No i polała się fala krytyki…

Dla obserwatorów makroekonomicznej dyskusji w Polsce decyzja rządu dot. modyfikacji reformy emerytalnej nie była zaskoczeniem. Przeczytałem komentarze ekonomistów i publicystów i nie ukrywam, że jestem ich poziomem rozczarowany. Swoje żale pod adresem części środowiska ekonomistów już kilkakrotnie prezentowałem, więc tym razem sobie odpuszczę.

Nie ma co ukrywać, że decyzja rządu jest motywowana sytuacją bieżąca finansów publicznych. Proponuje jednak na chwilę porzucić ocenę decyzji z perspektywy politycznej, czyli narzucanie interpretacji że wszystko byłoby dobrze, tylko ci niedobrzy politycy…. Proponuje też jednak porzucić myślenie w stylu, każdy makroekonomista czy ekspert pokazywany w mediach i prasie to autorytet. Jak na razie to grono bardziej zajęte jest imponowaniem sobie wzajemnie odwagą w połajankach pod adresem rządu niż rzetelnym wyważeniem opinii.

Mamy spory problem w deficytem finansów publicznych i zadłużeniem. Za nami krótki i gwałtowny kryzys gospodarczy na świecie i okres słabego wzrostu PKB w Polsce. Wiemy już jak tragicznie spowolnienie gospodarcze odbija się na stanie finansów publicznych naszego kraju. W moim przekonaniu nie jest to tylko problem lęku polityków. Nie tylko w Polsce, ekonomiści stanęli przed problemem jak reagować w okresie kryzysu, kiedy strona dochodowa się kurczy a wydatkowa nie. Gwałtowność kryzysu, uniemożliwia łagodne przygotowanie się do jego przetrwania. Zmierzam do tego, że znaczna część naszego deficytu, jest – może to przesadne i niewłaściwe słowo – uzasadniona. Trudno jest w naszych warunkach stworzyć budżet idealnie elastyczny, czyli taki gdzie kryzys ekonomiczny nie objawia się zwiększaniem deficytu budżetowego. Trzeba też pamiętać, że to m.in. środki publiczne pozwoliły nam przetrwać względnie łagodnie najgorszy okres.

To tylko zarys ciekawego tematu dla ekonomistów: finanse państwa w obliczu kryzysu ekonomicznego i sposoby zmniejszania deficytu finansów publicznych. Ekonomiści poszli na skróty i przyczynę zła widzą głównie w politykach. To moim zdaniem potężne uproszczenie.

 W chwili obecnej prognozowany deficyt budżetowy na 2011 r. to niemal 40 mld zł. Deficyt finansów publicznych – wg najszerszych definicji – może przekroczyć 110 mld zł. W obecnej sytuacji więc wysiłki na rzecz zmniejszenia deficytu, zmuszają do przejrzenia wszystkich pozycji wydatków. Nie widzę powodów by pod dyskusje nie poddać przepływów do OFE.

Przypomnę, ze moim zdaniem, podjęliśmy ambitną reformę emerytalną. Z perspektywy czasu, możemy powiedzieć, że cześć założeń nie została zrealizowana ze względów politycznych (brak odwagi i determinacji), ale i chyba mieliśmy też do czynienia z pewną naiwnością twórców reformy. Ponadto obecny po-kryzysowe problemy z deficytem uzmysłowiły nam, że reforma systemu emerytalnego nie brała pod uwagę sytuacji finansów publicznych w obliczu gwałtownie pojawiającego się kryzysu. To fajnie że jesteśmy ambitni w budowaniu II filara, ale teraz stanęliśmy przed wyzwaniem jakim jest deficyt i zadłużenie.

Obniżka części przelewanej do OFE z 7,3 na 2,3, daje rządzącym (kilkolwiek są i będą) oddech w wysokości kilkunastu mld rocznie. Dalej kwota „ulgowa” dla budżetu będzie maleć. W obecnych okolicznościach decydenci musieli dokonać przeglądu pozycji wydatków i podjąć decyzję o co zwiększyć dochody lub zmniejszyć obciążenia budżetu. Wybór nie jest łatwy. Nie tylko z powodów politycznych ale i ekonomicznych. Możemy znienacka zlikwidować kilka ulg podatkowych z których korzystają osoby fizyczne, ale to mocno uderzy w biedniejsze gospodarstwa domowe. Nie sądzę jednak by w Parlamencie dało się przepchnąć decyzje o likwidacji większości ulg jakie w tej chwili otrzymują gospodarstwa domowe. Niewiele by dała likwidacja – przykładowo – ulgi na dzieci, ponieważ i tak w średnim terminie temat powróciłby pod obrady, biorąc pod uwagę dyskusję dotyczącą skutecznego sposobu zachęcania obywateli do powoływania większej liczby dzieci na świat. A ma to również swoje przełożenie na system emerytalny, o czym warto pamiętać. W takiej wiec sytuacji decyzja o zmianach w systemie emerytalnym wydaje się być zrozumiała.

O ile ekonomiści udają, że tego widzą, to należy podkreślić że z punktu widzenia obywatela mamy do czynienia z decyzją co robić by go jak najmniej skrzywdzić ekonomicznie. Budżet (i finanse publiczne) to my. Składa się z naszych pośrednich i bezpośrednich wpłat. I też my bezpośrednio (emerytury, renty, ulgi podatkowe…) i pośrednio (nowe drogi, policja, edukacja, straż pożarna, boiska, teatry…) z niego korzystamy. I taka też powinna być optyka oceny omawianej decyzji rządu. Można wiec przysłowiowego Kowalskiego zapytać o to co wybiera: stały przelew na OFE ale utratę ulgi na dziecko , dopłat z programu Rodzina na swoim itd., czy też odwrotnie. To pytanie o ekonomiczną efektywność w skali makro (kraj) oraz mikro (obywatel, rodzina…) w przejściowym okresie walki z nadmiernym deficytem. Niestety przez większość ekonomistów i ekspertów, zostało to sprowadzone do banalnej krytyki rządu.

Twierdzenie, że okrada się emerytów jest bzdurą i nieuczciwym argumentem w dyskusji. Cześć składki która nie pójdzie do OFE, ma być odkładana na odrębnym koncie w ZUS i być waloryzowana na poziomie stopy zbliżonej do tej, która uzyskuje OFE. Generalnie będzie to taki II filar w I filarze. Podstawowa różnica sprowadza się do tego, że OFE dostawały pieniądze, a w ZUS będzie to zapis na koncie z deklaracją realizacji z chwilą przejścia na emeryturę. Ryzyko nieotrzymania tych pieniędzy jest takie samo jak emerytury z I filara, czyli niewielkie czy raczej żadne. Większe jest ryzyko zmiany zasad waloryzacji tych środków. Przypominam jednak, że środki w OFE też obarczone są małym ryzykiem ze względu na wypłacalność emitentów obligacji i sytuacji na rynku kapitałowym (to akurat niedawno przerabialiśmy).  Trzeba też pamiętać, że obecna decyzja nie zamyka powrotu do obecnych rozwiązań lub podobnych.

Ostatnim wątkiem jaki chciałem poruszyć są wspomniane częściowo zmiany w podziale składki i przyporządkowaniu do poszczególnych elementów systemu emerytalnego. Nikt chyba nie zauważył, że mimowolnie rozpoczęła się dyskusja nad konstrukcja systemu emerytalnego. Dotychczas były tylko pretensje przedstawicieli OFE i żadnej krytyki pod ich adresem. Ekonomiści skupili się na krytyce rządu zamiast skupić się  na tym, że obecne okoliczności warto wykorzystać do częściowej przebudowy systemu. Mamy już sporą wiedzę. Znamy skutki reformy dla finansów publicznych. Znamy skłonność Polaków do dobrowolnego oszczędzania na emeryturę (jest kiepsko). Wiemy też, że OFE w obecnej postaci nie są ideałem i że oddawanie reformy w ręce przedstawicieli instytucji finansowych kończy się pomysłami, które najmniej ryzykowne są dla nich samych. W ferworze krytyki, mało kto zwrócił uwagę, że premier wprowadził kolejny element, czyli tzw. składkę dobrowolną, która miałaby być odliczana od podstawy opodatkowania i zwolniona z podatku w chwili wypłaty w wieku emerytalnym. Warto premiera złapać za słowo i w oparciu o to podyskutować nad zmianami, które poprawią naszą skłonność do oszczekania na emeryturę.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rynek finansowy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.