Modern Monetary Theory. Nowa droga czy radosna ekonomia?

Złość na pewne ograniczenia w rozdawaniu pieniędzy wśród sympatyków teorii lewicowych powoduje poszukiwanie alternatywnych pomysłów. Modern Monetary Theory  (MMT), w wersji polskiej: Nowoczesna Teoria Pieniądza, jest przedstawiana jako alternatywa m.in. dla systemu bankowego wg obecnych rozwiązań. A przypomnę, że (w potężnym uproszczeniu), mamy teraz niezależny bank centralny i skomercjalizowany sektor bankowy. MMT ma swoją dość długą historię i nie ogranicza się tylko do działania sektora bankowego i emisji pieniądza. Moje ograniczenie do tego zakresu wynika głównie z trafienia na stronach Krytyki Politycznej (link pod tekstem) na wpis popularyzujący MMT. „MMT, CZYLI WOJNA O PIENIĄDZE”, Maciej Wróblewski.  Ponadto MMT zaczyna być wymieniania jako alternatywa dla sektora bankowego takiego jaki znamy z gospodarki wolnorynkowej, przez lewicowych komentatorów w Polsce.

W środowiskach lewicowych nie tylko banki i będąca poza zasięgiem rządu emisja pieniądza wzbudzają rozdrażnienie. Wysoce lekkomyślnie podchodzi się też do deficytu finansów publicznych i  długu publicznego. Nowością dla mnie jest głos jednego z czołowych lewicowych publicystów, który próbował lekceważyć bardzo wysoką inflację. Zapewne dlatego, że najczęściej wysoka inflacja jest efektem lewicowych eksperymentów, a lewicowy dorobek makroekonomiczny nie jest zbyt obfity w pomysły na walkę z wysoką inflację. Tu już do akcji muszą wejść liberałowie.

Zanim zacznie się poszukiwać nowej formuły na bankowość i emisję pieniądza, warto sobie zadać pytanie, czy obecna faktycznie jest wadliwa, nawet z perspektywy krytyka. I tu doznaje rozczarowania, bo autor artykułu, o którym wyżej wspominam, w bardzo nierzetelny sposób opisuje działanie sektora bankowego i zasady emisji pieniądza. Artykuł, jak i w niemałych stopniu MMT, pełen jest opisów rzeczywistości opartych na teoriach spiskowych.

Wg autora, Bank Centralny w marginalnym stopniu kontroluje emisje pieniądza. Za tą ostatnią odpowiada sektor bankowy (wiadomo, skomercjalizowany), który rzekomo z emisją pieniądza robi co chce, co powoduje że emisja jest poza kontrolą. Jest to nieprawdopodobna bzdura i to na takim poziomie, że nie wiem od czego miałbym zacząć polemikę. W pewnym sensie jestem tu na przegranej pozycji, bo obalenie twierdzeń autora wymagałoby przynajmniej kilku stron trudnego merytorycznie tekstu i mnóstwa danych. Dane są dostępne na stronach NBP i polecam ich przestudiowanie. Jeżeli ktoś nawet w zarysie zna ilościową teorię pieniądza, zasady działania sektora bankowego i banku centralnego, to szybko zauważa, że autor tekstu zdrowo sobie pofolgował. Moim zdaniem, od autorów tego typu teorii powinniśmy się bezwzględnie domagać dowodów.

Wg sympatyków MMT, emisja pieniądza i odpowiedzialność za nią miałaby być przejęta przez rząd. Dlaczego? Bo w obecnym układzie rządy są rzekomo petentami na rynku kapitałowym, nie mają wpływu na emisję pieniądza i nie mogą decydować o polityce inwestycyjnej banków. W tym ostatnim przypadku chodzi o to ile i komu (jakiej branży) udzielamy kredytów.

Słabością MMT, w przekazie Macieja Wróblewskiego, jest wiara w to, że politycy podejmują tylko trafne decyzje i że wiedzą co jest potrzebne gospodarce oraz w którą branżę należy inwestować, a w którą nie.

W rzeczywistości dostęp do finansowania deficytu finansów publicznych nie jest problemem o ile rząd prowadzi racjonalną politykę. Wtedy, hojną ręką, pieniądze pożycza nawet kapitał zagraniczny. Problemy z finansowaniem mają głównie te kraje, w których politycy za aprobatą społeczeństwa, zaczynają naruszać zasady bezpieczeństwa finansowego kraju. A już tak na marginesie, nigdy nie rozumiałem jak (z ideologicznego punktu widzenia) to możliwe, że ludzie z antypatią do zagranicznego kapitału chcą finansować swoje lewicowe wizje tymże kapitałem.

Nie wiem skąd przekonanie, że politycy wiedzą w co i ile inwestować, co kredytować. Możemy za wadę kapitalizmu uważać, że posiadacze kapitału sami decydują w co dają pieniądze. Owszem, kierują się stopą zwrotu, ale jak wskazują doświadczenia wielu krajów, społeczeństwa z gospodarką wolnorynkową żyją lepiej niż te z gospodarką silnie regulowaną. Zresztą autor tekstu ma tu problem z argumentacją, powołując się na czasy powojenne. O ile zaraz po wojnie silny udział państwa w gospodarce jest uzasadniony, to później już niekoniecznie.

Państwo jest słabym inwestorem. Autor nieopatrznie przywołał przykład sektora stoczniowego. Politycy po 89-tym usilnie próbowali odtworzyć silny sektor stoczniowy i niestety skończyło się to porażką. Przyczyną było kierowanie się czynnikami politycznymi,  a nie ekonomicznymi. Podobnie z lotniskami regionalnymi. Kilka z nich to nietrafione inwestycje. Słynne lotnisko w Radomiu powstało tylko dlatego, że żaden z politycznych decydentów nie ryzykował własnych pieniędzy. Publicznych pieniędzy się nie szanuje.

Rozbawiła mnie teoria o zbieraniu ewentualnej nadwyżki pieniędzy wyemitowanych przez rząd. Miałyby w tym pomóc podatki. Spójrzmy więc jak to wygląda obecnie. Za sprawą PiS naród stał się lewicowy. Polakom spodobało się rozdawanie pieniędzy w postaci 500+ itd. Wszyscy uwierzyli, że możemy mieć państwo socjalne bez podnoszenia podatków. Nie jest niestety tak, że 500+ jest obojętne dla finansów publicznych i nie jest tak, że podatki nie są podnoszone. PiS wprowadził podatek bankowy, nie obniżył lub nie zniósł (wbrew obietnicom) podatków jak VAT i tzw. podatku od kopalin. Mało kto zauważa, że duża część progów w przypadku świadczeń lub podatków (w tym PIT) nie została zmieniona w ostatnich trzech latach. Politycy PiS są świadomi, że otwarte mówienie o podnoszeniu podatków grozi polityczną klęską. Nawet lewicujący Robert Biedroń w niedawnej inauguracji nie odważył się wspomnieć o podwyżkach podatków, za to chętnie mówił o wydatkach. Jak w takim razie rząd, wg MMT, będzie ściągał nadwyżki pieniądza podatkami? Jaki polityk się odważy?

Zanim lewicujący komentatorzy zaczną zmieniać zasady funkcjonowania sektora bankowego i państwa, proponuje przyjrzeć się obecnym. Przede wszystkim rozwiązania makroekonomiczne w ramach gospodarki wolnorynkowej są niebywale zróżnicowane w poszczególnych krajach. Sektor bankowy jest pod silną kontrolą dedykowanych organów nadzorczych i banków centralnych. Stąd opowieści, jak to bankowcy robią co chcą, można sobie między bajki włożyć.

Wbrew sugestiom artykułu z którym polemizuję, państwo jest aktywne w wielu obszarach gospodarki. Ustala podatki, płacę minimalną, inwestuje w infrastrukturę, reguluje zasady funkcjonowania sektorów gospodarki i udział w nich jako współwłaściciel, udziela gwarancji. Itd. itd.

Nie widzę potrzeby by państwo, przejmując niektóre funkcje sektora bankowego i banku centralnego, miało inwestować/kredytować wybrane sektory gospodarki. Będzie to pewnie temat sporów do końca świata, ale mamy aż nadto nawet własnych przykładów by zauważyć, że państwo niekoniecznie jest lepsze od rynku. Nie twierdzę, że jestem przeciwnikiem państwa w ogóle w gospodarce jako właściciela i inwestora. Są sektory strategiczne i mogą być przypadki gdy inwestor prywatny nie będzie chciał ryzykować swojego kapitału. Jednak co do zasady, inwestor państwowy słabo się sprawdza. Gdyby jednak państwo miało decydować o tym, które sektory finansować i rozwijać, a które nie, to na jakich zasadach? Kto i jaką poniesie odpowiedzialność za nietrafione inwestycje?

W komentowanym artykule o MMT jest też mowa o sektorze bankowym należącym do państwa lub spółdzielczym. Jak ktoś chce, to możemy poeksperymentować z bankiem, który finansuje to co politycy mu wskażą. Pytanie tylko jak ryzyko takiej działalności ocenią organy nadzorcze (np. KNF). Czy taki bank będzie mógł dowolnie kształtować strukturę portfela i nie będzie podlegał zaleceniom ostrożnościowym? Czy taki bank będzie przepompowywał oszczędności Polaków w nierentowne sektory? Kto w ostateczności za to zapłaci. Autor tekstu mile wypowiada się o bankach spółdzielczych. Ale nasze doświadczenia nie wskazują by miały one odegrać większą rolę. Doświadczenia ze SKOK-ami są złe. Ingerencja polityków w SKOK-i skończyła się tragicznie. Kosztami błędów zostały obciążone banki komercyjne, a nie politycy.

 

Link do artykułu

http://krytykapolityczna.pl/gospodarka/mmt-wojna-o-pieniadze/

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.