Początek nowej dekady nie był
najszczęśliwszym okresem w gospodarce. Krótkie, ale silne ożywienie gospodarcze
z początku dekady (widoczne na wykresach przedstawiających dane kwartalne) nie
wniosło w zasadzie niczego nowego w obrazie budownictwa, a jedynie pozwoliło
nieco zamortyzować i przesunąć w czasie czekające branżę budowlaną spadki.
Gospodarka z 4% PKB w 2000 r. zwolniła tempo wzrosło do ok. 1% PKB w latach
2001-2002. Dopiero w 2003 r. gospodarka zaczęła przyspieszać. Od początku nowej
dekady realna dynamika nakładów inwestycyjnych była ujemna. I trwało to aż do I
połowy 2003 r., przy czym nakłady na inwestycje budowlane spadały nieco szybciej niż na inwestycje na maszyny i
urządzenia. Prze pierwsze trzy lata wartość nakładów inwestycyjnych zmniejszała
się średnio o 14% co roku. Nadmierny rozwój budownictwa w poprzednich latach w
połączeniu z osłabieniem gospodarczym doprowadził do poważnej korekty. Analiza
wartości prac budowlanych wg rodzaju obiektów wskazuje, że początkowo obniżała
się wartość prac niemal we wszystkich grupach. Jeszcze w 2001 r. za spadki w
budownictwie odpowiedzialne niemal w równym stopniu były wszystkie trzy
podstawowe grupy obiektów. W latach 2002 i 2003 za spadek produkcji
budowlano-montażowej odpowiedzialna była głównie grupa obiektów określanych
mianem „budynki niemieszkalne”, czyli obiekty przemysłowe, handlowe i usługowe.
Spadki sięgały kilkunastu procent rocznie. W tym okresie natomiast zaczęło się
dynamicznie rozwijać budownictwo drogowe.
W latach 2000-2002 produkcja budowlana obniżała się
rocznie realnie o 10%. Dopiero w 2003 r. spadek wyniósł już „tylko” 7%.
Wyróżniłem rok 2003, gdyż ten właśnie rok można uznać za okres przełamania
niekorzystnego trendu w budownictwie. Żeby w pełni zrozumieć skalę spadku
produkcji budowlanej, warto przyrównać ją do zamian w innych działach
gospodarki. W ujęciu nominalnym wartość produkcji budowlanej obniżyła się aż o
25% w latach 2000-2003 i był to praktycznie rekord w polskiej gospodarce. O
blisko 19% spadły przychody producentów z działu 35 (dominują tu producenci
statków i taboru kolejowego). Tak drastyczny spadek radykalnie pogorszył wyniki
finansowe branży budowlanej. Na koniec 2002 r. rentowność brutto spadła do
–1,9% z 5,3% na koniec 1997 r. czy 3,7% na koniec 1999 r. Przy tak dużym spadku
przychodów, rezultat działalności nie powinien dziwić. Zresztą mało które
przedsiębiorstwo jest w stanie przy tak dużym tempie spadku przychodów trzy
lata z rzędu stosownie redukować koszty działalności by utrzymać dodatni wynik
finansowy. Te kilka lat spadków w budownictwie w kolejnych latach odbiło się
niekorzystnie w najbliższej przyszłości na postrzeganiu budownictwa przez
sektor bankowy.
W tym też okresie dynamika cen w
budownictwie systematycznie spadała. Oczywiście sam fakt spadku nie może
dziwić, biorąc pod uwagę że po prostu z biegiem lata coraz skuteczniej
radziliśmy sobie ze wzrostem cen w gospodarce. Jednak dynamika cen produkcji
budowlano-montażowej zwalniała coraz bardziej aż do uzyskania wartości ujemnej
w 2003 r. Na koniec 2003 r. wskaźnik rocznej zmiany cen wyniósł –1,4%. W tym
czasie mieliśmy do czynienia z wyraźną poprawą koniunktury gospodarczej w kraju
i takie wskaźniki cenowe jak PPI i CPI zaczęły rosnąć (szczególnie PPI). Było
to również konsekwencją osłabienia złotego i zbliżania się terminu wejścia do
UE. Dlaczego budownictwo charakteryzuje się znaczną bezwładnością w procesach
makroekonomicznych? Produkt (usługa budowlana) oraz zmiany cen zależą przede
wszystkim od popytu krajowego. Eksport w usługach budowlanych stanowi znikomy
procent. Podobny jest wpływ kursu walutowego. Poprawa sytuacji gospodarczej
przełożyła się początkowo mocniej na ceny niż produkcję budowlaną. Z punktu
widzenia produkcji, to w 2004 r. przestała w końcu spadać, ale ceny w ciągu
roku wzrosły aż o 5% (koniec 2004 r.).
Lata 2004-2005 to już szybki
powrót budownictwa do dawnej świetności. W latach 2005-2006 budownictwo rosło w
tempie odpowiednio: 9% i 15%. Nieco niepokoi wzrost cen. Średni roczny
wzrost cen w ostatnich dwóch latach wyniósł ok. 3% i w obydwu latach był
większy od najpopularniejszych wskaźników jak CPI czy PPI. Porównując
wartość prac wg rodzaju budynków z 2003 r. i z ostatniego pełnego roku objętego
tą statystyką (kwartały od IV 2005 do III 2006), widać które segmenty rynku
przyczyniały się do wzrostu budownictwa. W takim ujęciu za dobrą koniunkturę
w budownictwie odpowiada w 45% gruba obejmująca budynki niemieszkalne. W
większości to budynki przemysłowe i magazynowe, a na drugim miejscu budynki
handlowo-usługowe. W 39% za wzrost w budownictwie odpowiada grupa obiektów
inżynierii wodnej i lądowej. Na to składa się budownictwo drogowe (14%)
oraz linie telekomunikacyjne, rurociągi
i kompleksowe budowle na terenach przemysłowych. Budownictwo mieszkaniowe to
jedynie 16% osiągniętego wzrostu.
Warto przy tej okazji rozwiać dwa
popularyzowane w mediach mity. Bardzo często kiedy poruszany jest temat
drogownictwa, jako miernik postępów używana jest długość autostrad. Autostrady
to jedynie skromna część naszych dróg. W obecnej dekadzie udział drogownictwa
wzrósł z 13% na początku dekady do ok. 20% ( od 2003 r.) i w ostatnich latach
przewyższało dynamiką rozwój budownictwa ogółem. Biorąc pod uwagę stan finansów
państwa, to chyba niezły rezultat. Od 2002 r. to właśnie drogownictwo pomagało
wyjść branży budowlanej z kryzysu. Nakłady w pozostałych istotnych segmentach
zaczęły rosnąć z opóźnieniem. Dróg w Polsce jest ponad 250 tys. km i autostrady razem z drogami ekspresowymi nie
stanowią nawet 1%. Oczywiście biorąc pod uwagę, że są to drogi szersze a ich
koszt budowy wielokrotnie przekracza budowę gminnej czy powiatowej zwykłej
„dwupasmówki” to może wg wartości nakładów udział zwiększyłby się do kilku
procent. Problem więc nie w tym czy rosną środki na drogownictwo, ale
ewentualnie ich przeznaczeniu. To już odrębna dyskusja co dla kogo jest
ważniejsze. Proponuję pamiętać, że setki tysięcy Polaków korzysta głównie z
dróg lokalnych i tak samo jak ci co korzystają z autostrad, chcą mieć dobre
drogi.
Drugi mit związany jest ze
znaczeniem budownictwa mieszkaniowego dla budownictwa ogółem czy nawet
koniunktury gospodarczej. Udział budownictwa mieszkaniowego to zaledwie
14% w ostatnich 3-4 latach. Natomiast
oglądając TV czy przeglądając gazety, można odnieść wrażenie że proporcje są
odwrotne. Dodatkowo jest to podsycane informacjami o faktycznie znacznych
wzrostach cen mieszkań w kilku ośrodkach miejskich, które są raczej mało
reprezentatywne dla procesu W tym
opracowaniu pozostanę przy podkreśleniu stosunkowo małej roli budownictwa
mieszkaniowego dla budownictwie ogółem, a szerzej ten podsegment opiszę w
załączniku do niniejszego opracowania.
Marek Żeliński, styczeń 2007