Rok skrajnych scenariuszy

Rok 2012 r. to jeden z tych, które dla RPP łatwe nie będą. Teoretycznie scenariusz wydarzeń wydaje się być prosty i zarysowany już w prognozach. Ale kto wie.. Większość prognoz wskazuje na wzrost PKB dla Polski średnio pomiędzy 2,5% a 3,0% i inflację na koniec roku w przedziale od 2,4% do 3,9%. Taka sytuacja wydaje się wyznaczać scenariusze zmian stopy procentowej NBP pomiędzy stabilizacją a obniżką. Podobnie jak w 2009 Rada Polityki Pieniężnej (dalej RPP) będzie musiała znaleźć kompromis pomiędzy tempem PKB a inflacją.

Warto w tym miejscu przypomnieć spory, które miały na ogół charakter akademicki w naszych warunkach, czy jako cel dla RPP nie dopisać wyraźnie dbania o tempo PKB i spadek bezrobocia. Jest to już delikatnie wspomniane w polskim systemie prawnym, ale pamiętam zarzuty że brak silnych zapisów kierujących uwagę RPP również na PKB i bezrobocie, powoduje rzekomo podręcznikowe trzymanie się jako głównego, celu inflacyjnego. Tak, to podstawowe zadanie RPP, ale przyjęcie celu inflacyjnego jako najważniejszego dla RPP wcale nie jest złym rozwiązaniem. Pod warunkiem, że członkowie RPP nie są ortodoksyjnymi liberałami. Muszę powiedzieć, że w naszych warunkach do takiej ortodoksji nie dochodziło i RPP pamiętała by szukać kompromisu pomiędzy tempem PKB, w sytuacji kiedy było niskie (jak na polskie warunki) a inflacją.

Nie inaczej było w ubiegłym roku. RPP widząc, że wracamy na ścieżkę średniego dla Polski wzrostu gospodarczego (ok.4%) podniosła stopy. Proces podniesienia stóp przypadł na I półrocze 2011 r. i głównie wynikał z powodu wzrostu wskaźników cenowych. Wzrosty szeroko rozumianych cen energii oraz żywności wypchnęły wskaźniki cenowe na dawno nie widziane poziomy. W II połowie ubiegłego roku, dodatkowo zaczął się osłabiać złoty co również miało swoje niekorzystne przełożenie na CPI i PPI. Wobec powoli słabnącego tempa PKB i stałych korekt w dół prognoz na 2012 r. dla krajów UE ( w ty, dla nas), walka z wysoką inflacja (powyżej 4,5%) za pomocą stóp traciła naturalnie sens. Nie miało też sensu walczyć z osłabieniem złotego za pomocą wzrostu stóp. W takiej układance czynników z jaką mieliśmy do czynienia pod koniec roku (złoty, PKB, wskaźniki cenowe), podnoszenie stóp i tak nie byłoby skuteczne, a tylko dobiłoby gospodarkę. Pojawienie się na rynku walutowym BGK i NBP, okazało się skuteczną zaporą przed, niemającym już nic wspólnego z gospodarczymi fundamentami, osłabieniem naszej waluty.

Ostatecznie, stopa referencyjna NBP, jest nieco poniżej inflacji (historycznej). Po podniesieniu stopy  do 4,5%, RPP zachowuje zimną krew i starała się nie wyprzedzać zmian w gospodarce. Hazard to nie był, bo już w II połowie ubiegłego roku członkowie RPP coraz bardziej zdawali sobie sprawę z czym przyjdzie im się zmierzyć w 2012 r. Pozycja wyjściowa wydaje się dość optymalna. Mam na myśli poziom stopy referencyjnej i scenariusze na rok bieżący.

A co mamy? Za sobą (mam nadzieję) walkę z rynkiem o poziom złotego. Pomimo krytyk jakie pojawiły się w grudniu, NBP pokazał że pozwoli na osłabienie waluty ale nie na panikę i zabawy (spekulację) na rynku, już nie. Być może najgorsze już za nami. Złoty nadal jest dość nisko wyceniany, bo – wg moich szacunków – o 10%-15%. Jeżeli kraje UE unikną już większych zawirowań, a rynkowi znudzi się granie na strach, to powinniśmy być świadkami powolnego wzmocnienia złotego o podaną wyżej wartość. Może to zabrać rynkowi dwa do trzech kwartałów. Warunkiem jednak jest już zakończenie gospodarczych i politycznych tąpnięć w UE i perspektywa poprawy PKB dla UE w 2013 r. Powolną poprawę zakłada większość prognoz. W pewnym sensie jest to o tyle łatwe, że najnowsze prognozy dla UE sugerują zerowe tempo PKB na 2012 r. (zależenie od instytucji, prognozy oscylują wokół zera).

Tak wiec dla złotego główny scenariusz to stabilizacja lub stopniowe wzmocnienie. A to oznacza, że na chwilę obecną RPP musi przyjąć, że może nie mieć wielkiego sprzymierzeńca w złotym w walce z inflacją. Niemniej najprawdopodobniej złoty nie będzie się już jednak przyczyniał do wzrostu inflacji.

Prognoza inflacji nastręcza nieco problemów. Wątpliwe by rynek żywnościowy po raz kolejny spłatał takiego figla jak w minionym roku. Zakładam też, że popyt wewnętrzny nieco osłabnie, no i że – zgodnie ze światowymi prognozami – nasze otoczenie gospodarcze (kraje UE) doświadczą radyklanego osłabnięcia tempa PKB. Można więc przyjąć, że popyt krajowy również nie będzie się przyczyniał do dalszego silnego wzrostu cen, a wręcz przeciwnie. I tu jest pewien (może i mały) znak zapytania. Polska gospodarka dość elastycznie dopasowuje się do zmian gospodarczych, a tempo popytu nie słabnie tak mocno jak tego oczekiwano. Może się okazać, że tempo PKB spadnie jedynie do 3% i w II połowie roku zobaczymy sygnały ożywienia.

Podsumowując, w najbliższych miesiącach i bez działań RPP, powinniśmy doświadczyć spadku inflacji do 4% czy być może nawet 3,5% (raczej II połowa roku). RPP ma więc trochę czasu na analizę i uprawdopodobnienie scenariuszy gospodarczych. Jeżeli polska gospodarka nie będzie chciała zwalniać do 2% czy 2,5% w tym roku, to RPP przez dwa do trzech kwartałów może stopy referencyjnej nawet nie ruszać, co przy okazji zadziała wzmacniająco na złotego. Jeżeli jednak koniunktura gospodarcza będzie się pogarszać, a trend nie pozostawi wątpliwości co będzie dalej, to RPP nie zawaha się stóp obniżyć, by pomóc gospodarce, bo inflacja najprawdopodobniej nie będzie wtedy palącym problemem.

Powyższe rozważania, to tylko zarys dyskusji o wariantach na ten rok. Generalnie, scenariusze jakie zobaczymy powinny się zawierać pomiędzy stabilizacją stopy referencyjnej a przejściową obniżką do maks. 4% lub 3,75%.

W tym roku silne jest ryzyko scenariuszy skrajnych. Z jednej strony, Europie nadal grożą ekonomiczne i polityczne tąpnięcia, a oczekiwana w 2013 poprawa koniunktury w UE może się opóźnić. W takiej sytuacji mielibyśmy pewnie mix jak z roku ubiegłego, czyli połączenie polityki stóp procentowych i interwencji walutowych. Jest i druga skrajność. Wygaszanie politycznych tąpnięć w UE i poprawianie, stale ostatnio pogarszanych, prognoz gospodarczych dla UE. A do tego dobra koniunktura w naszej gospodarce z okresu jesień-zima, nie jest zbiegiem okoliczności a świadectwem siły gospodarki i popytu wewnętrznego i zewnętrznego (utrzymywanego m.in. słabym złotym).

 

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rynek finansowy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.