Wypowiedź Witolda Kozińskiego dotycząca ewentualnej konieczności interwencji walutowej na rynku wywołała spore reperkusje w postaci komentarzy i zmian ceny złotego. W tym drugim przypadku, analitycy tak przynajmniej twierdzą. Złoty w rozumieniu koszyka osłabił sie w piątek o 1%, co jest ruchem dość znacznym. Niemniej zanim wszystko zrzuci się na W.Kozińskiego, warto pamiętać że w ostatnich tygodniach rynek walutowy w kraju notował już osłabienia waluty w przedziale od 0,5% do 0,7%. Można jednak powiedzieć, że prof. Kozinski przyczynił sie do osłabienia złotego w wyniku …… No właśnie, dokładnie w wyniku czego. Poniżej podaję fragment wywiadu z 8-go lutego, który wywołał małe zamieszanie. Warto dodać, że wypowiedź profesora Kozińskiego może i by przeszła bez echa, gdyby nie to że został on przedstawiony jako kandydat na wiceprezesa NBP w dość nieprzyjemnym okresie (spór kompetencyjny w NBP).
Cezary Szymanek z Radia PiN (CS): Jeżeli złoty będzie się nadal umacniał, to co wtedy?Witold Koziński (WK): Może być kłopot.CS: Jak duży?WK: To jest właśnie pytanie, które dręczy niejednego analityka. Może być kłopot. Jak duży? To zależy od tego, jak bardzo umocni się złoty, czy przekroczy tę granicę odporności polskiego eksportu czy nie.CS: Gzie pan widzi ową granicę, na jakim poziomie się rysuje? WK: Też trzeba by zapytać analityków. Ja sądzę, że 3, 40- 3 , 45 zł za euro to jest to, co jeszcze eksport polski może wytrzymać.CS: Gdyby w takim razie złoty spadł poniżej tej granicy, to pan wkracza do akcji?WK: To są kompetencje RPP, ja mogę tylko radzić.CS: A co by pan w takim razie doradził?WK: Z tego, co pamiętam jako były wiceprezes NBP jeszcze w latach 90., zadaniem zarządu, który wówczas prowadził politykę pieniężną, było godzenie kontroli inflacji ze wzrostem gospodarczym, ta myśl, ta idea mnie nie opuszcza. Jeżeli miałoby być tak, że eksport będzie słabł, czyli ta noga, na której opiera się wzrost ( jedna z trzech nóg: konsumpcje, inwestycje, eksport ) miałby być osłabiony, no to trzeba by jednak coś zrobić, żeby eksport chronić, chroniąc w ten sposób wzrost.CS: Czyli konkretnie, panie profesorze, jeżeli złoty spada poniżej owej bariery, to wtedy co, jaka reakcja?WK: RPP nie wyklucza interwencji walutowych, aczkolwiek… CS: A pan by ją doradzała, dobrze rozumiem?WK: To zależy od sytuacji. W każdym razie nie można wykluczyć takiej interwencji.
Być może zdziwienie wywołały również słowa dotyczące przyjęcia euro, po usłyszeniu których wiadomo że profesor Koziński z pewnością nie mieści w tzw. poprawności. Przez poprawność rozumiem poglądy liberalniejszych ekonomistów, którzy już wyrażanie nawet skromnych wątpliwości dotyczących jak najszybszego przyjęcia euro, uważają za nieprzyzwoitość.
W przytoczonym fragmencie wywiadu zwróciłbym uwagę na dwie kwestie. Uwaga profesora o latach 90-tych może wskazywać, że jest on zwolennikiem polityki może nie tyle wspierania PKB, co szukania kompromisu pomiędzy inflacją a wzrostem gospodarczym (godzenie kontroli inflacji ze wzrostem gospodarczym, ta myśl, ta idea mnie nie opuszcza). Na tle sporu o role RPP i polityki pieniężnej, profesor Koziński lokuje się jako tzw. gołąb. Obawiam się, że m.in. z tego powodu może go jeszcze spotkać spora krytyka i posądzenie o podzielanie poglądów prezesa NBP. Ja na ten spór patrzę jak na dyskusję akademicką, ale obawiałbym się poświęcania inflacji w imię utrzymania wysokiego tempa PKB. Obawiam się, że jeszcze musimy poczekać kilka-, kilkanaście lat by na poważnie powrócić do dyskusji o wyborze (częściowej średnioterminowej sprzeczności) PKB czy inflacja. Nawiązanie do lat 90-tych trochę mnie dziwi, ponieważ realia prowadzenia polityki pieniężnej są obecnie zupełnie inne. W latach 90-tych daleko nam było do kursu płynnego ustalanego przez rynek. Przy kursie pełzającym, a potem wyznaczonych w granicach wahań, faktycznie próbowano szukać kompromisu pomiędzy inflacja o koniunkturą.
Nie razi mnie natomiast wypowiedź dotycząca interwencji. Zresztą z wypowiedzi wynika, że profesor Koziński dostrzega problem mocnego złotego, tak jak i inni ekonomiści. O interwencji wspomina jako o możliwości ze skromnego arsenału działań RPP. Przepisy wspominające o polityce pieniężnej, nie zawierają zakazu interwencji walutowej w celu innym niż związanym z inflacją. Pewnym problemem może być jedynie brzmienie założeń polityki pieniężnej na 2008 r.
„Interwencje walutowe
Instrumentem polityki pieniężnej, który może zostać wykorzystany przez NBP są interwencje na rynku walutowym. W gospodarce polskiej zmiany kursu walutowego wywierają istotny wpływ na inflację. Mogą tym samym zaistnieć okoliczności, w których NBP zadecyduje, że dążenie do stabilizowania inflacji wymaga dokonania interwencji na rynku walutowym.”
W ten sposób precyzyjnie określono kiedy RPP byłaby skłonna przeprowadzić interwencję. Z samym progiem opłacalności eksportu (tzw. wartością kursu poniżej której eksport staje się nieopłacalny) trudno się nie zgodzić. Wskazują na to zarówno badania przeprowadzane przez NBP („Informacja o kondycji przedsiębiorstw…) jak i analiza makroekonomiczna. Niemniej obydwie metody wskazują pewien zakres wartości kursu, przy którym zakłada się iż zawiera próg opłacalności. Analiza wyników badan sondażowych prowadzonych przez NBP wskazuje, że przedsiębiorcy nieco subiektywnie wskazują kurs progowy. Widać silny związek wskazań z bieżącym (sytuacja w chwili przeprowadzania sondażu) kursem oraz niski związek ze zmianami wydajności w gospodarce, które amortyzowały wzmocnienie złotego. Niemniej wskazany próg można przyjąć, przy niewielkim błędzie, za trafny. Faktycznie od kilku kwartałów mamy do czynienia z procesem poważnego umacniania się złotego. Jak dotąd nasi przedsiębiorcy jednak świetnie sobie z tym radzili. Problem faktycznie może się silniej pojawić, kiedy złoty nominalnie dalej by się umacniał. Na razie na to się nie zanosi.
Z interwencją obecnie problem jest taki, że byłaby ona raczej nieskuteczna i utrudniłaby wysiłki na rzecz powstrzymywania inflacji. Ponadto obecny poziom złotego ma silne uzasadnienie fundamentalne, przynajmniej do czasu kiedy rynek nie zacznie się martwić o nasz deficyt obrotów bieżących lub nie zacznie się coś przykrego na rynku finansowym.
Tym którzy cytowaną wypowiedź uważają za nietakt, przypomnę również że profesor Koziński jest kandydatem na wiceprezesa i nie wchodzi w skład RPP. Moim zdaniem więc nie ma się czego obawiać.