Wyn. gosp. – czerwiec cz2

W wynikach podaży pieniądza brak może niespodzianek, ale wzrost kilku parametrów karze im się bardziej przyjrzeć. Gotówka w obiegu wzrosła w czerwcu w porównaniu z majem o 3,7%. Znaczny miesięczny wzrost gotówki w czerwcu powtarza się co roku, ale obecny należy do jednych z największych w ciągu – przykładowo – ostatnich 10 lat. Postrzegam to jako dobrą wiadomość, gdyż silny wzrost gotówki w obiegu najczęściej ma miejsce w okresach wzrostu gospodarczego i oznacza m.in. poprawę relacji ekonomicznych między podmiotami, czyli regulowanie zapłaty za towar w terminie, rezygnację z kompensat i mówiąc generalnie poprawianie operacyjnego rachunku CF w podmiotach. Miesięczny wskaźnik z czerwca silnie wpłynął na realny wskaźnik roczny, który osiągnął aż 18,5%. W ten sposób ustanowiony został rekord bieżącej dekady. W relacji do PKB pieniądz gotówkowy poza kasami banków jest na poziomie z 1994 r., czyli początków dynamicznego wzrostu gospodarczego z połowy lat 90-tych. Przy czym wtedy udział tego pieniądza w PKB miał tendencję spadkową, co wiązało się m.in. z coraz większym obrotem realizowanym przez przeżywający swój złoty okres sektor bankowy. Od tego czasu pieniądz gotówkowy w obiegu, aż do tego roku, nie przekraczał 6% PKB. Wracając do roku bieżącego, to dalszy dynamiczny wzrost tej kategorii zacznie mnie bardziej martwić niż cieszyć. By być lepiej zrozumianym, w przypadku podmiotów gospodarczych, powyższa refleksja o poprawie płatności dotyczy bardziej mniejszych podmiotów, które wciąż mają skłonność do regulowania części zobowiązań poza systemem bankowym. Sadzę, że w jakimś stopniu to również efekt powiększenia zasobów gotówkowych w gospodarstwach domowych.

W czerwcu silny wzrost odnotowały kredyty ogółem. Głównie za sprawą kredytów dla gospodarstw domowych. Roczny realny wzrost skoczył aż do 28%, czyli dynamiki widzianej ostatnio sześć lat temu. Porównanie z okresem najsilniejszych wzrostów, które przypadały w latach naszego boomu gospodarczego oraz w czasie krótkiego lecz gwałtownego wzrostu w 2000 r., wypada dla obecnych wzrostów korzystnie. Poprzednie wzrosty były gwałtowniejsze od obecnego. Wydaje się więc, że w okresie obecnej poprawy sytuacji ekonomicznej w gospodarstwach domowych, bieżące tempo wzrostu wskazuje na większą roztropność w podejmowaniu decyzji o zadłużeniu. Niemniej biorąc pod uwagę przykład z I części bieżącego raportu o wpływie zmian otoczenia ekonomicznego na decyzje ekonomiczne podejmowane przez gospodarstwa domowe, sądzę że jesteśmy dopiero w trakcie zmian postaw Polaków wobec zadłużenia i w związku z tym nie mogę wykluczyć dalszego przyspieszania. Ponieważ miesięczne zmiany w elementach podaży mają to do siebie że cechują się znaczną miesięczną zmiennością, to warto na problem spojrzeć przez sprawdzenie trendu, czyli przykładowo średniej kwartalnej dynamiki. Znaczny wynik czerwcowy poprzedziły dwa słabsze miesiące, przez co średnia nie uległa poważnym zmianom i utrzymuje się na poziomie 23% rocznego wzrostu. Powtórzę jednak (zwracałem uwagę na ten problem we wcześniejszych opracowaniach), że byłoby dobrze by dynamika wzrostu nie przybierała już znacznie na sile. Obecna realna dynamika (średnia kwartalna) jest już blisko średniej dla ostatnich kilkunastu lat.

W pozostałych podstawowych elementach podaży nie było radykalnych zmian. Dynamika roczna depozytów podmiotów gospodarczych utrzymuje się na poziomie 20% od kilku miesięcy, czyli dość dużym. Być może mamy do czynienia ze wzrostem dynamiki oszczędności gospodarstw domowych do poziomu z II poł. 2005 r., czyli ok. 5% Roczna dynamika z czerwca 2006 r. wyniosła do 4,8% (w okresie I-V ok. 2%). Realny roczny wzrost kredytów dla podmiotów gospodarczych przez pryzmat średniej kwartalnej utrzymuje się na poziomie 3,5%. Biorąc pod uwagę zmiany średniej w ostatnich kilku kwartałach i kierunek zmian miesięcznych podtrzymuję prognozę, że będziemy świadkami powolnego przyspieszenia.

Trzeba przyznać, że obecna koalicja ma ogromne makroekonomiczne szczęście. Dobra koniunktura gospodarcza znacznie poprawiła sytuację budżetu. Jeszcze rok temu roczny deficyt budżetowy sięgał 4,2% PKB. W tym roku (na koniec czerwca), deficyt roczny spadł do 2,7%. Tą poprawę zawdzięczamy przede wszystkim dochodom budżetowym. Nominalnie roczne dochody (z okresu VII 05-VI 06 wobec VII 04-VI 05) wzrosły o 11%, a wydatki o 2%. Zanim przejdę do źródeł wzrostu dochodów, podam ich strukturę za 2005 r., by podać „rząd wielkości” ich znaczenia w dochodach. Podatki pośrednie (VAT i akcyza) – 64%, CIT – 9%, PIT – 14%, pozostałe dochody – 13%. Wzrost dochodów w 69% pochodził z podatków pośrednich, w 17% z PIT i w 15% z CIT. Z punktu widzenia dynamiki wzrostu wpływów
podatkowych, najsilniej wzrosły wpływy z CIT (wzrost o 19%), a najniżej z  podatków pośrednich (wzrost o 11%). Dochody z grupy „pozostałe” praktycznie nie uległy zmianie.

Tak więc największe znaczenie dla budżetu mają podatki pośrednie, które oprócz masy pieniądza jaką dostarczają, mają tą zaletę że ulegają mniejszej zmienności niż wpływy z CIT.

Zwracam uwagę na kwestie budżetu m.in. dlatego, że w II kw tego mieliśmy do czynienia ze zmianą, lub przynajmniej jej pierwszym sygnałem, zarysowanego trendu. Przyjąłem do analizy wartości kwartalne, gdyż wyliczanie   dynamiki rocznej z miesięcznych wartości dochodów i wydatków budżetowych daje znaczną amplitudę wahań i utrudnia wyciąganie wniosków.

Wyniki II kwartału bieżącego roku, który kończą wyniki czerwcowe, ostrzegają przed zbytnią wiarą w niekończący się wzrost dochodów dla budżetu. Wpływy w II kw 2006 były niemal identyczne jak wpływy z II kw 2005. Tymczasem wydatki zaczynają przejawiać tendencję rosnącą. Rolą zaprezentowanych na wykresie danych nie jest wystraszenie, a jedynie przypomnienie że dochody budżetu nie są z gumy i że rząd zobowiązał się do utrzymywania  tzw. „kotwicy” w postaci deficytu budżetowego w kwocie 30 mld pln. Wydaje mi się, że jest to słuszny kompromis pomiędzy możliwościami budżetu, koniecznymi do poniesienia w kraju wydatkami o charakterze inwestycyjnym, a wejściem do strefy EURO za kilka lat. Obyśmy tylko tego deficytu dotrzymali i racjonalnie te środki wydatkowali.

Marek Żeliński, sierpień 2006

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gospodarka. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.