Wszyscy nagle pokochali (koniecznie państwowy!) PKO BP, dlaczego?

Od kiedy w ubiegłym roku polski sektor bankowy został dotknięty tzw. kryzysem nieufności, co zbiegło się przy okazji z radykalnym pogorszeniem koniunktury gospodarczej,  a banki zaczęły radykalnie zmieniać swoją ofertę na rynku międzybankowym i kredytowym, jesteśmy świadkami odwrócenia o 180 stopni postrzegania roli państwa w sektorze bankowym. Jeszcze do października 2008, obowiązującym poglądem na PKO BP była prywatyzacja w celu poprawy efektywności i zmniejszania liczby stanowisk z nadania politycznego. Dyskusje wśród ekonomistów wskazywały, iż bank państwowy niemal z zasady ma słabsze wyniki, działa nieracjonalnie i bez długoterminowej strategii oraz bez kapitału, a wskutek częstych zmian politycznych rzutujących na skład zarządu i rady nadzorczej, po prostu z definicji musi być gorszy.

Osobiście nie uważam, że w gospodarce wolnorynkowej państwo koniecznie musi mieć swój udział w komercyjnym rynku bankowym. Niemniej nie uważam też, by posiadanie takiego udziału musiało być z definicji nieefektywne i niepotrzebne na tle roli jaką taki bank może pełnić. Jak najbardziej daleko mi jest do dogmatyków. Według podanym w ostatnich dniach zestawieniu „Rzeczpospolitej” (wydanie z 5 marca 2009), PKO BP to największy bank na krajowym rynku, tuż przed Pekao S.A. W naszym przypadku 4/5 rynku należy do kapitału prywatnego, zdominowanego przez kapitał zagraniczny. Udział PKO BP w sumie bilansowej sektora bankowego, to nieco ponad 12%. Udział w rynku depozytowym i kredytowym jest o 2%-3% wyższy. Razem z często wymienianym ostatnio BGK, udział w sumie bilansowej to prawie 15,5%. Pomijam przy tym BOŚa i banki spółdzielcze. BOŚ to w pewnym sensie bankowe przedłużenie funduszu celowego, a banki spółdzielcze to wciąż małe instytucje i o ile razem stanowią poważną konkurencję, to mimo wszystko z racji rozmiarów są słabo obecne w wielu segmentach bankowości korporacyjnej.

Nie sądzę by jakiekolwiek badania udowodniły, że kilkunastoprocentowy udział sektora państwowego w rynku bankowym (i w „normalnym” kraju o gospodarce wolnorynkowej) podwyższał jakość jego (rynku) oferty i działał mobilizująco na aktywność ekonomiczną banków prywatnych. Ruchy PKO BP są oczywiście śledzone przez rynek, a nawet PKO BP ma wpływ na szybkość niektórych zmian (np. zmiana stóp procentowych dla depozytów), ale nie dlatego że jest „państwowy” ale z racji rozmiarów, czyli pozycji rynkowej. Teoretycznie można sobie wyobrazić sytuację, że za pośrednictwem dużego banku, państwo będzie prowadziło słuszną w swoim przekonaniu politykę finansową  wobec podmiotów gospodarczych i gospodarstw domowych. Problem w tym, że trudno sobie wyobrazić, by PKO BP był konkurencyjny w większości produktów w dłuższym terminie, a po drugie, istnieje bardzo duże ryzyko przenoszenia politycznych pomysłów gospodarczych na politykę PKO BP. Wystarczy spojrzeć w raporty pomocy publicznej czy inne dokumenty, by zobaczyć że politycy miewają skłonność do marnowania pieniędzy. Oczywiście to, że bank należy do Skarbu Państwa wcale nie musi oznaczać że będzie nieefektywny i incydentalnie może być pomocne. Na tyle incydentalnie na ile sektor prywatny w bankowości zachowuje się nieracjonalnie. A niestety, to się zdarza. Podsumowując, nie widzę niż złego w tym, że państwo jest właścicielem największego banku w kraju, co najmniej w okresie kiedy gospodarka ma miano rozwijającej się, a rola bankowości w gospodarce oraz jej praktyki dopiero się kształtują.

 

Po krótkim zarysowaniu tła, czyli mojego podejścia do udziału państwa w sektorze państwowym i przypomnieniu udziału PKO BP na krajowym rynku, wracam do głównej myśli, czyli zmiany poglądów na rolę państwa w sektorze bankowym i w gospodarce. Przedstawione w pierwszym zdaniu zmiany spowodowały radykalną zmianę podejścia do PKO BP. Do tej pory wręcz kanonem wśród ekonomistów, bankowców i przedstawicieli środowisk przedsiębiorców było nawoływanie do zmiany właściciela w PKO BP na prywatnego i wycofanie się państwa z gospodarki.

Nagle teraz te same środowiska, a często te same osoby, w państwowym banku widzą ratunek wobec kryzysu nieufności wśród banków prywatnych (niepaństwowych), skutkujący m.in. ograniczeniem kredytowania krajowych przedsiębiorców. Dosłownie każdy program ratunkowy przygotowywany przez ekonomistów oraz organizację przedsiębiorców wymienia jako filar, dokapitalizowanie PKO PB i BGK lub co najmniej pobieżnie o tym wspomina. Ludzie i organizacje które do tej pory nawoływały do usunięcia się państwa z roli właściciela banków i kreatora procesów gospodarczych, nagle zmienili zdanie na dokładnie odwrotne. Teraz państwo ma pieniędzmi podatników podnieść kapitał państwowych banków, by wspierać gospodarkę. Nad sensem ekonomicznym (skutecznością) i kosztem nikt się nie zastanawia. Pisząc o kosztach, mam na myśli tą część pomysłów gdzie wskazuje się by PKO BP przejął na siebie ciężar kredytowania podmiotów gospodarczych w tej części w jakiej zmniejszają (wycofują się) go banki komercyjne. Chodzi tu głównie o wybrane branże. Nikt nie zadaje pytania, czy aby banki komercyjne nie wycofują się z powodów obiektywnych, czyli spadku aktywności gospodarczej i radykalnego wzrostu ryzyka niektórych branż. W końcu stratę mogłoby ponieść państwo, czyli nikt.

Skąd ta więc ta zmiana poglądów? Cóż, każdy bardziej ceni obronę swojego biznesu niż wyznawany dotąd światopogląd ekonomiczny. Ponadto historia uczyniła nas świadkami wydarzeń, które podłamały wiarę w racjonalne rynki  finansowe i  niepaństwowe instytucje finansowe, w tym banki. Przyznam jednak, że jestem zdegustowany łatwością i tempem zmiany poglądów.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.