Dwa dni temu oglądałem rozmowę z Minister Finansów Zytą
Gilowską w TVN24. Muszę z przykrością stwierdzić, że Pan Minister dość szybko
nabywa przykrych manier o charakterze markertingowym, charakterystycznych dla
obecnej koalicji.
Zauważyłem, że kiedy mówi o wzroście gospodarczym, unika
przypomnienia że obecny wzrost gospodarczy ma korzenie w latach poprzedzających
obecny rząd. Nie sugeruję, że wzrost gospodarczy jest pochodną działań takiej
czy innej ekipy rządzącej, bo natura wzrostu gospodarczego (a przynajmniej
obecnego) nie pozwala na takie wskazanie. Nigdy też stanu gospodarki nie
wiązałem bezpośrednio z rządami, bo nie ma to sensu. Niemniej obecny rząd
wszedł, jak to się mówi, na gotowe. Przypominam, że była to jesień 2005 r.
Zauważyłem, że politycy obecnej koalicji, o ile tuż przed przejęciem władzy
starali się nie dostrzegać wzrostu gospodarczego, to obecnie bardzo ich drażni
fakt przypominania że wzrost gospodarczy zaczął się w III Rzeczpospolitej. To
trochę jak z bezrobociem. Kiedyś to bezrobocie był duże. Teraz spada, no i
wiadomo dzięki komu. Otóż, o czym wielokrotnie wspominałem, o tym że zaczynamy
silny trend spadkowy bezrobocia wiadomo od kilku lat, to obecna koalicja
zauważa go dopiero od kilku- kilkunastu miesięcy. Tak więc przekazywanie w mediach
informacji o stanie gospodarki, to kwestia punktu siedzenie.
We wspomnianym wywiadzie Pani Minister nabywając manier
medialnych obecnej koalicji stwierdziła, że i obecny rząd ma swój wpływ na
utrzymywanie wzrostu gospodarczego. Ciekawy byłem jaki, ale Pani Minister nie
rozwinęła tego tematu. Sam Premier na pytanie co już zrobił dla kraju wymienia
na ogół ustawy itp. o charakterze politycznym. A łapanie lekarzy, rozwiązanie WSI czy walka z wydumanymi
„układami” ma niewiele wspólnego z gospodarką.
Pani Minister z dumą mówiła o oszczędnościach w
administracji i innych, a ja nie wiem jakich. Omawiając kilka miesięcy temu
budżet na obecny rok, widać było coś odwrotnego. Część wydatków na sferę
socjalną uległa zmniejszeniu.
Chwalenie się spadkiem deficytu budżetowego o 0,5% PKB,
podważyło już moją wiarę w wiedzę ekonomiczną Pani Minister, tym bardziej że
musi przecież widzieć wpływy i wydatki budżetowe oraz przyczyna zmian natężenia
strumieni pieniężnych. Spadek deficytu to kwestia wzrostu gospodarczego a nie
działanie rządu. Dochody budżetowe w ok. 85% składają się z podatków. Od niemal
dwóch lat realnie wpływy podatkowe rosną w rocznym tempie rzędu 10%. W latach
1996 – poł. 2005, było to średnio 4%. Podaję te liczby, by czytelnicy mieli
świadomość tego w jak dobrej sytuacji makroekonomicznej jesteśmy od 2004 roku.
Niestety Pani Minister pominęła ten „drobiazg”.
Trochę rozśmieszył mnie argument o obniżce składki
rentowej i szczodrobliwości rządu. Pani Minister wzorem czołowych
działaczy PiSu zazmaczyła, że „nikt, żaden rząd do tej pory” nie dokonał takiej
obniżki kosztów pracy jak obecnie. Nie dodała już jednak, że przyrost dochodów
na przykład z CIT był w ostatnich kilkunastu kwartałach tak duży, że
można powiedzieć iż przedsiębiorcy praktycznie sami sobie sfinansowali obniżkę składki rentowej.