorzystałem bieżące stopy 3M (trzy miesiące) i prognozowane stopy 3M, jakich rynek oczekuje za 3, 6 i 9 miesięcy. Stopa 3M i jej prognozy zostały pobrane z krzywych rentowności na 25-tego każdego miesiąca. Przyjąłem, że w połowie III dekady każdego miesiąca rynek „przetrawił” już wszystkie istotne makroekonomiczne informacje i wyrobił sobie pogląd na najbliższą przyszłość.

W ostatnich dniach lutego prognozowane stopy 3M układały się na poziomie 3,90%. Oznacza to, że rynek rozważa kolejną obniżkę stóp która mogłaby być dokonana w okresie wiosennym. Poziom prognozowanych stóp wskazuje, że wśród dealerów brak jednak jednomyślności.

Na rynku walutowym było równie spokojnie jak w styczniu. Złoty w ujęciu koszyka walutowego stracił powody do dalszego wzmacniania w ostatnich miesiącach, więc proces ten uległ znacznemu zwolnieniu. Można odnieść wrażenie, że rynek walutowy czeka na jakiś nowy bodziec, który pozwoli mu przynajmniej przejściowo się osłabić. Mogłoby to być zamieszanie w krajowej polityce lub spadek na giełdzie, na której znacznie już przesadzono z dyskontowaniem wzrostu gospodarczego.

Marek Żeliński, marzec 2006

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gospodarka. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.