Wzrost to wzrost, nie ma więc co grymasić. Ważne, że jest. Niemniej struktura wzrostu do wymarzonych nie należy. Yoy gospodarka wzrosła o 4% w I kw. Formalnie to bardzo ładny rezultat. Przypomnieć jednak trzeba, że gdyby brać pod uwagę wynik roczny (rok kroczący, czyli kw II, III, IV z 2016 r. i I kw 2017), to mamy tylko ok. 3%. To efekt słabszego drugiego półrocza ubiegłego roku. Utrzymanie 4% wzrostu dla całego 2017 r. jest raczej mało prawdopodobne, stąd moja sugestia, by nie traktować wyniku I kw jako zapowiedzi dla całego roku.
Wyniki I kw 2017 potwierdzają, że wyczerpuje się powoli jeden z czynników wzrostu naszego PKB, czyli wymiana handlowa. Oczywiście wciąż mamy budzący podziw wzrost eksportu (ponad 9% yoy w I kw wg danych z rachunku PKB), ale – jak w podręczniku z makroekonomii – utrzymujący się dobry klimat gospodarczy powoduje powolne przyspieszenie importu. W efekcie dodatnie saldo wymiany handlowej w I kw 2017 było już nieco mniejsze od wyniku z analogicznego kwartału roku wcześniejszego.
Wciąż rozczarowują inwestycje czyli nakłady brutto na środki trwałe. Jest jednak światełko w tunelu. Spadek inwestycji yoy w I kw, to już tylko 0,4%. Można więc zaryzykować twierdzenie, że w I pół. 2017 zakończymy okres spadku inwestycji w relacji do PKB. Obecnie roczne nakłady spadły do 17,8% w relacji do PKB, czyli do najniższego poziomu jaki tylko dwa razy odnotowywano w polskiej gospodarce po 1995 r. Teraz może już być tylko lepiej, a przynajmniej powinno. Oczywiście pod warunkiem, że rząd nie zachwieje strukturą wydatków publicznych z inwestycji na konsumpcję, co niestety robi od ubiegłego roku.
Oczywiście oczy analityków skierowane są na spożycie gospodarstw domowych. W strukturze przyrostu rocznego PKB, gosp. domowe odpowiadają za 72% po wynikach za I kw 2017 r. Przeciętny udział tej pozycji w PKB to niemal 62% (średnia z 20 lat). Dane o strukturze są niestety zależne od zmian pozostałych składników, stąd ujemny wynik jednych (np. nakłady brutto na środki trwałe) pompuje wynik pozostałych. Z danych o PKB wiemy, że popyt gosp.dom. przybierał na sile już od ubiegłego roku. W I kw 2017 był wyższy o 4,7% yoy (4,5% w IV kw 2016). Czy to wpływ 500+? W niewielkim stopniu być może tak. Przede wszystkim nie wiemy w jakim tempie gospodarstwa domowe wydają otrzymane pieniądze i na co. Po drugie w czasach naszego boomu gospodarczego z lat 2005-2008 popyt rósł w tempie ponad 5% yoy i to bez 500+ (średnie tempo wzrostu z ostatnich 20 lat to 3,3%). Warto też pamiętać, że wydatki na 500+ w relacji do szacowanych wydatków gosp.dom. na ten rok to około 2%. Jak widać nie są to środki, które decydują o być albo nie być polskiej gospodarki i koniunktury. Przypomnę, że wpływ na podniesienie tempa PKB można szacować na niecały punkt bazowy i to tylko przez pierwszy rok działania programu, bo potem działa już tzw. efekt bazy. Efekt 500+ będzie rozdzielony na lata 2016 i 2017. Podnosząc wynik roczny (dla roku kalendarzowego) o 0,3%-0,4% w najlepszym przypadku. A wracając do drugiego zdania bieżącego akapitu, we wspomnianych 72% udział 500+, to moim zdaniem kilkanaście pkt.proc.
O przyroście PKB w ok. 28% zdecydowała pozycja: przyrost rzeczowych środków obrotowych. Sporo. I z tego powodu dodałem w tytule zdanie „Frajda być może tylko chwilowa”. Przyrost (a dokładniej: zmiana) rzeczowych środków obrotowych to (w uproszczeniu) różnica stanu zapasów i rozliczenia ich strat. Co kilka, kilkanaście kwartałów ta pozycja potrafi mieć znaczny wpływ na dynamikę PKB. Niejednokrotnie jej przyrost interpretowany jest jako zapowiedź dobrej koniunktury, ale doświadczenia wskazują by zachować dużą powściągliwość w interpretacji zmian przyrostu środków obrotowych. Innym powodem jest i to, że część makroekonomistów ma od lat sporo wątpliwości co do zasad wyliczania zmian tej pozycji i przyjętych definicji. W obecnym przypadku, przyrost środków obrotowych nie powinien być interpretowany moim zdaniem jako zapowiedź przygotowywania się do gospodarczego skoku, a raczej przekonanie do utrzymania bieżącego tempa wzrostu po kilku kwartałach niepewności.