W poniedziałkowej G.Wyborczej przeczytałem stanowisko kilku organizacji zrzeszających firmy związane z sektorem budownictwa. Przyznam że trzeba mieś odwagę by pisać, co napisano. Dalej to rozszerzę, ale w tymczasowym skrócie: … problemom branży drogowej w zasadzie winny jest rząd i administracja państwowa. Odwaga do wypisywania takich i tych podobnych opinii bierze się stąd, że w Polsce niezwykle modne jest zrzucanie winy na urzędników. Po ogłoszeniu problemów przez PBG, w mediach zaroiło się od analiz problemu, sygnowanych przez przedstawicieli budownictwa. Nie przesadzę, jak powiem że była to mieszanina lobbingu, kiepskiego PRu, ewidentnego braku w uczciwym spojrzeniu na własne środowisko i manipulacji danymi oraz straszenia poważnym kryzysem w budownictwie by wymusić pomoc. Rzetelnych ocen było bardzo mało.
Siła medialnego oddziaływania przedstawicieli budownictwa drogowego i ich sprzymierzeńców była i jest tak duża, że politycy zaczęli się ścigać w szukaniu winnych problemów kilku firm drogowych i rzucaniu pomysłami jak temu zaradzić. Wśród polityków pojawiły się propozycje wsparcia finansowego dla upadających firm. Doszło nawet do tego, że przedstawiciel Związku Banków Polskich, kiedy dowiedział że część firm budowlanych otrzyma pomoc (w tym podwykonawcy), zaapelował by formy wsparcia były tak opracowane żeby skorzystały na niej również banki, które zaangażowane były w finansowanie upadających firm budowlanych. Nie ukrywam, że to lekka przesada, bo banki świadomie finansowały firmy drogowe i nie widzę powodu by miały być finansowo wspomagane. Czym innym jest natomiast forma gwarancji czy tym podobnych instrumentów, które miałyby skłonić banki do dalszego wsparcia firm w tarapatach finansowych.
Według autorów artykułu który wymieniłem na wstępie, problem sprowokowało państwo ponieważ przetargi na wykonanie dróg oparte były na … kryterium cenowym. By utrzymać się na rynku i rozwijać, firmy budowlane musiały rzekomo akceptować te warunki. A moim zdaniem nic nie musiały, tylko podając ceny przetargowe, świadomie wystawiały się na ryzyko albo jest lekceważyły. Na przetargach publicznych (innych zresztą też) kryterium cenowe zawsze będzie odgrywało istotną rolę. Nie wierzę by wspominane ewentualne klauzule waloryzacyjne pozwoliły przenieść na państwo (zleceniodawca) całkowite ryzyko niekorzystnych zmian cen (kosztów po stronie wykonawcy). Byłoby to zresztą niecelowe. Szkoda że nikt nie chce się martwić o firmy budowalne, które przegrały w przetargach ponieważ podały wyższe ceny. A może z perspektywy czasu powinniśmy powiedzieć, że managerowie tamtych firm byli bardziej odpowiedzialni. Wbrew temu co zdają się sugerować autorzy, zdarzało się w Polsce że przetarg trzeba były powtarzać bo wykonawcy nie akceptowali oferowanego wynagrodzenia. Dalsza lektura wskazuje że tak naprawdę sektor drogowy jest w kryzysie od ubiegłego roku, a ceny materiałów dynamicznie rosły. Czy to ma przerzucać winę na państwo za niepłacenie podwykonawcom? Wątpię. Podawane przykłady cen ograniczyły się tylko do tego co wzrosło (kilka spektakularnych przykładów). Niestety nie dowiedziałem się, jak firmy budowlane zarządzały ryzykiem, jak je niwelowały w kontraktach z dostawcami. Nie jest rolą państwa branie na siebie ryzyka zmian cen. Podawana zmienność stali czy paliw, nie jest żadną nowością. Podobnie z cenami wyrobów stalowych. Szkoda, że autorzy tego nie podali.
Dla podkręcenia efektu, autorzy chętnie używają słowa „budownictwo” w kontekście całej branży. Wyjaśnijmy więc, że opisywane problemy dotyczą części firm budownictwa drogowego. Przykładowo wartość prac części drogowej budownictwa wg klasyfikacji obiektów budowlanych to niemal 1/3 prac sektora budowlanego. W związku z czym straszenie globalnym kryzysem w sektorze jest niestety mijaniem się z prawdą. Jak wszędzie ostatnio, i autorzy ostrzegają przed redukcją miejsc pracy w budownictwie o 150 tys. miejsc pracy w budownictwie. Ta liczba od wielu dni jest powtarzana w mediach przy omawianiu problemów w budownictwie drogowym. Może to czytelników wprowadzić w błąd. Jedyną zaletą tej liczby jest to że straszy. Musiałaby być jakaś mega zapaść w budownictwie, by nas dotknęły takie skutki z powodu tylko samego budownictwa drogowego.
Na końcu artykułu przedstawiciele kilku organizacji budowlanych proponują by przedstawiciele rządu czy GDDKiA usiedli z drogowcami do okrągłego stołu by uczciwie wyjść naprzeciw problemom. Z częścią uwag wobec administracji rządowej czy GDDKiA można się w jakimś stopniu zgodzić, ale obawiam się że wpierw sami drogowcy powinni przestać żonglować dowolnie wybranymi danymi i wzmacniać pozycję przetargową poprzez medialne straszenie i szukanie winnego.