Gospodarka społeczna? Ale co to ma być i czy politycy mają tego konkretną wizję?

PiS w swoim programach wyborczych i mediach przypomina o gospodarce społecznej. Chciałbym na chwilę zatrzymać się przy tym pojęciu, ponieważ dobra koniunktura gospodarcza spowodowała zwiększone wpływy budżetowe w skali przekraczającej wcześniejsze oczekiwania. W okresie długich kilku lat poprzedzających rozpoczęcie obecnej koniunktury gospodarczej każda partia która chciała uchodzić za prospołeczną w rozumieniu ulżenia lub wspomagania finansowego przeciętnego Polaka, musiała skończyć na mówieniu, ponieważ sytuacja budżetowa nie pozwalała na dawania poważniejszych prezentów. Dopiero PiS utrafił okresem rządzenia w niezwykle korzystną (jak na wcześniejsze lata) sytuację ekonomiczną i jak mało kto mógł szerokim gestem rozdawać pieniądze, co też częściowo czynił. Tekst wcale nie będzie poświęcony krytyce PiSu dla niej samej. Po prostu PiS jest pierwszą od lat partia która mogła pokazać jaki ma pomysł na gospodarkę społeczną i model gospodarki rynkowej (a słowa „..rynkowej..” unika jak ognia) oraz pokazać go w praktyce. Artykuł jest komentarzem ekonomicznym a nie politycznym do bieżących wydarzeń. Staram się trzymać swoją stronę internetową z dala od polityki. Założeniem moim jest m.in. komentowanie wydarzeń ze świata polityki i mediów głównie wtedy, kiedy polem ich zainteresowań staje się gospodarka.

Celem artykułu jest zwrócenie uwagi na ciekawy okres ekonomiczny jaki aktualnie przechodzimy, a który zarówno politycy jak i ekonomiści powinni sobie gruntownie przemyśleć. Wyjątkowo wysokie wpływy podatkowe w ostatnich 2-3 latach wyraźnie poprawiły naszą sytuację budżetową. Za w znacznym stopniu trwałe uważam: wzrost zatrudnienia i poprawę bazy podatkowej.  Skala wpływów podatkowych jest na tyle duża, że warto w Polsce poważniej podyskutować co kto rozumie pod pojęciem państwo solidarne i ewentualnie w jakiej skali jest ono potrzebne. A może to właściwy czas by przysłuchać się propozycjom liberalnych ekonomistów i polityków i postawić tamę zwiększaniu przepływów budżetowych kierowanych decyzjami polityków. Bo może zamiast budżetowych transferów skuteczniejsze społecznie i efektywniejsze ekonomicznie jest obniżanie podatków? Podyskutować warto i po to by podejmować rozsądniejsze decyzje o tym czy obniżamy podatki czy też transferujemy pieniądze od jednej grupy społecznej czy zawodowej do drugiej. Moja refleksja z pozoru wydaje się banalna. Przecież z dyskusji pozornie nic nie wynika. A ja powiem, że niekoniecznie. Dyskusje o skali podatków i o potrzebie dostrzegania oczekiwań przedsiębiorców, nawet jeżeli ich poziom bywa chwilami dość słaby (z winy wszystkich stron), spowodowały wprowadzenie kwestii wysokości podatków i ułatwień dla przedsiębiorców do standardu dyskusji o państwie.

Czy pod określeniem gospodarka społeczna kryje się zestaw haseł, czy też konkretna wizja ekonomiczna. Minione dwa lata były dobrym testem na wiedzę i ekonomiczne poglądy rządzących polityków. Sądzę że praktycznie każda partia która ma w programie solidarność ekonomiczną i socjalne hasła nie zdałaby najlepiej egzaminu jak – w mojej opinii – nie zdał i PiS. Warto więc w dużym skrócie prześledzić jak wpisuje się takie hasła do programów i jak je realizuje w praktyce. Jak w praktyce realizuje się hasło solidarności społecznej. PiS pełni w moim artykule jedynie studium przypadku. Zaznaczam od razu, że nie optuje tu za postawą liberalną czy socjalną. Większy udział finansów publicznych w PKB nie musi być niczym złym (oczywiście do pewnego poziomu), jeżeli jest przeprowadzany rozsądnie. Jeżeli jednak wzrost wydatków skupiony jest na pozycjach o charakterze wydatków socjalnych, to moja akceptacja radykalnie spada.

W programie z 2005 PiS umieścił hasło solidarności społecznej i zapewnił, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W części gospodarczej padło pytanie czy podtrzymać ówczesne reguły gospodarcze i tendencje (akcja dzieje się w 2005 r.) co groziłoby rzekomym kryzysem i zapaścią gospodarczą, czy też wybrać drogę sprawiedliwości i rozwoju. Zaznaczam, że to nie moje słowa tylko zaczerpnięte z programu PiS z 2005 r. Zapobiegawczo w programie nie wspomniano jakie to tendencje były. I chyba nie były takie złe, skoro profitami z nich tak bardzo PiS chce się obecnie chwalić. Na 8 stronie wspomniano, że jest wzrost gospodarczy, ale oceniono go jako niepewny i zbyt wolny. Po zdefiniowaniu fatalnych skutków transformacji autorzy programu przeszli do przedstawienia pomysłu jak dojść do gospodarki społecznej. Przede wszystkim społeczny dialog, czyli to co we wszystkich programach. Dalej – to proszę pamiętać – zastrzeżeniem że ekonomiczne ograniczenia mogą powodować konieczność rozłożenia w czasie realizowania gospodarki społecznej, czyli takiej gdzie owoce wzrostu gospodarczego mają konsumować wszyscy. Proponowano ulgę w CIT w wysokości 1 tys. za zatrudnienie nowego pracownika, bo inaczej nie powstaną nowe miejsca pracy (z perspektywy czasu autorzy programy zauważyli chyba że z makroekonomią są trochę na bakier). Dla przedsiębiorców płacących PIT obiecano obniżkę podatku do 18%, a dla wszystkich amortyzację przyspieszoną w rewolucyjnym rozumieniu – jednorazowe odliczenie w kosztach nawet maszyn bez względu na wartość, czyli zniesieniu progu 3,5 tys. pln. Ulga w PIT na dzieci miała być dla rodzin o dochodzie do 500 złotych na osobę (!) i uzależniona od liczby dzieci. PIT miał być sprowadzony do dwóch stawek 18% i 32%, a po czterech latach stawka najwyższa miała być zredukowana do 28%. Zniesieniu miał ulec podatek od zysków kapitałowych. Zwracam na to uwagę, bo PiS chciał iść w stronę obniżenia i „spłaszczenia” stawek, na czym akurat bogatsi podatnicy bardziej by zyskali. Podatek od zysków kapitałowych, który jest w rzeczywistości uzupełnieniem obciążenia bogatszych obywateli miał być zniesiony (zaznaczono że ma i tak niewielkie znaczenie). W części poświeconej budżetowi zadeklarowano trzyletni horyzont budżetowania, co miało prowadzić do lepszego planowania. Redukcja kosztów administracji miała dać 3 mld pln jednorazowych wpływów i 5 mld oszczędności co roku (to ogromna kwota). Przedsiębiorcom obiecano szybsza pracę sądów i możliwość założenia firmy w 3 dni (jakby to był największy problem). Generalnie kilkakrotnie przypominanym hasłem gospodarczym był rozwój przez zatrudnienie.

W przypadku służy zdrowia również odniesiono się do solidarności społecznej. Zadeklarowano dojście wydatków na służbę zdrowia do 6% PKB pod warunkiem realizacji programu PiS. Niestety nie podano terminu czasowego realizacji tej obietnicy. Co ciekawe w programie z 2005 r. PiS nie deklarował podniesienia wynagrodzeń w służbie zdrowia, a już na pewno nie w skali takiej jak tego dokonał i dokona pod presją strajków.

Emerytom obiecano waloryzację dostosowaną do zmian inflacji oraz mechanizm (nie określono jaki) pozwalający na korzystniejszą waloryzację w przypadku wzrostu gospodarczego.

Przypomniałem głównie postulaty związane z gospodarką społeczną a których realizację (a raczej jej brak) mogliśmy obserwować w ciągu dwóch lat.

O rządzie Jarosława Kaczyńskiego (a wcześniej K.Marcinkiewicza) na pewno można powiedzieć, że wprowadził w życie gospodarkę społeczną, ale zasady jej realizacji budzą sporo rozczarowań i wątpliwości. Gospodarkę społeczną w takim rozumieniu, że spora część z nas skorzystała ze wzrostu gospodarczego i coś otrzymała lub otrzyma od państwa. Jednak porównanie deklaracji z ich realizacją, rodzi pytanie czy aby partie propagujące gospodarkę społeczną wiedzą o co im chodzi. Moim zdaniem jedna z takich partii, mowa o PiS, zaczęła realizować politykę społeczną dość chaotycznie i z wizją wypracowywaną „w biegu”. Sytuacja budżetowa pozwalała niemal od razu przystąpić do realizacji programowych postulatów podatku PIT i od zysków kapitałowych. Tymczasem odniosłem wrażenie, że podstawowa myśl gospodarki społecznej polegała na czekaniu i upewnieniu się że zebrana pula środków pieniężnych jest na tyle duże ze nie zabraknie na rozdawanie, przy założeniu że nikomu się nie zabierze. Powstał taki paradoks: im większe wpływy tym mniejsza racjonalność w ich przeznaczaniu. Premier poprawił los emerytów, ale mógł powalczyć z niektórymi przywilejami. Tego unikał. W sporze ze służbą zdrowia i opozycją polityczną, rząd stracił zimną krew którą miał przez krótki okres sporu z pielęgniarkami. Przyznam, że  radykalizm lekarzy w formach strajku i oczekiwaniach finansowych mógł być zaskoczeniem, Ale sam strajk już nie. Widząc poprawę wpływów do budżetu, rząd powinien przedstawić w mediach wizję podziału profitów, co mogło wzbudzić szacunek i osłabić co radykalniejsze grupy i partie polityczne. Brak tej wizji/planów, niestety dość skrzętnie wykorzystała politycznie opozycja. Dalsze strajki i kampania wyborcza zmusiła rząd do złożenia deklaracji osiągnięcia 6% nakładów na służbę zdrowia do PKB. Doraźnie zadeklarowano przeniesienie środków z Funduszu Pracy. To zabawne bo w programie z 2005 nakłady na walkę z bezrobociem i w ogóle rozwój ekonomiczny poprzez zatrudnienie, były jednym z istotniejszych haseł.

Zmiana obciążeń gospodarstw domowych, również przebiegła chaotycznie. Wszyscy mający dzieci, bez względu na dochody, mają ulgę w stopniu grubo większym od deklaracji, natomiast obniżka stawek została przesunięta w czasie (to samo z podatkiem od zysków). Przy okazji okazało się że zapomniano o przedsiębiorcach i rolnikach. Podstawowym prezentem dla przedsiębiorców była obniżka stawki rentowej, która w programie z 2005 wcale nie była tak akcentowana.

W efekcie tych dość nieprzemyślanych decyzji (mam na myśli racjonalność ekonomiczną) zmniejszyliśmy sobie pole manewru. Przyznaje to minister finansów Zyta Gilowska. I mimo iż widzi potrzebę obniżki podstawowej stawki VAT (22%), dotychczasowe decyzje to uniemożliwiają lub poważnie ograniczają aż do 2009 r. Zaskakującą postawę Z.Gilowskiej w ostatnich tygodniach już opisywałem.

Moim zdaniem rząd PiSu miał niepowtarzalną okazję zaprezentować głębszą myśl ekonomiczną związaną z gospodarka społeczną (gdyby ją faktycznie miał) i zapoczątkować ciekawą debatę ekonomiczną nad modelem gospodarczym dla Polski. Byłoby i pole do debat politycznych pomiędzy politykami liberalnymi i propagującymi gospodarkę społeczną. Jak wyżej wspomniałem, jesteśmy na etapie kiedy warto podyskutować jak spożytkować owoce wzrostu gospodarczego lub po prostu zmniejszyć podatki. Wg moich szacunków i zależnie od przyjętej kwoty nadspodziewanych wpływów i oszczędności budżetowych, zamiast przelewać pieniądze przez budżet, wystarczyło obniżyć podatki o od 1% do 2%. Niestety politycy PiS w debacie ekonomicznej czuli się jakby niezręcznie i zdecydowanie chętniej funkcjonowali w sztucznych sporach politycznych. Ekonomiści też w większości nie sprostali zadaniu, uważając dyskusję o podziale dochodu i poprawie sytuacji poszkodowanych grup społecznych za ekonomiczny nietakt.

A wracając do tytułowego pytania, jeżeli nie dość jasno wyraziłem się powyżej, sądzę iż znaczna część polityków z partii o programach "społecznie wrażliwych" w rzeczywistości nie posiada sprezyzowanej wizji gospodarki społecznej.

  

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.