Wynagrodzenie minimalne w gospodarce jako wypadkowa szeregu czynników społecznych i ekonomicznych.


Nie ma prostej odpowiedzi, na pytanie jaka ma być wysokość
wynagrodzenia minimalnego (WM)w relacji do średniego. Wg opracowań jakie miałem
okazję przejrzeć, wymienia się często wartości w przedziale 40%-45%
wynagrodzenia średniego. To są wskazania ekonomistów szukających kompromisu
pomiędzy racjami przedsiębiorców a racjami o charakterze społecznym. Co
bardziej liberalni ekonomiści wskazują opisywany wskaźnik na mocno niższym
poziomie  lub w ogóle kwestionują sens
istnienia czegoś takiego jak WM. Zaś ci o bardziej gołębich sercach wskazują
50% i większe wartości. UE jest pod tym względem nastawiona prospołecznie sugerując
zmierzanie w stronę 50%.

Nie ma co ukrywać, że odgórne ustalanie WM, to ingerencja w
relacje przedsiębiorca-pracownik. Ale to jedna racja, czy punkt widzenia. Jest
jeszcze szereg innych, które należy brać pod uwagę.

Najważniejszym argumentem są rynkowe realia. Zawyżanie WM
spowoduje spadek zatrudnienia oraz wzrost szarej strefy. Państwo ingeruje w
rynek, ale bezpośredni koszt interwencji rynkowej przerzuca na przedsiębiorców
i klientów tychże przedsiębiorców. Nie ma co ukrywać że im bardziej będziemy
chcieli podnieść WM, w tym większym stopniu przedsiębiorca będzie chciał
przenieść koszty na ceny usług i produktów. Stąd proces wzrostu WM powinien być
moim zdaniem dość ostrożny, czytaj powolny, by rynek powoli się oswoił ze
wzrostem cen. Przecucenie kosztów procesu podnoszenia WM nie da się w całości
przerzucić na pracodawców. Inna rzecz, ze o ich sytuacji materialnej wiemy
bardzo mało. A szkoda.

Dodatkowo proces powolnego podnoszenia WM powinien być
powiązanym z wymuszeniem na pracodawcach przestrzegania zasad zatrudniania,
ewidencji czasu pracy, wypłacania wynagrodzeń , składek na ZUS itd. Coroczne
wyniki PIP w tym zakresie wskazują, że wcale niemała część przedsiębiorców
świadomie lekceważy przepisy i przerzuca na pracowników finansowe ryzyko
funkcjonowania swoich firm.

Postulat szybkiego i znacznego podniesienia WM jest nośny
społecznie. Jest tu jednak wiele ryzyk. Najniższe wynagrodzenia dotyczą głównie
osób młodych oraz o zbyt słabych, jak na oczekiwania rynku pracy,
umiejętnościach i doświadczeniach zawodowych. Problemy te kumulują się w
regionach słabiej rozwiniętych gospodarczo i z problemami społecznymi. W
związku z tym trzeba pamiętać, że ustalając pułap WM poruszamy w bardzo trudnym
obszarze społecznym.

Dyskusja o poziomie WM ma swój wymiar makroekonomiczny. Mam
na myśli budżet państwa i , szerzej, finanse publiczne (ZUS itd.). Pracownicy z
bardzo niskimi wynagrodzeniami i ich rodziny stają się przedmiotem społecznego
wsparcia. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że osoby z najniższymi
obecnie wynagrodzeniami będą przez nas dotowane po przejściu na emeryturę. Mam
na myśli emeryturę socjalną oraz instrumenty pomocy społecznej. W pewnym sensie
więc społeczeństwo już obecnie decyduje się na finansowe wsparcie
przedsiębiorców poprzez akceptację niskich wynagrodzeń. Z pewnością jednak
przedsiębiorcy mogą to ocenić dokładnie odwrotnie.

Z czysto społecznego punktu widzenia, warto utrzymywać
obywateli poza strefą ubóstwa. Chodzi o dostęp do wiedzy, edukacji,
elementarnego wyposażenia (pralka, tv, a nawet komputer z dostępem do interneru
itd.) oraz dóbr kultury. Obywatel świadomy i wyedukowany, lepiej reaguje na
rynkowe bodźce. Korzystają też z tego przedsiębiorcy.

Obecny poziom WM nie pozwala na przyzwoite i bezpieczne
życie. Jeżeli przyjąć perspektywę jednoosobowego gospodarstwa domowego czy
rodziców z takim wynagrodzeniem plus dwójka dzieci, to jesteśmy niewiele ponad
progami tzw. relatywnego ubóstwa.

W dyskusji o WM kryje się też aspekt rozkładu wynagrodzeń w
społeczeństwie, dzielenia się dochodem narodowym, czyli po prostu szeroko
rozumiana sprawiedliwość społeczna. Oczywiście wiem, ze tą ostatnią różnie
można pojmować rozmaicie, czy nawet określać mianem socjalistycznego reliktem.
Nie ma co ukrywać, że mechanizm rynkowy nie działa idealnie i tyczy się to
również udziału w podziale owoców wzrostu gospodarczego. Jest tu też spór o to
czyj popyt jest lepszy dla gospodarki, wąskiej grupy tzw. bogatszych czy
szerokiej grupy skromniej uposażonych.

W rozważaniach o WM warto też dorzucić aspekt, nazwijmy to,
społeczno-polityczny.  Niskie
wynagrodzenia i życie w ubóstwie powoduje społeczne protesty i poszukiwanie
rozwiązania na płaszczyźnie politycznej, przez grupy społeczne  mające poczucie wykluczenia. W takim wypadku
po prostu wzrasta ryzyko głosowania na partie radykalne i o skrajnych poglądach
ekonomicznych. W efekcie najczęściej, jak udowadnia historia, tracą wszyscy.

Na koniec wymieniania perspektyw z jakim można i należy
postrzegać WM jest rola wynagrodzenia jako bodźca do działań. Nie ma co ukrywać
że im więcej będziemy płacić za niskie kwalifikacje, to ludzie mniej chętnie
będą je poprawiać. W dalszej kolejności dotknie nas problem prac, których
obywatele nie będą chcieli podejmować, bo nieatrakcyjne i nisko płatne. To
zjawisko dotknęło już kraje Europy Zachodniej.

Jak widać z powyższych rozważań, WM to konieczność szukania
ekonomicznego kompromisu. Narzucenie przez taki czy inny rząd zbyt wysokiej WM
czy tempa jej wzrostu w pierwszej kolejności uderza w bezpośrednio
zainteresowanych. Stąd tak duża ostrożność w podnoszeniu WM. Dość długo
utrzymywaliśmy w minionej dekadzie relację WM do wyn. średniego w przedziale
30%-35% (lata 2000-2007). Początkowo była to ostrożność w czasach dużego
bezrobocia, a potem brak potrzeby gdy wynagrodzenia rosły wskutek silnego
wzrostu gospodarczego. Wzrost relacji WM do średniego nastąpił w ostatnich 8
latach o ponad 8 pkt. procentowych. Jak widać wzrost przypadł na niełatwe
czasy, co oznacza że politykom nie zabrakło jednak odwagi. Po osiągnięciu
pułapu 42%, poprawa relacji WM do średniego została wstrzymana.

Nie mam nic przeciwko sięgnięcia pułapu 50% w ciągu kilku
najbliższych lat. Uważam jednak, że powinniśmy uelastycznić WM. Warto podjąć
temat regionalizacji WM i możliwości wstrzymania wzrostu a nawet obniżki w
przypadku poważniejszych kłopotów gospodarczych. Mówiąc inaczej: im większa
relacja WM do wyn. średniego, tym większa elastyczność w jego ustalaniu. Tu
niestety napotykamy na poważny opór związkowców.

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

Pomysły kandydatów na prezydenta. Kasę każdemu i w dowolnych ilościach.

 


Wysłuchałem niedawnej prezydenckiej debaty w publicznej telewizji z udziałem dziesięciu kandydatów i postanowiłem trochę sobie poużywać. Przyznam, że jako ekonomiście ciężko mi było tego słuchać, bo mam świadomość rozmiarów tychże obietnic. Źródłami finansowani obietnic nikt z kandydatów się nie przejmował. Być może dlatego, że wyborcy też nie chcą się tym zamartwiać. Wyborcy chcą wierzyć, że pieniądze, dużo pieniędzy, leżą odłożone lub schowane przed obywatelami przez polityków.

Pozwolą sobie na skomentowanie niektórych monotonnie powtarzanych argumentów, ale bez epatowania kwotami. Kto chce, może wierzyć, kto nie, to nie musi.

Integracja z UE, czy raczej dezintegracja. Generalnie wg większości konkurentów B.Komorowskiego UE to nieudany i podejrzany twór o niepewnej przyszłości. Nikt nie chce przypomnieć, że wejście do UE w 2004, to nie tylko sukces polityczny ale i gospodarczy. Pochwalić UE też nie wypada. Szkoda, bo UE to naprawdę ciekawy projekt, wymagający jednak wspólnego wysiłku i pokory.

Dość często pojawiał się wątek silnej Polski jako kraju skupiającego wokół siebie inne kraje. Na ogół chodziło o kraje Europy Środkowej. Tylko, że te kraju, na ogół będące już w UE, nie mają ochoty uznać naszego zwierzchnictwa i w miarę możliwości załatwiają swoje problemy bezpośrednio w Brukseli. Współpracują z Polską tylko wtedy gdy jest to opłacalne. Pomysły by budować silne związki gospodarcze lub polityczne z Białorusią lub Chinami, pozostawiam bez komentarzy. Krótko mówiąc, chcemy budować mocarstwową Polskę, tylko brak chętnych krajów by nam się podporządkować.

Nikt z kandydatów nie poruszał wątku naszej przyszłości w UE. Na razie, powiedziałbym, że jesteśmy za dalszą integracją i jeszcze bardziej przeciwko niej. O euro chyba nikt już nie wspominał, bo to jest teraz passe. Naopowiadano społeczeństwu przez lata takich głupot o euro (a ostatnio P.Duda), że nawet obecny prezydent unikał w kampanii tego tematu.

Wysokie podatki. Oczywiście płacimy za dużo, twierdzą kandydaci. To standard każdego polityka chcącego zdobyć popularności czy wybrać wybory prezydencie. Otóż co roku Eurostat publikuje kilka cyklicznych opracowań o podatkach w UE i pozostałych obciążeniach (składki zdrowotne, emerytalne itp.). Polska jest krajem o relatywnie niskim poziomie opodatkowania czy – jak kto woli – poziomu redystrybucji do PKB. Proponuje zajrzeć do zakładki Database, gdzie Eurostat udostępnia morze danych. Ta bolesna prawda o poziomie opodatkowania nie przebija się w mediach, o co mam pretensje również do przedstawicieli mediów.

Zwiększyć wydatki, wydobyć Polaków z biedy, rozdawać zasiłki itd. Proszę bardzo. Możemy rozdawać, ale wpierw politycy muszą wskazać skąd zdobędziemy kasę.  No bo skąd pieniądza skoro kandydaci na prezydenta chcą radyklanie obniżyć podatki. Wynikiem realizacji ubytków w podatkach proponowanych w debacie byłoby zmniejszenie stronnych wpływów budżetu centralnego śmiało o 10%-20%. A realizacja pomysłów na wydatki (np. po 500 zł na dziecko wg P.Dudy) dałaby w efekcie kilkadziesiąt mld zł deficytu. Nie wiadomo śmiać się czy płakać.

Zabierzemy bankom i sieciom handlowym. Zawsze mnie intrygowało, dlaczego im. Bo są synonimem bogactwa i zagranicznego kapitału? W Polsce jest więcej branż w dobrej sytuacji, ale na nie politycy nie zerkają. Politykom zadałbym pytanie odnośnie sieci handlowych. Dlaczego do tej pory nikt nie napuszczał na nie aparatu skarbowego, dlaczego nie dokonał analiz wywożonych zysków. A może dlatego, że kwota okazałaby się (o ile w ogóle) bardzo mała? Wynik netto banków w ostatnich latach to rząd 15 mld zł. Zabrać wszystkiego nie można, bo każdy ma prawo do zysków, a ponadto trzeba pokryć dziurę po wypłatach BFG na SKOKi. Powiedzmy, że dmuchniemy bankom 5 mld. Tylko że to jest mikroskopijna niemal kwota w porównaniu z makabrycznym deficytem jaki nam powstanie po realizacji obietnic polityków. Proszę też pamiętać, że jeśli banki, jak chcą politycy, mają być ukarane za kredyty hipoteczne w CHF, to przy realizacji pomysłów polityków, banki stracą miliardy złotych i na programy społeczne nic nie zostanie.

Emerytury. Ok. ja też mam wątpliwości czy w wieku 67 lat będę się do czegoś nadawał. Mimo to proponuje spojrzeć na prognozy demograficzne i skalę deficytu FUS jak nic nie zrobimy. Te dane są łatwo dostępne w internecie. Podjęta przez rząd PO-PLS reforma (w tym wydłużenie wieku) nie załatwia problemu, a jedynie pozwala w przyszłości zmniejszyć zagrożenie (deficyt FUS) do skali z którą być może sobie poradzimy. Można się zgodzić na kilka pomysłów, ale pod warunkiem wczesnego rozpoczęcia pracy lub dodatkowego samodzielnego oszczędzania itd. B.Komorowski zaakceptował zmiany emerytalne bo, w przeciwieństwie do obecnych rywali, zdawał sobie sprawę ze skali zagrożenia.

Hit kampanii: kwota wolna od podatku. Polacy uwierzyli, że są oszukiwani. Politycy w trakcie debaty w tv publicznej, jak najbardziej ich w tym przeświadczeniu utrzymywali. Owszem z malutką kwotą wolną jesteśmy ewenementem w Europie, To trochę relikt rozwiązań jakie przyjęliśmy tworząc PIT. Proponowałbym jednak zestawić to z kwotami ulg, pomocy społecznej, transferów społecznych itd. jakie otrzymują podatnicy. Podnoszenie kwoty wolnej będzie wymagało zmian po stronie transferów (np. pomoc społeczna) i pułapów pomocy (zmiany zasad udzielania wsparcia). W zależności od wariantu kwoty wolnej, budżet traciłby na wpływach kilka, do kilkunastu mld. To ubytek na tyle duży, ze musiałby być czymś zrekompensowany. Jakimś rozwiązaniem byłoby podwyższenie kwoty wolnej rozciągnięte na lata, czyli metoda bardzo drobnych kroków.

Nie chciałbym być odebrany jako oportunista twierdzący, że nic już nie można zrobić. Owszem można, ale małymi krokami i w większości przypadków wskazując komu odbieramy (wpływy) lub zabieramy by przekazać innym. I właśnie rolą polityków jest wskazywanie kto lub co wymaga wsparcia a co lub kto już może lub musi bez wsparcia się obyć.

Polecam zajrzeć …

http://opinieekonomiczne.blox.pl/2012/09/Skad-pieniadze-na-polityke-spoleczno-gospodarcza.html

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

Budownictwo. Powolna poprawa.

Rozmiar produkcji
budowlano-montażowej w relacji do PKB jest niemal bez zmian po I kw 2015
(zarówno dla produkcji kwartalnej jak i rocznej). Oczywiście skoro PKB rośnie
nam w tempie ok 3%, to w podobnym tempie musi rosnąć budownictwo. Faktycznie,
realne tempo wzrostu produkcji z I kw 2015 to niemal 2% yoy. Nie ma więc
dynamicznego wzrostu, ale nie ma stagnacji, bo w wynikach budownictwa możne
jednak dojrzeć kilka ciekawostek i pozytywnych trendów. Krótką analizę budownictwa
oprę na strukturze prac budowlanych wg klasyfikacji obiektów, ponieważ takie
ujęcie jest dość czytelne.

Budynki mieszkalne w strukturze budownictwa to 13% całokształtu
prac sektora. Wzrost yoy tego segmentu to ledwo 1%. Niemniej nie załamywałbym rąk,
ponieważ powolna poprawa sytuacji gosp. domowych wcześniej czy później da o
sobie znać. Obecnie roczna mieszkaniowa produkcja stanowi jakieś 60% prac z
2008 r. Jednak tamten rok był rekordowy i odnoszenie się do niego zapewne nie
jest zasadne. Poprawę widać poprzez wzrost zezwoleń na budowę oraz budowy
rozpoczęte. I kw pozycję te rosną o kilka- kilkanaście procent. Nie jest to
wprawdzie gwarancja budowy mieszkań w analogicznej liczbie. Jeżeli prognozy
deweloperów odnośnie popytu okażą zbyt optymistyczne, to budowę zawsze można
przerwać lub przedłużyć, a otrzymanych zezwoleń nie realizować. Niemniej wzrost
otrzymanych zezwoleń na budowę o 13% w porównaniu do I kw 2014 świadczy o
powolnej poprawie nastrojów wśród deweloperów.

Kolejny segment budownictwa to budynki niemieszkalne, czyli biura,
placówki handlowe, przemysłowe, budynki publiczne itd. To 33% naszego
budownictwa. Niestety w podstawowych grupach nadal odnotowujemy spadki i to
nawet spore. Ale jest jedna pozycja, która daje nadzieję. Obiekty przemysłowo i
magazynowe wzrosły o 14% yoy w I kw 2014. Jeżeli dynamika wzrostu będzie tu
utrzymana, to za rok lub dwa wartość prac tego podsegmentu osiągnie pułap z lat
2007-2008. Wzrost wartości prac podsegmentu obiektów przemysłowych i
magazynowych niemal w całości pokrywa spowolnienie w pozostałych. Ostatecznie wartość
prac obejmująca budynki niemieszkalne spadła o 3% w I kw 2015 w porównaniu do I
kw 2014.

Największym segmentem budownictwa
obiekty inżynierii lądowej i wodnej.
W ciągu ostatnich 10 lat, ten segment to od 50% do 60% naszego budownictwa
(obecnie 54%). Segment obejmuje, budowę i remonty dróg, mostów, szlaków
kolejowych, rurociągów, kompleksów przemysłowych itd. W przeważającej części
segment ten obejmuje prace finansowane ze środków publicznych, w tym funduszy
unijnych. W I kw 2015 wartość prac wzrosła o 6% w porównaniu z I kw 2014.
Wzrosty wartości prac odnotowaliśmy praktycznie we wszystkich podsegmentach
oprócz dróg i mostów. Biorąc pod uwagę zapowiedzi wydatkowania funduszy i
poprawę sytuacji makroekonomicznej, na wzrost popytu w podsegmencie dróg i
mostów możemy poczekać nawet kilka kwartałów.

Wydaje się iż proces poprawy
sytuacji finansowej budownictwa następuje nieco szybciej niż dynamika prac
ogółem. Sektor budowany dość dobrze prezentuje się pod względem nakładów
inwestycyjnych. W 2014 nakłady inwestycyjne były o 17% większe niż rok
wcześniej. Warto zauważyć że to o 2 pkt.proc. lepiej niż średnia dla
przedsiębiorstw ogółem. Przychody firm budowlanych w 2014 w wzrosły o 7% w
porównaniu z rokiem wcześniejszym, co jest wynikiem o 5 pkt.proc. lepszym od
przychodów ogółem przedsiębiorstw.

Stale i wyraźnie poprawiała się w
2014 r. rentowność netto sektora budowlanego. W 2014 było to 2,8%, w 2013 r.
0,9%, zaś w 2012 r. minus 0,5. Na koniec 2014 r. już 80% podmiotów sektora
odnotowało wynik dodatni netto, gdy dwa lata wcześniej 72% (w 2013 r. 74%). Powolna
poprawa sytuacji finansowej budownictwa jest wynikiem zarówno opisanych wyżej
warunków rynkowych jak i procesów restrukturyzacyjnych. Niestety procesy te
oznaczały obniżenie zatrudnienia o kilka procent czyli o ponad 30 tys. osób w
ciągu minionego roku.

Zaszufladkowano do kategorii Wycena i analiza przedsiębiorstw; analizy branżowe | Dodaj komentarz

Stopa bezrobocia. Przemilczane ciekawostki.





















Jedną z bardzo ciekawych danych
jakie otrzymujemy od kilku miesięcy jest spadek bezrobocia. W ostatnich trzech kwartałach
spadek bezrobocia jest bardziej dynamiczny niż wskazywałaby na to kondycja gospodarki
i obserwacje z lat wcześniejszych. Te ciekawe zjawisko nie jest szerzej
podejmowane przez media. Głównym powodem jest chyba silny sceptycyzm wobec
polskiej gospodarki wśród większości komentatorów, w tym i ekonomicznych. Stąd
informacja ta była, i w zasadzie nadal jest, ignorowana. Tymczasem wydaje się
mamy do czynienia z nową jakością w naszej gospodarce jeśli chodzi o zależność
pomiędzy wzrostem gospodarczym a bezrobociem. Okazuje się, że utrzymywanie
tempa PKB na poziomie bynajmniej nie szokującym (ok. 3%) może spowodować duże pozytywne
zmiany na rynku  pracy, dotychczas obserwowane
dopiero przy dynamice PKB np. 4%.

Wskazanie marcowe bezrobocia
potwierdza, że bezrobocie wciąż spada w tempie ponad 13% rocznie, ale dynamika
spadku prawdopodobnie przestanie już przyspieszać. Prosty, wyznaczony o
najnowsze dane, trend nie potwierdza by stopa bezrobocia miały być jednocyfrowa
na koniec tego roku. To akurat wydaje się mało prawdopodobne. Ale kto wie, może
w grudniu stopa bezrobocia będzie w przedziale 10-11%, co byłoby znacznym
osiągnięciem przy dynamice PKB 3%-3,5%.

Kolejnym miłym zaskoczeniem jest odpowiedź
na pytanie kto korzysta na spadu bezrobocia. Pozornie wydawałoby się, ze
powinni najlepiej wykształceni i z doświadczeniem. A tu kolejna niespodzianka. Wg
kryterium wiekowego najszybciej spada bezrobocie w grupie wiekowej do 24 lat.
Też dobrze, aż nieco słabiej, w kolejnym przedziale czyli do wieku lat 32. Z punktu
widzenia wykształcenia nie widać poważniejszych równic, ale spadek bezrobocia
szybciej zdaje się dotyczyć osób z wykształceniem średnim i zasadniczym.

Zaszufladkowano do kategorii Gospodarka | Dodaj komentarz

OFE po roku

Od uszczuplenia aktywów OFE
decyzją rządu minął rok. OFE od lutego 2014 działają w innej, trudniejszej
rzeczywistości. Na szczęście rzeczywistość okazała się dość łaskawa dla OFE i
przyszłych emerytów (w tym i dla mnie). Przez rok nie doszło do żadnej
katastrofy, więc OFE miały czas na odnalezienie się w nowej rzeczywistości i
szukanie odpowiedzi na pytanie co dalej.

W dużym uproszczeniu można
powiedzieć, że okres od lutego 2014 to czas stabilizacji w sektorze  OFE.
Od lutego 2014 do końca marca tego roku aktywa zarządzane przez OFE wzrosły
zaledwie o 1,5%, a nominalnie o 2,5 mld zł. Wprawdzie OFE w formie składek
otrzymały w ciągu 14 miesięcy ok. 8 mld zł składek, ale sama wartość wypłat dla
ZUS z tytułu tzw. suwaka odpowiadała 2/3 kwoty składek w okresie 14 miesięcy.
Dla swoich klientów OFE zarobiły (zmiana wartości jednostki rozrachunkowej) ok.
2,7% yoy w I kw tego roku. Z tego połowa jest efektem ujemnej inflacji, jako że
inflacją urealniam wynik. Wbrew pozorom jest to akceptowalny wynik i na
poziomie średniego wyniku dla funduszy inwestycyjnych akcji.

OFE stały się  zakładnikiem
sytuacji rynkowej na krajowym rynku akcji. Odebranie obligacji nie pozwoliło
skorzystać z wzrostu z tytułu wyceny papierów dłużnych skarbowych. Klienci
funduszy inwestycyjnych papierów skarbowych odnotowywali ładne kilkuprocentowe
roczne stopy zwrotu. Natomiast polski rynek akcji w analizowanym okresie ulegał
pewnym wahaniom, ale generalnie można powiedzieć że był dość stabilny. Obecnie
wartość WIG czy WIG20 odbiega od wartości z lutego 2014 odpowiednio o  3%
lub -2%. W tym czasie czołowe giełdy zagraniczne potrafiły odnotowywać wzrostu
o stopie zwrotu kilka razy wyższej od naszej.

Nasza giełda pozostała
niewrażliwa na pozytywną atmosferę na zagranicznych rynkach akcji. Trzeba
jednak zaznaczyć, że na chwile obecną wycena naszych akcji jest poprawna, w
przeciwieństwie do rynków zagranicznych, które są przewartościowane w różnym
stopniu. OFE dość długo opierały się pokusie zagranicznych inwestycji i moim
zdaniem należy to ocenić jako bezpieczną politykę. Pokusa okazała się
silniejsza i od nowego roku OFE zwiększyły wartość zaangażowania w zagraniczne
akcje o 2,5 mld zł, przy czym z dość niskiego pułapu zaangażowania, bo 5,6 mld
na koniec 2014. Większość zakupów przypadła na luty. W marcu apetyt na zagraniczne
akcje znacznie zmalał. Nie mamy tu jednak do czynienia z jakimś spektakularnym
działaniem czy masową realokacją. Obecnie akcje zagraniczne stanowią 5,5%
portfela OFE, przy średniej 4,3% dla okresu luty-grudzień 2014. Ruch ten należy
ocenić pozytywnie ale (z perspektywy czasu) nieco spóźniony. Zarządzający OFE
szukają jakiejś alternatywy dla lokowania na polskim rynku, który na tle giełd
zagranicznych jawi się jako senny.

Mimo że OFE mogą od początku tego
roku zmniejszać udział akcji w portfelu, to nie uczyniły tego. Przyczyny są
dwie. Brak alternatywy i brak powodów do wyzbywania się akcji. W depozytach i
nie skarbowych papierach dłużnych trzymają obecnie 13,6% wartości portfela
wobec niemal 16% na koniec ubiegłego roku. Spadek wynikał z redukcji bankowych
depozytów na rzecz zagranicznych akcji. W obecnej sytuacji rynkowej, takie
działanie należy ocenić jako uzasadnione oraz pokazujące, że OFE szukają
lepszych stóp zwrotu i nie boją się podejmować ryzyka. Oczywiście jest to
robione dość ostrożnie.

Stabilizacja w sektorze OFE była
widoczna nie tylko w rozumieniu wartości zarządzanych aktywów i sytuacji
rynkowej. Zmiany w OFE spowodowały stabilizację liczby członków (klientów OFE)
oraz brak poważniejszych zmian w pozycji rynkowej poszczególnych OFE. Do tego
zmiany jakie dotknęły OFE na początku 2014 wymusiły sporą ostrożność w
inwestowaniu i uczenie się funkcjonowania w zupełnie nowych warunkach. Nie
dziwi więc mniejsza rozpiętość stóp zwrotu. Większe zmiany są dostrzegalne w
okresach poważniejszych zmian indeksów giełdowych w ciągu 2-4 miesięcy rzędu
kilka procent. Wtedy dopiero widać minimalne różnice w efektywności portfeli.

Stopy zwrotu OFE uzależnione są
oczywiście od sytuacji rynkowej na krajowym i zagranicznych rynkach. I tu
pojawia się problem. No bo jak zachowa się nasza giełda gdy czołowe zagraniczne
rynki dotknie korekta. Choćby mała. Nas korekta też dotknie czy też polskie
akcje staną się przedmiotem zainteresowania i ich ceny pójdą w górę? Na
dodatek, zdają się poprawiać prognozy PKB dla Polski lub co najmniej przestają
być obniżane. Lokowanie w depozyty czy długoterminowe papiery dłużne w
poważniej skali nie ma sensu wobec końca serii cięć stóp przez RPP i powolnych
wzrostów w dalszej przyszłości. No chyba że na krótko i w papiery indeksowane
stopą procentową. Odpowiedź dają same OFE. Perspektywy dla akcji w Polsce
wydają się umiarkowanie korzystne i na pewno nikt nie wieszczy krachu. Stąd nie
dziwi iż OFE z rynku akcji nie uciekają.

O ile z inwestycyjnego punktu
widzenia najbliższa przyszłość nie powinna być gorsza ( a nawet nieco lepsza )
od tego co widzieliśmy w ostatnich miesiącach, to dalsza przyszłość OFE rysuje
się niepewnie. Z biegiem czasu rosnąć będą powoli wypłaty dla ZUS (suwak) przy
poważnych ograniczeniach pozyskania nowych klientów. Być może w następnej
kadencji parlamentu warto będzie powrócić do dyskusji o OFE oraz ich roli
sektora w drugim filarze.

Zaszufladkowano do kategorii Finanse osobiste | Dodaj komentarz

Pani prezes od ZUS. To idzie młodość.

Raczej nigdy nie chciałem z
mojego bloga robić kroniki towarzyskiej czy być posądzonym o kompleksy, ale z
drugiej strony tzw. publiczne milczenie z uzasadnieniem „bo nie wypada
krytykować” jest chyba większą wadą i tchórzostwem.


Trwa proces wyłaniania
kandydata(tki) na fotel prezesa ZUS. Tłoku nie było. Z kilku osób, kolejne
etapy przeszła pozytywnie tylko Katarzyna Kalata. Lat 31, 11 lat pracy,
doktorat, ekspert w dziedzinie prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, prowadzi
własną firmę itd. W zasadzie.. osoba wyjątkowa.


Sam też w pierwszej chwili
złapałem się na myśleniu typu czy aby kandydatka nie jest za młoda, czy ma
odpowiednią wiedzę i doświadczenie by „ogarnąć” wszystko to co dzieje się w ZUS
i jest z nim związane. …ale przeczytałem wywiad z K.Kalatą w Rzeczpospolitej z
13 kwietnia (wczorajsza), który mnie nieco zdziwił i rozczarował. PO lekturze
wywiadu, wydaje mi się że moje pytania i wątpliwości są chyba jednak zasadne.


W wywiadzie z K.Kalatą wiele o
pomysłach na ZUS się nie dowiemy (a raczej nic), bo sporo miejsca K.Kalata poświęca
na podkreślanie swojej ambicji, odwagi, śmiałości oraz bezkompromisowości. Generalnie
K.Kalata ma o sobie wysokie mniemanie i chce tym zarazić opinię publiczną.
Demonstrowanie tego należy do dobrego tonu i bywa dobrze widziane przy
ubieganiu się o odpowiedzialne i prestiżowe funkcje. Niestety w wywiadzie
K.Kalata chętnie operuje medialnym szantażem, co chyba nie przystoi przyszłej
pani prezes ZUS. K.Kalata swoją kandydaturą postrzega jako bardzo merytoryczną
i jeśli ostatecznie jej kandydatura będzie odrzucona, to będzie to oznaczało
decyzje polityczną. W dalszej części wywiadu potencjalna pani prezes wskazuje,
iż liczy się z porażką ponieważ w ZUS są zapewne tzw. nieprzyjemne sprawy a ona
jest bezkompromisowa, a to może się nie podobać decydentom (czyli politykom) i kadrze
managerskiej ZUS. To bardzo sprytne postawienie sprawy: jak mnie wybiorą, to dlatego
że jestem silnie merytoryczna, a jak nie to dlatego że stanowiłam zagrożenie
dla ciemnych interesów. O jakie interesy chodzi, pani Kalata nie wie i nic nie
mówi.


K.Kalata podkreślając swoje
zalety nie waha się deklarować że gotowa jest zrezygnować ze służbowego
samochodu i poruszać się swoim. No i nie dla ok. 20 tys. wynagrodzenia. To na
pewno spodoba się opinii publicznej, a ja to już pozostawię bez komentarza. Na
pytanie czy poradzi sobie z zarzadzaniem 46 tys. Pracowników, K.Kalata nie
traci rezonu i wskazuje że zarządzać to będzie managerami, a managerowie
zarządzać będą podwładnymi. Ponadto, jak twierdzi pani Kalata, na palcach
jednej ręki można policzyć ludzi w Polsce którzy zarządzają (i potrafią) tak
wielkimi strukturami. Przyznać muszę, pani K.Kalacie śmiałości nie brakuje.


A co przyszła pani prezes chce
zmieć w ZUS? Zmienić wizerunek ZUS wśród przedsiębiorców i poprawić relacje z
nimi. A dalej? …  hm.. to wyjdzie w
praniu po zapoznaniu się z wynikami audytu jaki pani prezes zarządzi. Inaczej
mówiąc, pani prezes jeszcze tak dokładnie to nie wie.


K.Kalata dostała też w wywiadzie jedno
z kluczowych „testowych” pytań: co sądzi o OFE. Niestety z odpowiedzi wynika że
i tu PR przeważył nad merytoryczną wiedzą (bądź odwagą do jej ujawnienia). Odpowiedzi
były dość ogólne i mogą się spodobać obrońcom OFE w ich dawnej postaci. Wyszło
na to, że K.Kalata nie do końca rozumie problem jaki mieliśmy z OFE od strony
finansów publicznych (potężny deficyt FUS) i generalnie makroekonomicznej. Szkoda.


Niestety przed panią prezes
(potencjalnie) stoją mniej bajkowe wyzwania. Trzeba poprawić szybko wizerunek
ZUS w opinii publicznej, bo w Polsce wykreowano modę na krytykowanie ZUS bazującą
na ogromnym braku wiedzy w społeczeństwie. Relacje z przedsiębiorcami
relacjami, ale raczej większym problemem jest ściągalność składek i pani prezes
wolała o tym nie mówić by nie narazić się czytelnikom. Zarządzenia instytucją  działającą w warunkach niebilansowania się
systemu ubezpieczeń wcale nie jest bajką. I pewnie dlatego mało było chętnych
na tą funkcję. Nikt nie ma ochoty robić za chłopca do bicia dla publicystów i
opinii publicznej.

 

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Otagowano | Dodaj komentarz

Euro oznacza biedę, jak sugeruje A.Duda? Wpływ przyjęcia euro na inflację.

Przyznam, że ręce opadają jak
zobaczyłem nowe pomysły na straszenie wejściem do strefy euro w wykonaniu
Andrzeja Dudy. Trochę to jednak przykre kiedy człowiek określany mianem
„doktora prawa” bezceremonialnie gra na społecznej niewiedzy i emocjach.

Andrzej Duda w najnowszych
wypowiedziach i spotach jednoznacznie wskazuje, że wprowadzenie euro oznacza
drożyznę. A dialogi ze scenek, sugerują że będzie to drożyzna makabryczna. Jako
przykład drożyzny A.Duda wskazuje Słowację. Wraca słynny mit o tym jak euro
wpływa na wzrost cen. Ten mit był już wielokrotnie rozwiewany i tłumaczony.
Można znaleźć wiele wiarygodnych opracowań w internecie. Można też samemu
zrobić proste ćwiczenia w oparciu o dane GUS lub Eurostatu. Jedno z ćwiczeń,
które przytoczę poniżej to zabawa najdalej na 30 minut.

Zastanawiałem się jak jedną
ilustracją pokazać, że temat rzekomego negatywnego wpływu przyjęcia euro na
ceny to – mówiąc językiem młodzieżowym – jedna wielka ściema. I wydaje mi się,
że najlepszym sposobem będzie zwykły wykres inflacji dla kilka krajów i UE z
kilku ostatnich lat.

Już prosta analiza wykresu
prowadzi to równie prostego wniosku: o inflacji decyduje szereg procesów
makroekonomicznych, gdzie sam fakt przyjęcia euro ma znikome znaczenie
(marginalne!). Co ciekawe, niejednokrotnie największe wzrosty inflacji miały
miejsce w krajach, w których euro nie ma, lub skoki inflacji miały miejsce przed
przyjęciem euro (np. Litwa, Łotwa, Estonia). Tego już A.Duda nie pokazuje.
Oczywiście nie twierdze bynajmniej, że samo przyjęcie euro hamuje inflację, bo
…… bo  euro nie przyjmuje się po to by
inflację zdławiać. Euro to jeden ze sposobów na ujednolicenie rynków i
ułatwienie prowadzenia działalności gospodarczej na terenie strefy euro.

A.Duda wybrał się na Słowację i
porównał grupę wybranych produktów by pokazać różnice w cenach. Jak rozumiem,
koszyk zakupionych dóbr wybrano bardzo spontanicznie i zupełnie niechcąco
wyszło że –  w porównaniu z ceną w Polsce
– zakupione na Słowacji produkty były droższe o ponad 40%. Dlatego właśnie
urzędy statystyczne porównują zmiany cen w oparciu o tzw. koszyki dóbr i usług,
by uniknąć tego typu manipulacji opinią publiczną. Badania wpływu przyjęcia
euro wskazują, że podnosi to jednorazowo inflację  o kilka dziesiątych (mowa o wskaźniku wzrostu
cen). Proces ten rozłożony jest w czasie. Różnica cen niektórych dóbr u naszych
jednych i drugich południowych sąsiadów wynika z szeregu czynników nie mających
z euro nic lub niewiele wspólnego. Są to różnice w systemach podatkowych,
struktur kosztów, organizacji rynków itd.

Skoro jednak pan Duda podał
przykład Słowacji, to pociągnijmy go dalej. Słowacja przyjęła euro z początkiem
2009 r. Od tego czasu ceny na Słowacji wzrosły o ponad 9%, a w Polsce….o 14%.
Tego A.Duda już nie dodał.

I już na zakończenie…Najnowsze
spoty A.Dudy kończą się deklaracją, że starcie o wprowadzenie euro rozstrzygnie
się w majowych wyborach prezydenckich. Otóż to bzdura. Wygrana takiego czy
innego prezydenta nie ma tu znaczenia. Inicjatywa jest po stronie rządu. Jeżeli
uzyska on odpowiednie poparcie dla przyjęcia euro, to prezydent będzie się
musiał z tym pogodzić. Więc jeśli już, to nie wybory prezydenckie, a
parlamentarne będą miały na to wpływ.

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

Senator Bierecki woli oszczędzać w euro. Co na to PiS?

Cóż, troszkę mi głupio, ale przyznam że i ja zaspokoiłem
swoją ciekawość (czytaj: wścibstwo) i zajrzałem do oświadczenia majątkowego
senatora Biereckiego. To oświadczenie jest jakby zwieńczeniem całej historii o SKOKach.
Ja jednak tym razem nie o SKOKach chciałem, tylko o oszczędnościach senatora. Otóż senator Bierecki zgromadził całkiem
pokaźne oszczędności, w których – oprócz samej kwoty – intryguje struktura
walutowa
. I tejże strukturze poświęcić chciałem nieco refleksji.

Na wstępie podam źródło informacji – oświadczenie majątkowe
senatora Biereckiego z kwietnia ubiegłego roku. Świeższych danych o
oszczędnościach senatora na stronie senat.gov.pl nie ma. Z datą o pół roku
późniejszą jest jedynie aktualizacja rejestru korzyści.  Jako oszczędności przyjąłem informacje w pkt.
I, Zasoby pieniężne (środki pieniężne, lokaty, jednostki uczestnictwa). Danych
o akcjach, udziałach itd. nie brałem już pod uwagę, przyjmując, że ich
posiadanie wynika z pełnionych funkcji w całej strukturze SKOK i firmach
powiązanych prawnie lub ekonomicznie ze SKOKami. Po drugie w większości
przypadków ich rzetelna wycena jest praktycznie niemożliwa.

Analiza struktury
walutowej oszczędności senatora prowadzi do intrygujących wniosków
. Senator Bierecki niezwykłym sentymentem darzy waluty obce na czele z
euro
. Wg danych z kwietnia 2014 i kursu (NBP) z 30 kwietnia 2014 r. pan
senator w pln miał 29,7%; w usd – 1,4%; w gbp – 13,8% i w euro – 55,1%. W
walutach więc pan senator ‘trzymał’ ok. 70% oszczędności. Dużą sympatię do
obcych walut potwierdzają również wcześniejsze oświadczenia majątkowe. No i co
z tego? Że się czepiam? Owszem czepiam się, bo senator (bezpartyjny)
wystartował z listy PiS, co jak rozumiem do czegoś zobowiązuje. Zobowiązuje
senatora do przestrzeganie tzw. standardów PiS (przynajmniej tych oficjalnie
deklarowanych), a PiS powinna sprawdzić czy przyszły senator przestrzega
standardów tego ugrupowania.

G.Bierecki wystartował z list partii który która ponad
wszystko ceni naszego złotego, a antypatii do przyjęcia euro nie ukrywa. Co ma
jedno z drugim wspólnego? Moim zdaniem ma. Ktoś inny może sobie komponować
strukturę oszczędności wg instrumentów i walut jak zechce, ale senatorowi z list PiS chyba nie wypada chyba
w takich okolicznościach trzymać oszczędności w walutach , a już szczególnie w
euro.

Czy powyższe informacje mają oznaczać, że G.Bierecki nie uważa naszej waluty za
wiarygodną oraz postrzega jako  obciążoną
znacznym ryzkiem?
 Jak to się ma do
przywiązania do złotego PiS z której list senator startował. Czyżby senator
Bierecki oczekiwał poważniejszego osłabienia krajowej waluty? Jeżeli tak, to
ciekaw jestem na jakich makroekonomicznych prognozach pan senator się opiera i
opierał. A może G.Bierecki boi się skutków przejęcia władzy przez PiS, która to
partia ma w zapowiedziach wyjątkowo nonszalancki stosunek do deficytu finansów
publicznych. Wtedy ucieczka w waluty jest godnym polecenia ruchem.

Co ciekawe jednak, sympatia do walut jako senator przejawia w
ostatnich latach, z inwestycyjnego punktu widzenia nie wydaje się zanadto
opłacalna, przez co ‘trzymanie’ oszczędności w walutach, a szczególnie w euro,
jest tym bardziej intrygująca.

Wydaje się więc, ze podobnie jak lekki stosunek do SKOKów i teorii z narodowym kapitałem, pan senator ma również do teorii PiSu o euro.
Bo co jak co, ale pana senatora o szacunek do rodzimej waluty trudno posądzić i
jest to trochę moralnie i politycznie niezrozumiałe (a ekonomicznie ciekawe),
biorąc pod uwagę kręgi polityczne w jakich G.Bierecki się obraca.

Wygląda na to, że
teoria PiS o niedobrym euro jest dla elektoratu. Jeden z czołowych ludzi sukcesu
związanych z PiS niezwykle euro sobie, ceni co władzom PiS zupełnie nie
przeszkadza
.

 

Poniżej, mój niedawny wpis o SKOKach.

http://opinieekonomiczne.blox.pl/2014/12/SKOK-i-Chyba-nie-o-to-chodzilo.html

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

A.Duda i B.Komorowski o SKOKach i przyjęciu euro.

Kampania prezydencka tradycyjnie
zahacza o ekonomię. Trudno żeby było inaczej. Polityczne spory i rywalizacja o
głosy oraz wizerunek nieco nam ekonomiczne tematy wypacza.

B.Komorowski na szczęście
nadmiernie tematu finansowych problemów SKOKów nie wykorzystuje. Nie ma co
jednak ukrywać, że rola kandydata PiS Andrzeja Dudy w dość przykrej jak dotąd historii
sektora SKOK jest, co by tu nie mówić, skandaliczna i dyskwalifikująca go
moralnie w wyścigu do prezydenckiego fotela. Miał być ‘polski kapitał’ a wyszedł
kabaret i polityczno-finansowy skandal wobec którego nawet KNF jest częściowo
bezradny. Przypomnę że Andrzej Duda wspomagał byłego prezydenta L.Kaczyńskiego
w opóźnianiu przekazania kontroli na SKOKami Komisji Nadzoru Finansowego.

Teraz sytuacja SKOK jest bardzo
zła i …zabawna. Zła bo z BFG klienci banków płacą ok. 3 mld za ekonomiczne
eksperymenty. Zabawna… bo ‘narodowo-patriotyczna’ myśl bankowa jest ratowana
przez ‘zachodnio-spekulacyjny’ sektor bankowy. Ech, życie potrafi pisać przewrotne
scenariusze.

B.Komorowski ma moim zdaniem
pełne moralne prawo eksploatować temat SKOKów by pokazać czym kończą
nieodpowiedzialne zabawy w bankowość.

Ale i B.Komorowski nieco
rozczarowuje. Najwyraźniej stara się nie wprowadzać tematu przystąpienia do
euro do szermierki na programy i wizje dla Polski na najbliższe lata. Tymczasem
temat wprowadził do kampanijnej rywalizacji Andrzej Duda. ..A że euro to
drożyzna i wzrost inflacji, że prezydent chce rzekomo wprowadzić euro już w
2016 itd. Itd. Ręce opadają, bo albo A.Duda jest ekonomicznym ignorantem, co
budzi niepokój biorąc pod uwagę o co teraz rywalizuje z B.Komorowskim, albo za
ignorantów uważa Polaków. Niestety faktem jest że Polacy o euro mają dość mała
wiedzę, więc łatwo ulegają politykom i publicystom żerujących na społecznej
niewiedzy.

Temat rzekomego wzrostu cen z
powodu przyjęcia euro był już przedmiotem wielu badań i wyjaśnień. A.Duda chyba
zna niektóre z nich lub został o ich wynikach poinformowany, więc w spór merytoryczny
nie wchodzi, bo skończyłoby się tą ogromną medialną klęską. Sięgnął wiec
kandydat PiS po tani populistyczny chwyt, … bo w Polsce jest taniej niż u
Słowaków. Powodem ma być euro. Otóż euro nie ma z tym nic wspólnego. Różnice na
niekorzyść towarów i usług wyrażonych w euro wynikają z różnic kosztów czy
systemów podatkowych i… głównie… ze zmian kursu złotego do euro. A.Duda nieco
manipuluje opinią publiczną. Mówiąc o rzekomo zgubnym wpływie przyjęcia euro na
ceny, używa argumentacji z innej bajki. Ta bajka to różnice cen między
poszczególnymi krajami wskutek zmian kursu wymiany. To się może wydać
(pozornie!) zaskakujące, ale B.Komorowski mógłby ten argument wykorzystać jako
potwierdzenie iż euro warto przyjąć.

Trudno komentować sugestie A.Dudy
i jego sztabowców iż prezydent chce wprowadzić euro w 2016. Decyzja o przyjęciu
euro należy do kogo innego (rząd, parlament..) i – biorąc pod uwagę sekwencje
działań – euro w 2016 przyjąć się nie da. Ponadto nawet jeśli B.Komorowski
wygra oraz kilka miesięcy później wygra PO (tzn. będzie  kolejny rząd koalicyjny z PO), to przyjęcie
euro nam nie grozi. Biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczna UE i nasze finanse
publiczne oraz polityczny klimat, to poważnie wątpię czy euro będzie przedmiotem
poważniejszych debat w przyszłym parlamencie. Pani premier i politycy koalicyjnych
partii nie ukrywają, że przyjęcie euro nie jest na liście priorytetów rządu.
Zresztą i obecny prezydent, zachęcając przed wieloma miesiącami do dyskusji o
euro, zwracał uwagę że jej rozpoczęcie będzie miało sens dopiero w nadchodzącej
kadencji parlamentu.

B.Komorowski zdawał się obawiać
podejmowania tematu euro w swojej kampanii. Szkoda, bo to chyba tylko efekt
politycznej kalkulacji na czas kampanii. Niestety rękawicę rzucił mu główny
rywal, więc temat euro pojawił się na stole. Dalej unikać go nie sposób. Moim
zdaniem B.Komorowski powinien odważnie podjąć temat i spokojnie wyjaśnić
Polakom co euro daje i dlaczego inni je już przyjęli. Odważne podjęcie tematu
euro ułatwił mu A.Duda. Wystarczy więc zacząć od wyjaśnienia lęków jakie
wzbudza euro w głowach Polaków. Lęki te oparte są głównie na wykreowanych
medialnie mitach i ewidentnych manipulacjach, z których pełnymi garściami
korzysta A.Duda. Byłoby więc i o euro i o banalnych manipulacjach A.Dudy i
polityków PiS.

 


Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

Ok. 50 zł za akcje JSW w średnim terminie? Wycena nadziei.

Wycena JSW w chwili obecnej to
nie lada wyzwanie. Nie wiadomo czy poświęcony analizie czas jest proporcjonalny
do trafności wyceny. Mimo wszystko i ja poświeciłem trochę czasu na analizę JSW
i górnictwa. Oczywiście podchodząc do analizy górnictwa i JSW stale pojawia się
pytania ‘dlaczego jest tak źle’ i ‘czy tak być musiało’. Zaryzykowałem wycenę
krótko przed podaniem wyników za cały 2014 r. i za I kw 2015 r. Mam nadzieję,
że moje propozycje danych na koniec 2014 r. zanadto się nie rozminą ze stanem
faktycznym. Podobnie z prognozą na bieżący rok. Można powiedzieć, że dane za
2014 r. i prognoza na 2015 to pewna improwizacja. Stan środków na koniec
poprzedniego roku oparłem na trendach zmian, wynikach za trzy kwartały i
działaniach jakie powinny być podjęte przez JSW żeby utrzymać płynność i wyjść
na prostą w tym roku. Z punktu widzenia wyceny, fakt iż moje dane zapewne będą
odbiegać od opublikowanych, w obecnej sytuacji firmy aż tak wielkiego znaczenia
nie ma. JSW musi za wszelką cenę szukać źródeł finansowania, ciąć koszty,
poprawić efektywność i … być może pozbyć się nieproduktywnego majątku, być może
tylko po to by jednorazowo zasilić rachunek firmy w celu poprawienia płynności.
Ostatni wariant to być może skrajność. W ubiegłym roku miało miejsce przeciwne
zdarzenie. JSW kupiła KWK Knurów-Szczygłowice, która notabene musiała wstrzymać
częściowo wydobycie ze względu na problemy techniczne (pożar).

W dyskusji o cenie za akcje JSW
wszyscy szukamy wyjaśnienia jakim cudem kiedyś wyceniano tą firmę na 136 zł za
akcje w 2011 r. Obecnie akcje JSW są 7-krotnie tańsze. Moja wycena opiewała
wtedy na 129 zł. Trzeba posypać głowę popiołem. Ministerstwo Skarbu sprzedawało
JSW w okresie dość dobrej koniunktury na giełdzie. Tuż po sprzedaży doszło do
ok. 15% korekty na rynku akcji. JSW też musiała na tym ucierpieć. Później
niestety na wzrostach już nie zyskała. JSW, jak na firmę wydobywczą wydawała
się niemal ideałem: węgiel koksowy i energetyczny, pożądany rozkład odbiorców
wg branż (jak na górnictwo węglowe), niemały udział eksportu. Do tego
dochodziło przekonanie (po części słuszne), że kryzys gospodarczy w Europie już
za nami. Jak się później okazało, koniunktura w Europie nie była aż tak dobra
jak wydawało. O ile w chwili wyceny ceny węgla były relatywnie wysokie,  to spadek cen w kolejnych latach przekroczył
oczekiwania wyceniających i warianty ostrożnościowe.

Wyceniający ulegli (w tym i ja)
wierze, że po wejściu na giełdę, JSW to będzie inny podmiot. Wejście na giełdę
i poddanie się rynkowym rygorom miało, w przekonaniu analityków i moim, zmienić
firmę. Nic  z tych rzeczy. Analiza zmian
od 2011 do chwili obecnej prowadzi do wniosku, że dla zarządzających i
szczególnie dla załogi, swego rodzaju urynkowienie firmy (wejście na giełdę)
nic nie zmieniło. Zachowanie górników i ich żądania robiły wrażenie jakby
problem firmy nie był problemem górników, co widać m.in. po udziale wynagrodzeń
w kosztach itd. Górnicy chyba nie zdają sobie sprawy z tego że ostatnie wydarzenia
w górnictwie fatalnie wpłyną na możliwość ewentualnych kolejnych emisji i ich
ceny. Kopalnie, w tym JSW, okazały się mało odporne na spadki cen surowców.
Analizując dane JSW widać, że polskie górnictwo w przeważającej części jest
mało odporne na spadki cen, nawet jak na sektor wydobywczy o relatywnie niskiej
elastyczności kosztowej. 

Trzeba też uczciwie dodać, że
skala spadku cen węgla na rynkach światowych faktycznie była ogromna i
utrzymanie wyników z chwili wyceny (2011) nawet w przypadku JSW było absolutnie
niemożliwe. Czy wyniki musiały być aż tak złe? Jestem przekonany, że wynik za
ubiegły rok nie musiał być ujemny i to przy niewielkim wysiłku i zrozumieniu u
załogi. Stało się niestety inaczej.

Jesteśmy gdzie jesteśmy. A co
dalej? Nie będę ukrywał, że moja prognoza opiera się na przekonaniu że
najgorsze sektor górniczy (i JSW) ma już za sobą oraz że w końcu zaczną być
podejmowane racjonalne decyzje. Tzn.
gorzej już być nie powinno
. Mam na myśli m.in. otoczenie branżowe i makroekonomiczne
oraz spadki cen surowców energetycznych.

Czy JSW ma szansę wrócić do ceny
za akcję z 2011? Moim zdaniem tak, ale tak jak w 2011, czyli przy zbiegu
szeregu pomyślnych okoliczności i dobrej koniunkturze giełdowej. Chociaż w 2011
koniunktura giełdowa nie była nazbyt wyjątkowa. Moim zdaniem w perspektywie
średnioterminowej (3 lata), cena za akcję JSW ma szansę dojść do poziomu 50 zł.
Swoje założenia rozciągnąłem liniowo na prognozowane lata. JSW będzie musiała
pozyskać kapitał z zewnątrz lub wprowadzić poważny program oszczędnościowy. Nie
obędzie się bez przejściowego poważnego ograniczenia inwestycji w celu
utrzymania płynności w najbliższych kwartałach. Założyłem kumulację
pojawiających się z biegiem czasu zysków netto. Rok bieżący JSW powinna
zakończyć bez straty. Ceny węgla w dłuższej perspektywie nie będą niższe od
obecnych lub nawet nieco wyższe (przynajmniej przejściowo). JSW
poprawi/dopasuje strukturę zatrudnienia i liczbę pracowników do faktycznych
potrzeb. Przyjąłem względnie restrykcyjny wsp. betta (1,4) w wycenie.

Obecna cena – prawie 20 zł –
poprawnie oddaje moim zdaniem cenę akcji. Co zdają się potwierdzać obroty na
akcjach. Nie brakuje chętnych do zakupu akcji JSW na obecnym poziomie. Dlaczego
tylko 20 zł? Obecna sytuacja finansowa JSW wydaje się mocno napięta. Obawiam
się, że wyniki za 2014 i za I kw 2015 mogą nie rozwiać obaw potencjalnych
inwestorów. JSW musi szukać źródeł funduszy po swojej stronie
(oszczędności)  oraz zabiegać o zaufanie
firm kooperujących (dostawcy) oraz banków. Obecna cena – niemal 20 zł – to
wynik wyceny krótkoterminowej i niezwykle ostrożnej w ujęciu długoterminowym.
Nie oznacza to jednak, że cena akcji nie może jeszcze spaść. Wierzę jednak, że
zarówno władze firmy jak i załoga, nie powtórzą błędów z lat poprzednich a
otoczenie makrorynkowe okaże się choć trochę łaskawsze.

Analiza i wycena JSW moim subiektywnym spojrzeniem na cenę akcji JSW. Do analizy i wyceny wykorzystywałem powszechnie dostępne dane dot. JSW (głównie dane ze strony internetowej podmiotu).

Zaszufladkowano do kategorii Wycena i analiza przedsiębiorstw; analizy branżowe | Dodaj komentarz