„Ryzykowna terapia stopami”…? Wbrew pozorom to nie takie proste; cz1.

W Gazecie Wyborczej z 23 marca w artykule „Ryzykowna terapia stopami” Radosław Cholewiński i Krzysztof Kluza ocenili politykę banków centralnych na świecie oraz Polsce i przedstawili propozycje kształtowania polityki gospodarczej, które trudno pozostawić bez komentarza. Artykuł ten jest jednym z bardzo wielu przykładów zmiany postrzegania roli państwa w kształtowaniu procesów gospodarczych. Wyrażone poniżej moje opinie w większości odnoszą się do myśli R.Cholewińskiego i K.Kluzy, niemniej miejscami są oceną tych ich poglądów i propozycji, która są reprezentatywne dla poglądów, jakie zaczęły się pojawiać od kilku miesięcy w krajowej publicystyce ekonomicznej.

W pierwszych zdaniach autorzy przypominają, że przez świat przewinęła się fala obniżek stóp procentowych i bezprecedensowych działań banków centralnych, zmierzających do obniżenia ceny pieniądza oraz zasilających rynek w płynność. Dalej zarysowano problemy krajowego sektora bankowego oraz działania NBP i RPP. Na tym tle działania dwóch ostatnich instytucji i ich skuteczność zostały poddane w wątpliwość. Porównanie działań naszych władz monetarnych i zagranicznych wydaje mi się daleko niewystarczające i służące tezom, które autorzy rozwijają w dalszej części artykułu. Moim zdaniem, reakcja krajowych instytucji wcale nie była taka zła, jak podaje się to w szeregu publikacji oraz w opiniowanym przeze mnie artykule. RPP niemal nie zwlekała z cięciem stóp, a tempo i skala spadku wskazują, że udało nam się ustrzec modyfikacji polityki pieniężnej i doboru bodźców tylko w celu uciszenia krytyki, której jakość budzi sporo wątpliwości. Zestawienie dokonane przez autorów powinno było być opatrzone komentarzem, który wskazywałby na istotne różnice w skali problemów ekonomicznych oraz różnice w skuteczności działań ratunkowych. Jak wspomniałem wyżej, RPP obniżała stopy proporcjonalnie do napływających informacji i możliwych do przewidzenia scenariuszy rozwoju sytuacji w Polsce. Zasilanie rynku w pieniądz też miało miejsce. Problem w tym, że operacje tego typu miały ograniczoną skuteczność i to bynajmniej nie z winy NBP. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że NBP przystępując do tych akcji, miał świadomość jej niskiej skuteczności. Tłumaczy to, dlaczego władze monetarne są wstrzemięźliwe w spełnianiu wszystkich propozycji, jakie pojawiają się w mediach, a są stawiane przez środowiska przedsiębiorców oraz środowisko bankowe. Szkoda, że autorzy nie zaryzykowali dokładniejszej oceny polityki banków centralnych i rządów w krajach UE czy USA. Czytelnik po lekturze ich artykułu może odnieść wrażenie, że wszystkie decyzje były świetnie wyważone i odniosły pożądane skutki, a u nas – jak to w Polsce – nie. Warto wiec zaznaczyć, że inna reakcja NBP i rządu w Polsce to głównie efekt tego, iż jesteśmy państwem biedniejszym i nas turbulencje na rynku finansowym dotknęły w innych sposób. Skala spadku wzrostu gospodarczego jest niemal łagodna jak na to czego doświadczają inne kraje. Nie upadają w Polsce banki, a Polakom nie udzieliła się panika znana w kilku państwach europejskich.

Na skutki zmian stóp procentowych i prowadzoną w bankach politykę, NBP ma już ograniczony wpływ. Jeżeli dobrze zrozumiałem tekst, to wg autorów odpowiednio dobrana polityka pieniężna powinna pozwolić bankowi centralnemu na uzyskanie udanego kompromisu pomiędzy stymulowaniem gospodarki a pomocą bankom komercyjnym w prowadzeniu właściwej polityki cenową po stronie depozyto-kredytowej. W przypadku stóp w ujęciu makroekonomicznym, RPP stoi przed wyborem wariantu (poziomu stóp), który jest kompromisem szeregu zjawisk, jakie nakładają się na siebie w gospodarce. Uważam, że do tej pory kompromis był dość dobrze wyczuwany przez Radę, a to, że ma ona świadomość wyjątkowości obecnej sytuacji widać po lekturze chociażby tzw. minutek po styczniowym posiedzeniu. Wyjątkowość wydarzeń, ale i bezradność wobec niektórych zjawisk w gospodarce, nie jest winą NBP i RPP, bo instrumentarium jakim dysponują jest ograniczone i być może mało skuteczne w takich warunkach jak obecne. Ale to temat na odrębny i obszerny artykuł. Mnie raczej rozczarował fakt, iż autorzy tekstu wymienili główne problemy, jakie trapią polski sektor bankowy, ale poniechali jakiejkolwiek oceny sektora, czego nie szczędzą pozostałym instytucjom, czyli NBP a w szczególności agendom rządowym. Nie widzę powodów, dla których sektorowi bankowemu należałoby oszczędzić gorzkiej refleksji czy krytyki, bo jest za co. Mnie osobiście to nie zaskakuje, ponieważ w swoich publikacjach robią tak niemal wszyscy reprezentujący sektor bankowy, a poczuwając się do oceny bieżących wydarzeń i szukania winnego lub do szukania rozwiązań, autorzy wskazują „państwo”, dość ogólnie przy tym zarysowując swoje zarzuty i postulaty. W polskiej publicystyce ekonomicznej jest pewna nierównowaga w recenzowaniu działania państwa. Krytycy często nie są skłonni do podawania szczegółów proponowanych rozwiązań, a państwo (urzędnicy) muszą się tłumaczyć, dlaczego do tej pory nie wprowadziło ich w życie. Zaleciłbym, przynajmniej czasami, większą szczegółowość w przedstawianiu zarzutów i propozycji.

Argument z luką płynności jest dla mnie przykładem jak można próbować dopasowywać fakty do rzeczywistości. Teoria opiera się na założeniu, że w warunkach niskich stóp procentowych i lęku przed najbliższą przyszłością, Polacy nie chcą oszczędzać i trzymają pieniądze w domu, utrudniając w ten sposób rozwój akcji kredytowej bankom. Stopy faktycznie spadają, ale banki istotnie różnicują ofertę w zależności od wielkości depozytu. Ponadto, a może przede wszystkim, od 2005 roku mamy kilku procentowy przyrost depozytów w ujęciu realnym rocznym i na dodatek dynamika ta przybrała na sile od początku ubiegłego roku. Dane o elementach podaży pieniądza, z całą pewnością są autorom znane. Przyrost depozytów w ubiegłym roku i tak był w pewnym sensie podarunkiem losu. Korekta na światowych giełdach i krajowej, spowodowała ucieczkę oszczędności z giełdy i funduszy inwestycyjnych w stronę lokat. Pytanie powinno być postawione inaczej. Co skłoniło banki do wiary, że ten szeroki strumień pieniądza będzie się wlewał nieprzerwanie. To, że depozyty nie pokrywają akcji kredytowej nie jest oczywiście anomalią. Niemniej zjawisko to zaczęło się nasilać już pod koniec 2007 i autorzy powinni starać się poszukać odpowiedzi, dlaczego banki wierzyły, że akcję kredytową można rozwijać bez ograniczeń. Po drugie, bezwładność decyzji inwestycyjnych gospodarstw domowych jest dosyć znaczna i wobec braku alternatywy, scenariusz rysowany przez autorów jest mało prawdopodobny  i – jeżeli już – to odległy w czasie. Nie ma też co ukrywać, że stopy procentowe są po to obniżane by gospodarstwa domowe skłonić do utrzymywania pewnego poziomu konsumpcji w obecnej sytuacji. Krótko mówiąc, polityka pieniężna nie ma na celu tylko zaspokajanie potrzeb banków, ale ma zasięg grubo szerszy. Problemem jest nie brak płynności i zdolności kredytowania gospodarki, ale zróżnicowanie wewnątrz sektora bankowego i korygowanie polityki wobec innych banków (m.in. na rynku międzybankowym) oraz niektórych sektorów gospodarki. Niestety, ale niektóre banki będą musiały zweryfikować swoją politykę rozwoju wobec braku zasilenia finansowego na ekspansję rynkową, co zresztą już się dzieje. Warto pamiętać, że jak na razie banki nie zakręciły kurka z pieniędzmi dla przedsiębiorstw, a jedynie zmieniły zasady ich udzielania niektórym branżom. Żałuje, ze autorzy nie poddali ocenie polityki banków w zakresie finansowania podmiotów gospodarczych. Czytając ich artykuł, można odnieść wrażenie, że banki mają problemy i wszelkie ich działania są rezultatem czynników obiektywnych. Podsumowując, wskazanie przez autorów iż RPP polityką niskich stóp wzmaga zjawiska kryzysowe, jest przy obecnym ich poziomie i problemach przed jakimi stoimy, dość odważnym zarzutem. Swoją drogą szkoda, że autorzy nie zaryzykowali podania właściwego – ich zdaniem – poziomu stóp.

Poniższą polemikę i opinie do kwestii zawartych w artykule „Ryzykowana terapia stopami” zamieszczam z dość dużym opóźnieniem, przez co tekst traci nieco ze swej świeżości. Próbowałem tekst opublikować w tym samym dzienniku, w którym zaprezentowano artykuł, ale nie miałem żadnej odpowiedzi od redakcji. Szkoda, bo czytelnikom warto by było przedstawić nieco inne spojrzenie na przedstawione przez autorów problemy i pomysły.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.