Wyniki budownictwa z I kw 2009 r. zdają się lepiej informować o stanie koniunktury w Polsce niż produkcja przemysłowa. Ta ostatnia jest od kilku miesięcy silnie „skażona” wpływem spadku koniunktury w Europie, co stanowi świetny materiał badawczy dla ekonomistów badających siłę zależności polskiej gospodarki od eksportu. Oczywiście wyrażona wyżej opinia o walorach informacyjnych budownictwa byłaby bliższa prawdy, gdyby nie to, że budownictwo w dużym stopniu zależy od nakładów inwestycyjnych generowanych przez sektor prywatny i publiczny. Prognozowanie tempa nakładów inwestycyjnych jest obarczone relatywnie większym błędem niż pozostałych wielkości makroekonomicznych, niemniej nic nie stoi na przeszkodzie by zaryzykować zarysowanie podstawowego scenariusza zmian na najbliższe kwartały dla budownictwa.
Częścią popytu generowanego przez sektor prywatny, jest zapotrzebowanie osób fizycznych na mieszkania. W ostatnich latach, budownictwo mieszkaniowe odpowiadało za kilkanaście procent przychodów w budownictwie. Jednak w latach 2007-2008, budownictwo mieszkaniowe odpowiadało aż za dwadzieścia kilka procent przyrostu. Było to efektem splotu kilku czynników, co ostatecznie doprowadziło do wysłania błędnego sygnału dla przedsiębiorstw budowlanych z tego segmentu. Dobra koniunktura gospodarcza, niezwykle szybki wzrost płac realnych przy jednoczesnym nie mniej dynamicznych spadku zatrudnienia, wygenerowały powiększającą się grupę klientów (gospodarstw domowych) którzy utwierdzali swoją silną pozycję finansową oraz chyba jeszcze większą grupę która wraz z dynamiczną poprawą sytuacji finansowej, uwierzyła że prawdopodobieństwo poważniejszego pogorszenia standingu finansowego jest niewielkie, czy może żadne. To, wraz w poprawą oferty kredytowej i jej dostępności, wygenerowało niezwykle silny popyt na mieszkania, któremu początkowo deweloperzy nie mogli sprostać. W efekcie w latach 2006-2007, średnie ceny mieszań w największych miastach mknęły w górę o 30%-50% rocznie. Od przełomu 2007/2008 na rynku nowych mieszkań mamy do czynienia ze stabilizacją przechodzącą w niewielką jak na razie korektę (najdalej kilkanaście procent). W bieżącym roku nie ma co liczyć na taki udział budownictwa mieszkaniowego w budownictwie. Daleki jestem od wiary w poważniejszy spadek cen nowych mieszkań. Szeroko omawiany ostatnio raport DI BRE, który zakłada spadek cen o 30% w ciągu kilku kwartałów, traktuję jako wariant możliwy, ale skrajny. W najbliższych tygodniach postaram się odrębnym tekstem przedstawić swoje spojrzenie na kwestię cen mieszkań. Przyjmuje, że wartość budownictwa mieszkaniowego spadanie nawet o ponad trzydzieści procent w bieżącym roku, powracając wartością prac do poziomów z przełomu 2006/2007.
Kolejna pozycja, tzw. budownictwo niemieszkalne, odpowiada za blisko trzecią część prac budowlano-montażowych. Za 35%-40% tego segmentu odpowiada budownictwo przemysłowe i magazynowe, które niestety jest dość silnie skorelowane z tempem koniunktury. W latach 2004-2007, średnie roczne tempo wzrostu to aż 20%. Ta część budownictwa na ogół dość silnie reaguje w okresach końca cyklu wzrostu gospodarczego i jest niezłym miernikiem zmian zachodzących w inwestowaniu. Już w ubiegłym roku roczna realna dynamika była ujemna (-5%). Ciekawostką jest to że proces ten był rozpisany na cały ubiegły rok, więc z poważniejszym pogorszeniem będziemy mieli do czynienia dopiero w tym roku. Założyłem spadek o 9% w 2009 dla tej pozycji i nieco większy dla pozostałych w grupie budownictwo niemieszkalne. Ostatecznie wartość budownictwa niemieszkalnego może spaść o ponad 13%.
Największą nadzieją polskiego budownictwa jest trzeci segment budownictwa, czyli budownictwo inżynierii lądowej i wodnej. Generalnie odpowiada za ponad połowę prac budowlano-montażowych. Olbrzymim atutem tego segmentu są nakłady sektora publicznego i fundusze unijne. O ile środków z funduszy unijnych będzie z roku na rok przybywać, to stabilności publicznych nakładów nie mogę być do końca pewny. Niemniej zachowuje tu pewien optymizm, który na razie nie gaśnie nawet po doniesieniach o ograniczeniu prac na szlakach kolejowych. Na szczęście nie jest to silna pozycja w tym segmencie.
Budownictwo lądowe i wodne charakteryzuje się dodatkowo dość silną stabilizacją tempa w ostatnich latach, czy tez mówiąc inaczej – relatywnie małą zależnością od zmienności koniunktury w średnim okresie. Po kiepskich latach dla polskiego budżetu na początku dekady, kiedy wartość prac miała nawet dynamikę ujemną przy udziale ok. 45% w budownictwie ogółem, od 2003 czy 2004 odnotowujemy stałą poprawę. Od 2005 r. mamy do czynienia ze wzrostem dwucyfrowym. Można snuć szereg scenariuszy obejmujących wpływ zmian sytuacji budżetu centralnego, budżetów JST i tempa otrzymywania środków unijnych na infrastrukturę. Ograniczę się w bieżącym wpisie do podawania ostatecznego wyniku. Zakładam, że budownictwo inżynieryjne wzrośnie realnie o 4% i sądzę, że jest to nastawienie lekko negatywne.
Przedstawione w uproszczeniu scenariusze zmian w sumarycznym ujęciu dają spadek tempa prac bud lano-montażowych prawie o 9% w roku 2009. Dużo zależy od tego, z jakim ograniczeniem tempa PKB przyjdzie nam się zmierzyć i czy wśród władz centralnych i samorządowych będzie dość woli i środków do kontynuowania planowanych inwestycji infrastrukturalnych.