Po opublikowaniu przez GUS danych o PKB, pierwsze spojrzenie skierowałem na dane o nakładach brutto na środki trwałe. Rocznie nakłady inwestycyjne wykazały minimalny spadek o 0,5% w porównaniu do 2008 r. Należy podkreślić, że ZALEDWIE o 0,5%. Blisko rok temu były poważne obawy o dynamikę nakładów inwestycyjnych. W latach 2006-2007 inwestycje rosły w tempie 14%-19% rocznie. To była dynamika wyjątkowa po dwóch latach mizernego wzrostu (2004-2005). W 2008 nakłady inwestycyjne wzrosły o prawie 10%, głównie zresztą dzięki wysokiej dynamice w I i II kw 2008 r. W IV kw 2009 nakłady na środki trwałe wzrosły o realnie 1,6% w porównaniu do IV kw 2008. Oznacza to, że decydenci ekonomiczni nie wystraszyli się kryzysu i czujnie nadstawiali uszu, słuchając co się dzieje w gospodarce. Najgorszy scenariusz mógł być taki że, kiepskie rezultaty gospodarcze i oczekiwania mogły przełożyć się na odłożenie inwestycji. Mieliśmy taką sytuację jakieś 7 lat temu. Po wynikach IV kw ubiegłego roku, można wiec powiedzieć, że nam to tym razem nie grozi. Z punktu widzenia zmian PKB w 2009 w pewnym sensie nakłady inwestycyjne były neutralne. Mówiąc dokładniej, nominalna wartość nakładów inwestycyjnych w 2008 i 2009 była bardzo zbliżona (ok. 280 mld zł), więc w rachunku dekompozycji zmian PKB udział nakładów inwestycyjnych był śladowy. Wartość inwestycji w relacji do PKB w 2009 wyniosła 21%, co jest wynikiem niewiele większym od średniej dla Polski dla lat 1990-2008 (20%). W celu dogonienia państw rozwiniętych, byłoby pożądane utrzymywać udział nakładów o kilka pkt. procentowych wyższy, do czego – mam nadzieję i silne przekonanie – w najbliższych latach wrócimy.
Spożycie indywidualne, które stanowi ok. 60% PKB, w IV 2009 wzrosło o 2,0% w porównaniu do IV kw 2008. Trzeci kwartał z rzędu roczna dynamika była na poziomie 2%. Jak na obecne czasy jest to wynik bardzo zadowalający i świadczący o tym, że społeczeństwo odnalazło kompromis pomiędzy ograniczaniem domowych wydatków a zbyt dalekim odejściem od dotychczasowego poziomu konsumpcji. W rzeczywistości wygląda to oczywiście mniej romantycznie, ponieważ dzielimy się na tych którzy stracili pracę lub którym ograniczono wynagrodzenia i na tych których sytuacja ekonomiczna nie jest zagrożona, więc nie rezygnują z dotychczasowej stopy konsumpcji.
Bardzo miłą niespodziankę sprawił udział wymiany zagranicznej w przyroście PKB. W I poł. 2009 obawiałem, się że udział tego składnika będzie malał. Tymczasem dokonując dekompozycji w ujęciu kwartał rok do roku, przez cały 2009 rok wyliczony nominał pokrywał ujemny wpływ zmiany rzeczowych środków trwałych. Mówiąc inaczej i w pewnym uproszczeniu, wzrost PKB o 1,7% w roku ubiegłym zapewniło nam saldo obrotów zagranicznych i spożycie indywidualne.
Patrząc na PKB z drugiej strony, czyli poprzez jego wytwarzanie, to utrzymanie wzrostu PKB zawdzięczamy szeroko rozumianego sektorowi usług. To zresztą bardzo charakterystyczne dla okresów osłabienia gospodarczego, że sektory usługowe reagują wolniej podczas kiedy sektory produkcyjne przestają się przyczyniać do przyrostu PKB. Wyjątkową rolę odegrały działy gospodarki wchodzące w skład handlu i napraw. Wzrost wartości dodanej w III i IV kw 2009 w ujęciu rocznym sięgnął 6%, co oczywiście częściowo wynika z efektu bazy po słabych wynikach II półrocza 2008 a szczególnie IV kw 2008. Dzielnie spisało się budownictwo. Wprawdzie udział budownictwa w wytwarzaniu PKB to jedynie ok. 6%, to wzrost wartości dodanej o 4,7% w porównaniu do 2008 jest jak najbardziej godny pochwały, szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę rok ubiegły to okres dekoniunktury.