Tempo PKB r/r w II kw wyniosło 4,1 %. To ładny wynik, świadczący o tym, że koniunktura spowalniać będzie powoli. Drugi kwartał z rzędu, ponadprzeciętnie do wzrostu przykładają się nakłady inwestycyjne (nakłady brutto na środki trwałe). Generalnie udział nakładów w PKB w ostatnich dziesięciu latach to niemal 20%. Tymczasem w strukturze wzrostu PKB (w oparciu o dane roczne kroczące) inwestycje w aż 30% przyczyniają się do jego wzrostu. Na danych kwartalnych, rezultat wygląda o kilka pkt. proc. korzystniej, ponieważ przebudzenie w inwestycjach nastąpiło z polskiej gospodarce z opóźnieniem.
Trudno mi się zgodzić w powielaną w mediach opinią, że dobry wynik II kw zawdzięczamy w dużej mierze wyjątkowemu popytowi gospodarstw domowych. Owszem, popyt ten nadal cechuje się ładną dynamiką wzrostu (4,4% r/r), ale jego udział w wzroście PKB (w oparciu o dane roczne kroczące), wyniósł 51% przy 61% średnio za ostatnie 10 lat. Absolutnie nie chcę tego czynnika deprecjonować. Z całą pewnością popyt gosp. domowych przyczynia się do łagodnego spowolnienia PKB, co już samo w sobie jest wartością.
Uważam, że w obszarze popytu, rząd popełnił błąd. Rząd już w pierwszym pełnym roku swojej działalności (2016 r.) uruchomił nadmierny program socjalny, przyczyniając się w ten sposób do polityki procyklicznej. Pompowanie popytu wewnętrznego w tak dużej skali w momencie, gdy gospodarka i tak nabierała rozpędu, nie było zbyt mądrym posunięciem. Druga fala tej polityki miała miejsce w tym roku (rozszerzenie programu 500+ oraz tzw. 13-ta emerytura). Tu też można mówić o pewnym makroekonomicznym przestrzeleniu. Jeśli już, to należało wypracować nadwyżkę budżetową i dopiero teraz opracowywać sposób jej konsumowania.
Oczywiście II fala kreowania popytu odniesie pewien krótkoterminowy skutek, co przyczyni się do łagodniejszego spowolnienia. Z wyniku działań o charakterze populistycznym, tracimy jednak cenną bronią, którą mogła być wykorzystana w dłuższym terminie. To makroekonomicznym błąd.