Politycy PiS, po cichu i bez rozgłosu, chcą dopisać kolejny rozdział do dziejów podatku od wydobycia niektórych kopalin. Podatek popularnie jest zwany podatkiem od kopalin lub podatkiem miedziowym, bo płaci go głównie KGHM.
Wg najnowszych informacji, w tym tygodniu rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o podatku od kopalin. Projekt umożliwia podmiotom objętym podatkiem, dokonanie darowizny do wysokości 5% wartości podatku na rzecz lokalnych samorządów.
Podatek od kopalin wszedł w życie w I poł 2012 r. i już wtedy zasilił budżet kwotą ok. 1,4 mld zł. Powodem wprowadzenia podatku było szukanie nowych źródeł dochodów budżetowych, by zmniejszyć deficyt finansów publicznych po kryzysie 2008/2009. Podatek od kopalin nie był polskim wynalazkiem. W różnych odmianach był już stosowany na świecie. Z chwilą wprowadzania, toczył się spór czy ustalone poziomy opodatkowania od wymienionych w ustawie kopalin, nie są aby zbyt duże i obciążające dla firm wydobywczych.
Średnie roczne wpływy do budżetu z tytułu podatku od kopalin to ok. 1,5 mld zł. Kwota waha się od 1 mld zł do 2 mld zł.
Po uchwaleniu podatku, politycy ówczesnej opozycji (w tym PiS) oczywiście przyjęli rolę przeciwników podatku i obrońców państwowych przedsiębiorstw nim obciążonych. Początkowo podatek dotyczył w zasadzie tylko KGHM-u. Mało kto dziś pamięta, że podatek trafił przed Trybunał Konstytucyjny m.in. za sprawą PiS. Politycy PiS twierdzili, że podatek uchwalono niebywale szybko (ścieżka legislacyjna) i dano podatnikom zbyt mało czasu na przygotowanie. Trudno w to dziś uwierzyć, biorąc pod uwagę m.in. rekordy legislacyjne polityków PiS i lekceważące potraktowanie TK.
Z całą mocą temat podatku wrócił do debaty publicznej w 2015 r. , czyli w czasie wyborów. Politycy PiS żądali zniesienia podatku, który rzekomo nadmiernie obciążał KGHM i obiecywali natychmiastowe jego zniesienie po ewentualnie wygranych wyborach.
Wybory PiS wygrał i ….. poglądy na temat podatku zmienił. W expose premier B.Szydło temat podatku od kopalin i realizacja obietnic złożonych miedziowym górnikom w ogóle się nie pojawił. Zapadła niezręczna cisza. Mimo, że sytuacja makroekonomiczna i w finansach publicznych była i jest o wiele korzystniejsza niż w czasach koalicji PO-PSL, politycy PiS ani myśleli o zniesieniu podatku lub jego redukcji. Niestety dociekliwe zrobiły się media, ponawiając pytania co z podatkiem od kopalin. Wpływy z podatku pojawiały się w kolejnych ustawach budżetowych, a politycy PiS milczeli jak grób.
Powoli porzucenie pomysłów o zniesieniu podatku podawali do wiadomości publicznej urzędnicy ministerstwa finansów i to w zasadzie jedynie wtedy gdy pytali o to dziennikarze. Z biegiem czasu informacje potwierdzali politycy PiS z pierwszej linii, aż w końcu wątpliwości przeciął J.Kaczyński w styczniu 2017 r. Uzasadnienie było następujące: „Podatek miedziowy, który być może nie jest najlepszym pomysłem, ale jednak temu służy. (MŻ: : Kaczyńskiemu chodziło o tzw. dobro społeczne). Proszę też pamiętać, że nasze wielkie spółki państwowe nie zostały sprywatyzowane właśnie dlatego, że ich zadaniem jest służenie całemu społeczeństwu”. Pytany o termin zniesienia podatku, odsyłał do premier Szydło. Tak jednak sprawy nie można było zamknąć, bo groziło to jej powrotem w trakcie kolejnych wyborów.
W rzeczywistości, biorąc po uwagę finanse publiczne i relatywnie niewielkie znaczenie podatku oraz wychwalane zmniejszenie luki VAT, zniesienie podatku formalnie nie było i nie jest żadnym problemem dla rządu. No ale szkoda pozbywać się takich pieniędzy skoro już są.
W obawie o powrót niezręcznego tematu (zniesienie podatku od kopalin) w każdych kolejnych wyborach, politycy PiS wpadli na dość pokrętny pomysł, którego celem jest zamknięcie ust krytykom. Wątpię czy skuteczne.
Pomysł jest następujący: podatek zostaje utrzymany, ale 5% jego wartości podatnik (przedsiębiorstwo wydobywcze) może przekazać jednostce samorządowej na terenie której działa. Jest to gest w stronę pracowników i związkowców z firm (głównie KGHM), które są podatkiem obciążone.
Takie rozwiązanie należy ostro skrytykować z kilku powodów. Z punktu widzenia rządu, to gest symboliczny. Podatek zastaje utrzymany, a rząd zamiast średnio 1,5 mld zł rocznie dostanie kwotę tylko o kilkadziesiąt mln zł mniejszą. Z perspektywy budżetu takie uszczuplenie jest niezauważalne. Te 5% to niestety swego rodzaju polityczna łapówka dla pracowników i związkowców z zakładów obciążonych podatkiem. Wprawdzie nie dostaną pieniędzy do ręki, ale poprawi się jakość ich życia w miejscu zamieszkania. Zabawne jest to, że zmiana ma wejść w życie dopiero od połowu 2019 r. Rząd chce jak najdłużej dostawać pieniądze z podatku wg obecnych reguł, a gest chce okazać krótko przed wyborami. Wątpliwości budzi też nagradzanie gmin, które i tak są już w czołówce pod względem poziomu życia mieszkańców.