Indywidualne Konto Emerytalne (IKE) to dobry pomysł, choć wyśmiewany przez komentatorów za rezultaty mniejsze od oczekiwań i spadek zainteresowania w 2008 r. oraz inne rzekome grzechy. Tradycyjnym tzw. chłopcem do bicia jest ustawodawca czyli politycy. Ostatnio zetknąłem się w jednej z gazet z obwinianiem rządu za spadek liczby uczestników IKE. To nie tak.
IKE weszły w życie w 2004 r. Miał to być jeden ze składników III filara. Był to wkład państwa w rozwój dobrowolnego segmentu i propozycja alternatywna do produktów przygotowywanych przez komercyjny sektor finansowy. Główna zasada to coroczne odkładanie w wybranej instytucji finansowej (biura maklerskie, banki, TFI, zakłady ubezpieczeń), utrzymywanie środków do osiągnięcia wieku emerytalnego i za to, niepodleganie tzw. podatkowi Belki. Atrakcyjność produktu jest tym większa, że dzięki możliwości wyboru instytucji finansowej, mamy dostęp do produktów o różnej stopie zwrotu i ryzyku jej uzyskania. Warto pamiętać, że IKE to zachęta do oszczędzania dla osób dla których przyszła emerytura, przy stopie zastąpienia 40%-60%, będzie zbyt mała do godnego życia. Inna rzecz, że lepiej teraz zachęcić Polaków do kumulowania oszczędności niż w przyszłości mieliby powiększyć grono osób uprawnionych do którejkolwiek z form pomocy społecznej. Podany przeze mnie zakres stopy zastąpienia uważane są za stosunkowo niskie i można się spotkać z twierdzeniem, że bezpieczniejsza jest 75% stopa zastąpienia, szczególni dla ludzi o niższych dochodach. Oczywiście podciąganie składki ZUSowskiej nie ma sensu, wobec czego pozostaje stosowanie bodźców finansowych i uświadamianie że każdy z nas kiedyś będzie emerytem i warto porzucić popularną „prawdę” ekonomiczną, czyli „jakoś to będzie”.
W chwili uruchamiania programu prognozy rządowe podawały iż w 2005 r. liczba oszczędzających będzie w przedziale 2 do 3 mln osób. Niestety w szczytowym okresie zainteresowania IKE czyli 2007 , liczba uczestników sięgnęła 915,5 tys. osób. Według ostatnich danych na koniec czerwca 2008, liczba uczestników spadła do 873 tys. czyli o 4,6%. To efekt przewagi wypłat nad nowozakładanymi kontami. Do 2006 liczba uczestników rosła bardzo dynamicznie. Wyraźne spowolnienie wzrostu miało miejsce w 2007 r. Sądzę że już rządowa prognoza była mocno przesadzona. Oparto ją chyba na dość idealnym założeniu, że IKE szybko znajdą się w ofercie sektora finansowego na równych bądź lepszych prawach niż produkty oszczędnościowe tychże instytucji, a na dodatek Polakom radykalnie wzrośnie świadomość ekonomiczna.
Moim zdaniem IKE jest dobrym, wartym popularyzowania, produktem finansowym. Jednak na rynku usług finansowych dla osób fizycznych państwo przegrywa z sektorem finansowym na polu dystrybucji i marketingu. Instytucje prywatne będą ten produkt sprzedawały w szerszej skali tylko wtedy kiedy będzie to dla nich korzystne finansowo i nie będzie poważnie konkurowało z ich produktami o podobnym przeznaczeniu (długoterminowe oszczędzanie). Medialna akcja popularyzowania jest bardzo słaba. Wysoko oceniam cykliczne dodatki do codziennej prasy o charakterze edukacyjnym (Rzeczpospolita czy Gazeta Wyborcza), ale ich lektura jest mało popularna wśród Polaków. Podobny problem dotyczy obligacji detalicznych Skarbu Państwa.
Sporo można się dowiedzieć analizując dystrybucję IKE. Wg stanu na połowę 2008 r. w 73% na wynik (liczbę uczestników) zapracowały zakłady ubezpieczeniowe. 22% członków pozyskały TFI. Co ciekawe w 2004 r. ich udział sięgał prawie 30%. Domy maklerskie odpowiadają za pozyskanie 1% uczestników, czyli niemal nie liczą się w rankingu. Po średniej wpłacie widać jednak, że maja dostęp do klientów o najzasobniejszych portfelach , którzy wykorzystują w ciągu roku niemal cały dozwolony limit na wpłaty na IKE. Niezwykle rozczarowują banki. IKE za ich pośrednictwem założyło, a dokładniej – posiada na dzień dzisiejszy 39,4 tys. osób. Praktycznie w całości to zasługa „naboru” z 2005 r. Widać, że banki z zasady nie są zainteresowane popularyzacją tego produktu lub jego dystrybucję przejęły inne spółki z macierzystych grup finansowych. Oczywiście na tle innych propozycji, na ogół słabe oprocentowanie lokat nie zachęcało do lokowania w depozyty. W ten sposób docieramy do innego wniosku, który tłumaczy dlaczego liczba kont IKE zaczęła spadać. Obawiam się że Polacy zbyt często lokowali w tzw. agresywne instrumenty finansowe. Zabrakło więc w chwili otwarcia IKE, dobrej porady sprzedawcy, czym jest IKE i jaka jest jego rola.
Dokończenie tematu w jednym z najbliższych kolejnych wpisów.
W artykule wykorzystałem dane statystyczne dostępne na stronach KNF (www.knf.gov.pl)