Inflacja po styczniu.

Jak niemal wszyscy, a już na pewno większość obserwatorów polskiej gospodarki, nie trafiłem w ostateczny wynik inflacji. Pozostaje mi się pocieszać, że analitycy NBP też nie trafili. Na koniec grudnia inflacja wyniosła minus 1%, a w styczniu już minus 1,3%. Nie jest znany pełny rozkład czynników, które przyczyniły się do ostatecznego wyniku inflacji w styczniu, ale można przyjąć się nie odbiegały one istotnie od wskazań z końca roku.

Inflację ciągnie w dół głównie żywność, ale i składniki nieżywnościowe nie są bez znaczenia. Ujemna inflacja jest skutkiem nałożenia się w jednym czasie wielu czynników cenowych, a nie spadku popytu. To dość istotna uwaga, kiedy postawimy sobie pytanie co dalej z inflacją.

Ceny spadały niemal we wszystkich grupach produktów żywnościowych z koszyka inflacyjnego. Spadały ceny mięsa (mięso wieprzowe), cukru oraz warzyw i owoców. To efekt embarga rosyjskiego, spadków cen na rynkach międzynarodowych i cyklu na rynku wieprzowym. W części nieżywnościowej, dostaliśmy prezent w postaci trwających od dawna spadków cen ropy, gazu i węgla. W grudniu i styczniu cena ropy była o ok. 50% tańsza niże rok wcześniej.

Ceny produktów z koszyka żywnościowego (prawie 25% koszyka inflacyjnego) w ujęciu rocznym spadły aż o 3,9%. Podobne wskazanie odnotowaliśmy w lutym 2003 r. Ceny koszyk towarów żywnościowych spadły (rok do roku) w styczniu o 0,3%. Jak na ta grupę towarów, ujemna dynamika jest nowością w polskiej gospodarce. Swoje zrobiły, jak wspomniałem, spadki szeroko rozumianych paliw i surowców energetycznych. 

Tuż po wynikach inflacji styczniowej powróciło tradycyjnie pytanie o działania NBP. Członkowie Rady Polityki Pieniężnej zadaj sobie pytanie co dalej z inflacją. Pod koniec 2015 roku deflacja powinna być już wspomnieniem. Ceny zeszły już tak nisko, że w tym roku da o sobie znać efekt bazy. Ponadto na rynkach międzynarodowych widać symptomy zatrzymania spadków cen. Dotyczy to zarówno produktów żywnościowych jak i surowców energetycznych. Przestały spadać ceny ropy (oczywiście  można znaleźć prognozy dalszych spadków cen ropy). Prognozy instytucji międzynarodowych dotyczące tempa PKB dla Polski podtrzymują wskazania na poziomie 3% przy wsparciu popytu wewnętrznego. Obserwacje z lat poprzednich wskazują, że po poważnych spadkach, inflacja potrafi w ciągu roku lub półtorej osiągnąć wartość od 1% do nawet 2%. W naszym przypadku nie jest to jeszcze poważne zagrożenie, biorąc pod uwagę poziom z jakiego startujemy (ujemna inflacja).

W takiej sytuacji RPP może faktycznie zdecydować się cięcie stopy referencyjnej z 2,0% na 1,5% w marcu lub kwietniu. Nie jestem jednak przekonany czy do cięcia o 0,5% będzie skłonna większość członków RPP. Rynek depozytów międzybankowych też jeszcze się nie wydaje się do tego przekonany.

Zaszufladkowano do kategorii Gospodarka | Dodaj komentarz

KNF. Propozycja restrukturyzacji kredytów w CHF i analiza portfela bankowego.

3 lutego KNF opublikował dwa ciekawe i ważne dokumenty (jeden z nich to prezentacja). Dokumenty dotyczą głośnego ostatnio tematu, czyli zadłużenia w CHF. Pierwszy to propozycje przewodniczącego KNF dotycząca restrukturyzacji kredytów w CHF, a drugi – analiza portfela kredytów w CHF, symulacje itd. Poniżej pozwolę sobie na króciutkie opinie. Niemniej gorąco zachęcam do lektury dokumentów KNF, bo jest to duża porcja wiedzy pozwalającej zrozumieć problematykę kredytów w CHF.

Analiza portfela kredytów w CHF.

Analiza skupia się na kredytach mieszkaniowych w CHF. Na 31 stronach prezentacji KNF daje naprawdę dobrą analizę portfela, symulacje, prognozy, opis portfela kredytów w CHF itd.

KNF dostrzega ryzyko jakie kredyty w CHF mogą stwarzać. Warto podkreślić, że KNF analizę portfela kredytów w CHF prowadzi od dawna. Stąd brak paniki w chwili gdy CHF przekroczył poziom 4,0. Analiza potwierdza, że nie mamy do czynienia z problemem społecznym i makroekonomicznych.  KNF odważnie przypomina, że co do zasady kredytobiorcy powinni ponieść konsekwencje swoich decyzji (ryzyko walutowe) i że są w stanie w dominującej większości podołać obsłudze kredytów. Wg KNF obecna sytuacja nie pogorszyła drastycznie możliwości obsługi kredytów w CHF.

KNF przedstawia hipotetyczne sytuacje przy których sektor bankowy miałby problem ze skutkami pogorszenia jakości portfela. Jeszcze przy kursie CHF 5,2 sektor bankowy podołałby skutkom pogorszenia jakości portfela, ale z przykrymi skutkami dla wyniku netto.

KNF jednoznacznie rozprawia się z pomysłem przewalutowania kredytów po kursie ich uruchomienia. To skrajny pomysł jaki pojawiał się w mediach. Na ogół przedstawiany przez niektórych sfrustrowanych frankowiczów. Krótko mówiąc, nie ma mowy o realizacji tego pomysłu, bo banki poniosłyby straty na poziomie cztero- czy pięcioletnich zysków (sektor ogółem). Pogorszyłyby się wskaźniki kapitałowe i upadło kilka małych banków.

Propozycje przewodniczącego KNF ws. restrukturyzacji zadłużenia w CHF..

W  dużym uproszczeniu KNF proponuje (dla zainteresowanych), przewalutowanie na PLN po kursie NBP. Sam kredyt zostaje przeliczony wstecznie, tak jakby był udzielony pierwotnie w PLN na warunkach dla kredytów złotowych. Kredyt w PLN jest punktem odniesienia i dawny frankowicz rozlicza się z różnic do kredytu w PLN (to warunek skorzystania z instrumentu pomocowego). W ten sposób unika się przypadków uprzywilejowania dawnych frankowiczów względem tych którzy od razu zaciągali kredyt złotowy. Po uregulowaniu różnic, kredyt przeliczony po kursie NBP dzieli się na dwie części: hipoteczną, równą wartości zabezpieczenia hipotecznego i kredyt niezabezpieczony hipotecznie (czyli całość pierwotnie przewalutowanego kredytu minus wartość kredytu hipotecznego).

Część hipoteczną spłaca się już na normalnych warunkach jak złotówkowicze, a część niehipoteczną dzielona jest na pół. Jedną połówkę klient spłaca z kosztem kapitału 1%, a drugą bank (umorzenie).

Ogromną zaletą propozycji przewodniczącego jest zrobienie kroku dalej, poza medialne pomysły. Dostaliśmy rzetelną diagnozę sytuacji i propozycję rozwiązania problemu. W tej propozycji frankowicze nie są lepiej traktowani niż złotówkowicze oraz przejmują skutki dawnej decyzji o wzięciu na siebie ryzyka walutowego. Przewodniczący KNF proponuje obciążyć również banki skutkami wystawienie klientów na zbyt duże ryzyko walutowe i wzięcia zbyt słabego zabezpieczenia (rozumiem, że zamyka to drogę do wymuszania na klientach podniesienia wartości zabezpieczenia). Nowy kredyt hipoteczny odniesiony jest do wartości zabezpieczenia (nie wiem jak klient odpowiada za swoją połówkę części niehipotecznej).

To tylko propozycja, ale dość odważna i ciekawa. Przyzwoity podział odpowiedzialności między bankiem a klientem (za ryzyko kursowe) wraz z restrukturyzacją kredytu. Banki odczują skutki takiej restrukturyzacji w wynikach finansowych, ale na poziomie możliwym do zaakceptowania.

Czy będzie większe zainteresowanie gdyby propozycja weszła w życie? Nie jestem pewny. Dla banku który ma dobry jakościowo portfel i przy spadającym kursie CHF, propozycja nie jest specjalnie kusząca. Co najwyżej jako  ukłon (forma restrukturyzacji) dla klientów. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że wąska grupa zadłużonych frankowiczów może być zainteresowana taką formą restrukturyzacji. Wprawdzie nadal będą mieć duże spłaty, ale odpada ryzyko kursowe i obawa o zwiększenie wartości zabezpieczenia dla banku.

Zaszufladkowano do kategorii Finanse osobiste | Dodaj komentarz

Kredyty w CHF. Jest problem czy go nie ma?

Każda finansowa wpadka obywateli póki jest jednostkowa (lub ograniczona do relatywnie małej grupy) i nie rodzi poważnych skutków społecznych może być rozpatrywana indywidulanie. W przypadku kredytów w chf, dalsze działanie zależy od odpowiedzi na pytanie z czym mamy do czynienia?  Z problemem małej grupy ludzi czy właśnie z problemem o szerszym zakresie i poważnych skutkach społecznych i gospodarczych. Kolejny problem to pytania, czy problem ma państwo czy instytucje finansowe i czy zmiana jakiej byliśmy świadkami (dotychczasowe zmiany kursu CHF) mieszczą się w pojęciu : wykraczające poza możliwość przewidzenia. I ostatnie już pytanie to: czy państwo powinno interweniować w obronie obywateli, gdy banki nie podejmują działań zmierzających do ulżenia swoim klientom.

Niewątpliwie mamy do czynienia z sytuacją niecodzienną i raczej trudną do przewidzenia. Przeciętny obywatel który brał kredyt kiedy chf był w przedziale 2-2,5 (przykładowo) nie mógł przewidzieć kursu na poziomie 4,5 czy 4,2. Tymczasem taki kurs stawia zadłużone gospodarstwo domowe w zupełnie innej – trudniejszej – sytuacji. Kurs ten jest też zaskoczeniem dla bankowców, skoro już wcześniej pojawiła się kwestia zbyt niskiego zabezpieczenia w relacji do zadłużenia.

Wątpię jednak by problem urósł do rangi społecznego. Opinii publicznej (i mnie też) nie są znane dokładne dane dotyczące sytuacji finansowej rodzin zadłużonych w chf. Pewne światło dają opublikowana niedawno badania ośrodka analitycznego Polityka Insight. Obraz przeciętnego gospodarstwa zadłużonego w chf nie wskazuje bynajmniej żebyśmy mieli do czynienia ze społecznym problemem. Cześć z tym gosp. domowych po prostu zrezygnuje przejściowo z niektórych przyjemności życiowych. Trudno też uwierzyć by wszyscy frankowicze byli zupełnie nieświadomi ryzyka walutowego i konsekwencji zmienności kursów walutowych.

Trzeba też pamiętać, że część frankowiczów przez długi okres miała mniejsze obciążenia finansowe niż zadłużeni w krajowej walucie. Dzięki czemu frankowicze nabyli dobra materialne (w tym w niektórych wypadkach zbyt dużą powierzchnię mieszkaniową) lub usługi. Mogę więc przyjąć, że teraz przyszedł gorszy moment i trzeba przejściowo z czegoś zrezygnować lub się pozbyć.

Frankowicze nie są bynajmniej jedyną grupą poszkodowaną ekonomicznie. Wielu z nas ponosi konsekwencje swoich wyborów, które okazały się nietrafne (inwestycje, źle wybrany zawód, nieudany biznes itd.). Czy tym ludziom państwo też ma dawać rekompensaty? Że już nie wspomnę o ofiarach Amber Gold czy tych którzy inwestowali w akcje (m.in. poprzez TFI w I poł. 2007 r.). Nikt nam tez nie gwarantuje pracy do emerytury (z dnia na dzień możemy stanąć w tragicznej sytuacji). Gdy ją utracimy państwo nie zapewnia naw wsparcia na poziomie wcześniejszego wynagrodzenia.  Im więcej będę podawał przykładów, tym bardziej sytuacja większości frankowiczów będzie budziła mniejsze współczucie.

Wobec powyższego państwo nie powinno pomagać wszystkim na tych samych zasadach. Nie ma jednak wątpliwości, że utrzymanie chf na poziomach wyższych od obecnego (5, 6??) powoduje problemu społeczny i finansowy (system bankowy) oraz w pewnym stopniu na rynku nieruchomości. Czy już teraz mamy się na to przygotowywać? Nie panikujmy. Chciałbym jedynie by KNF, przedstawiciele sektora bankowe i politycy przeanalizowali zadłużenie w tzw. kredytach mieszkaniowych w kontekście kondycji gospodarstw domowych i skutków dla gospodarki w przypadku wzrostu kursu chf.

Banki. Ciekawe jest to, że banki zdają się pozostawać niewzruszone. Gdyby frankowicze byli zagrożeniem dla ich funkcjonowania i prognozowanych wyników, bankowcy szybko zażądali by programu pomocowego, co już zrobili kilka lat temu przy okazji światowego kryzysu. Wygląda na to, że banki na chwilę obecną nie obawiają się specjalnie o zwrot pieniędzy pożyczonych klientom. Czyżby to wynikało z analizy sytuacji finansowej klientów? Generalnie sytuacja jest zabawna, denerwują się frankowicze, denerwują się politycy a bankowcy zachowują zimną krew i niewzruszone emocje.

O ile politycy mniej lub bardziej szczęśliwie chcą pomóc frankowiczom lub wymyśleć cokolwiek, to reakcja banków jest nieco niepokojąca. Być może w zaciszu bankowych gabinetów trwają dyskusje i narady, to przed kamerami i mikrofonami zachowywany jest spokój. Niestety oficjalnie banki nie mają nic do zaproponowania, a po cichu niektóre z nich zabezpieczało się przed utratą korzyści przez zafixowanie stopy procentowej na poziomie 0 przy spadku stawek LIBOR poniżej tej wartości. Trudno się dziwić, że opinia publiczna odebrała to fatalnie. Klienci są wystawieni na ogromne ryzyko, a banki po cichu przed ryzykiem się zabezpieczały. Natychmiastowa reakcja mediów i polityków zniechęciła niektóre banki do takich praktyk. Nacisk opinii publicznej i polityków (w ty rządu) okazał się na tyle skuteczny, że banki zaczęły się chwalić ustępstwami na rzecz klientów. Nie ma się jednak czym chwalić, bo rezygnacja z zafixowania stopy kredytu na 0 czy rozliczanie spłat wg kursu NBP to nie jest wielkie ustępstwo, a już na pewno praktycznie żadna (bardzo niewielka) pomoc/ulga w sytuacji radykalnego skoku raty kapitału i odsetek.

Nie szokują pomysły Związku Banków Polskich. Kwestia stopy procentowej i kursu rozliczeniowego została omówiona wyżej. Propozycja rezygnacji z podwyższania zabezpieczenia to w sumie żadna łaska. Zbyt niskie zabezpieczenie to oczywiście kłopot z konsekwencjami dla wyników banków. Trzeba jednak pamiętać, że rozjazd pomiędzy wartością kredytu a wartością zabezpieczenia nie wynika z błędów klientów a z nieprzewidzenia obecnej sytuacji przez banki. Banki (no, może nie wszystkie) nie przewidziały spadku cen mieszkań i – co jest najbardziej bolesne dla LTV – skoku zadłużenia z powodu wzrostu kursu. Ten problem też już załatwiono w dużym stopniu przed kilku laty, kiedy część banków zaczęła żądać ‘dobezpieczenia’ kredytów mieszkaniowych m.in. indeksowanych chf-em. To była próba przerzucanie błędów bankowców na klientów.

Najlepszym postulatem ZBP na chwilę obecną jest pomysł indywidualnego podejścia do klientów. Wszelkie restrukturyzacje, rozciągnięcie terminu spłaty itd. Niestety brak tu szczegółów a wypracowanie jakiejś bankowej praktyki może trwać zbyt długo. Brak sugestii na rezygnacje z części spłat (np. przyjęcie górnej granicy kursu) czy po prostu częściowego umorzenia w skrajnych przypadkach. Szkoda. Moim zdaniem bankowcy powinni wypracować sposoby ratunku i dzielenia się ryzykiem w skrajnych sytuacjach ze swoimi klientami.

Nie wiem czy jesteśmy w stanie stworzyć jednolity mechanizm ratunkowy w sytuacji jak wyżej (no może jakiś to na pewno, ale czy sprawiedliwy i inteligentny??).  Wbrew pozorom węgierski pomysł nie jest cudownym umorzeniem i ulotnieniem długów, ale ich rozpisaniem na instytucje i gospodarstwa domowe oraz rozciągnięciem w czasie. Mają szansę wykazać się bankowcy, ale cudów bym nie oczekiwał. A starać się warto, bo lepiej coś wymyśleć niż prowokować polityków do złagodzenia upadłości konsumenckiej, która nadal faworyzuje wierzycieli. Zresztą bez względu na obecną sytuację, upadłość konsumencka powinna być poważne złagodzona (z korzyścią dla gospodarstw domowych).

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Otagowano | Dodaj komentarz

Gospodarka. Wzrost umiarkowany, ale dający nadzieję.

Najnowsze dane makroekonomiczne (za grudzień) pozwalają patrzeć na najbliższą przyszłość z umiarkowanym  optymizmem. Prognozy wzrostu PKB na poziomie 3% wydają jak najbardziej realne, (w tym i tam mówiąca o wzroście roli popytu wewnętrznego w 2015). Przemawia za tym kilka czynników, które skrótowo przedstawię.

Produkcja sprzedana przemysłu. Formalnie wzrost r/r produkcji w grudniu wyniósł 8,4%. Po skorygowaniu wyniku o liczbę dni roboczych, wynik (dynamika) jest mniej więcej o połowę mniejszy. Mimo to tak wyliczony wynik, jest minimalnie większy od średniej kwartalnej, która pod koniec ubiegłego roku była zbliżona do 3,5%. Nie chodzi mi bynajmniej o to by nakręcać się wynikiem produkcji minimalnie większym od wskazanej średniej. Po prostu grudniowe wskazanie to dobry prognostyk na 2015 rok.

Produkcja budowlano montażowa. Na 5% wzrostu r/r budownictwa patrzę ostrożniej. Pomógł trochę  efekt bazy i relatywnie – jak na razie – ciepła zima.  Trudno to oczekiwać dynamicznego skoku, skoro i cała gospodarka rozwija się w tempie przyzwoitym (3%), niemniej umiarkowanym. Wyniki budownictwa potraktowałbym neutralnie. Z całą natomiast pewnością możemy mówić że za nami okres korekty w budownictwie.

Kredyty dla podmiotów gospodarczych i gospodarstw domowych. W grudniu wzrost zadłużenia przedsiębiorstw utrzymał dynamikę r/r na poziomie 10%. Rok ubiegły był rokiem powolnego przełamanie kredytowego. Przyrost dynamiki był niemal równomiernie rozłożony  w ciągu całego roku. To dobry prognostyk na 2015 r. Widać, że podmioty gospodarcze z wiarą patrzą na najbliższe kwartały. Jest przekonanie, że warto inwestować.

Nieco ostrożniejsze w zwiększaniu zadłużenia są gospodarstwa domowe. W grudniu dynamika wzrostu r/r to jedynie 6%. Ale i tu warto zwrócić uwagę, iż jesteśmy świadkami słabego wprawdzie wzrostu, ale silnego  trendu.

Stopa bezrobocia. Spada i to powoli coraz szybciej. Jeszcze rok temu stopa bezrobocia wynosiła 13,4%. Po dwunastu miesiącach stopa jest niższa o dwa punkty procentowe. To bardzo zadowalający wynik mino iż skalę bezrobocia, nadal można postrzegać jako znaczną. Szczególnie jeśli się weżmie pod uwagę, że niewielka część bezrobotnych otrzymuję zasiłek z tego tytułu.

Wzrost wynagrodzeń. Wskazania grudniowe podtrzymały to co obserwujemy od II kw minionego roku. Dynamika realna wynagrodzeń (r/r) utrzymuje się na poziomie 4%. To poziom relatywnie wysoki, choć zbliżony do wzrostu wydajności mierzonego dla długich okresów dla Polski. Nie jest dziwne w takim przypadku przyspieszenie spadku stopy bezrobocia w II pół. 2014 r. Już tempo   wzrostu płac utrzymujące się przez dłuższy czas, zapowiada wzrost zatrudnienia w kolejnych miesiącach.

Zaszufladkowano do kategorii Wszystko | Dodaj komentarz

O ile wzrośnie rata kredytu w CHF.

Ponad rok temu przedstawiłem porównanie obciążenia spłatą kredytów hipotecznych w CHF i w PLN. Na potrzeby ówczesnego przykładu nieco go podkręciłem i wziąłem do analizy kredyt w CHF zaciągnięty w III kw 2008. W ten sposób można zobaczyć jak wygląda sytuacja ‘frankowiczów’, którzy wzięli kredyt w najgorszym momencie, czyli kiedy złoty (w tym do CHF) była najmocniejszy. Osłabienie złotego które zaczęło się jeszcze w końcówce 2008 i kryzys finansowy, przestawiły notowania naszej waluty do CHF na kompletnie inny poziom. W 2008 r. kredyt w CHF wzięło blisko 200 tys. osób z czego ponad 60 tys. w III kw. Pozostałe parametry to wartość kredytu w pln 250 tys. i 25 lat spłaty. W ten sposób wychodzi nam dość przeciętny (lub niedaleki od przeciętnego) kredyt w CHF zaciągnięty w najgorszym (czyli nieprzeciętnym) momencie z punktu widzenia poziomu kursu CHF.

Wyliczenia sprzed ponad roku pociągnąłem do początku roku bieżącego, by zobaczyć jak zmiana kursu CHF z ubiegłego tygodnia wpływa na poziom miesięcznej raty kapitału i odsetek. Punktem wyjściowym był poziom kursu z piątku wg NBP. No niestety wzrost raty z tytułu zmiany kursu CHF jest znaczny. To wzrost aż o ok. 400 pln w prezentowanym przykładzie.

Warto pamiętać, że jeżeli – jak się podaje – ‘frankowiczów’ jest nawet 700 tys. to ostatni skok CHFa był zapewne bolesny dla 10%-do maks 20% tej grupy kredytobiorców. Bolesny zaś niekoniecznie oznacza, że stawiający dane gospodarstwo domowe na skraju bankructwa. Z całą pewnością w tej grupie są rodziny, które być może będą musiały podjąć poważne decyzje w tym i o nieterminowej spłacie kredytu. Być może warto więc porozumieć się z bankiem w takiej sytuacji. Reszta zaś (z oszacowanej grupy) będzie zmuszona najprawdopodobniej solidnie przyciąć wydatki w bieżącym roku. Powiedzmy jednak szczerze, że rezygnacja z zimowego czy letniego urlopu (dla przykładu), to jeszcze nie dramat.

Skok miesięcznej spłaty o kilkaset złotych może w niewielkim (mam nadzieję) stopniu powiększyć odsetek kredytów mieszkaniowych niespłacanych lub spłacanych nieregularnie. Niemniej daleko nam jeszcze do problemu o charakterze społecznym, co zdają się sugerować niektórzy politycy. Niewątpliwie kilkadziesiąt tysięcy, lub sto kilkadziesiąt tysięcy polskich rodzin miało trudny weekend spędzony nad analizą domowych wydatków i z próbą odpowiedzi na pytanie co dalej robić.

Nie byłem i nie jestem zwolennikiem akcji pomocy dla wszystkich ‘frankowiczów’. Tym bardziej, że ubiegłotygodniowy skok CHFa był bolesny dla nie więcej niż 20%. Odrębną kwestią jest relacja wartości zabezpieczenia do wartości kredytu. Tutaj liczba przypadków gdzie wartość zabezpieczenia poważnie odstaje od wartości kredytu do spłaty może być i dwukrotnie większa.

Z natury rzeczy gdy mówimy o wzroście spłat w pln, pojawia się pytanie o odpowiedzialność jeżeli zajdzie konieczność przeprowadzenia szerszej akcji pomocowej dla ‘frankowiczów’. W tle zaś, pojawia się temat upadłości konsumenckiej lub szukanie rozwiązań mniej drastycznych. Zgadzam się że jeżeli CHF będzie dalej rosnąć (kurs) to wkrótce politycy będą musieli coś wymyśleć, bo upadłość konsumencka nie jest tu najlepszym rozwiązaniem. O ile do pewnego poziomu skali wzrostu raty i odsetek możemy mówić o odpowiedzialności obywateli za własne decyzje, to gdzieś daleko na horyzoncie pojawia się temat odpowiedzialności instytucji udzielających kredyt. Wzrost spłaty o kolejne kilkaset złotych miesięcznie spowoduje zaprzestanie spłat w radykalnie większej skali, większą podaż mieszkań na rynku (sprzedaż mieszkań będących zabezpieczeniem) i pogorszenie wyników niektórych banków.

Obecnie proponuje wszystkim zachować spokój. Chętniej natomiast widziałbym powrót do dyskusji o upadłości konsumenckiej. Mimo zmian w ustawie, uważam ją za zbyt restrykcyjną dla gospodarstw domowych. Uważam, że instytucje kredytowe (banki) powinny również ponosić odpowiedzialność za udzielane kredyty. Zniechęci to sektor bankowy do wciskania kredytów oraz uratuje przed finansowym upadkiem część rodzin.

 

http://opinieekonomiczne.blox.pl/2013/10/Kredyty-w-CHF-Wykreowany-medialnie-problem.html

Zaszufladkowano do kategorii Finanse osobiste | Dodaj komentarz

Ach te górnictwo. Krótka analiza.

Kłopoty finansowe Kompanii Węglowej (KW) sprawiły, że znowu w mediach wracamy do problematyki górnictwa węglowego. Dla tych, którzy sięgają po finansową prasę czy zerkają w takie czy inne zestawienia, tragiczna sytuacja KW nie jest zaskoczeniem. Przynajmniej od roku w prasie finansowej pojawiały się informacje o pogarszającej się kondycji sektora wydobywczego i konieczności podjęcia działań uzdrawiających czy wręcz zapobiegających przejściu KW przez procedurę likwidacyjną.

Internet jest pełny naprawdę dobrych i ciekawych opracowań dotyczących górnictwa węgla kamiennego. Oceny, analizy geologiczne, statystyki. Analizy historyczne i prognozy. Jak ktoś ma czas i ochotę, można sobie zadać ciekawą lekturę i wyrobić zdanie. Nie jest moim celem precyzyjne opracowanie o górnictwie węgla kamiennego, bo to zajęłoby mi przynajmniej kilka wpisów na blogu. Ograniczę się więc jedynie do – na ogół – ogólnych stwierdzeń, co do których występuje niemal pełna zgodność wśród wiarygodnych komentatorów.

Popyt na węgiel. Ubiegłą dekadę zaczynaliśmy z wydobyciem ponad. 100 mln ton węgla z czego 20 mln ton szło na eksport. Mniej więcej połowa wydobycia w ostatnich latach przypadała na KW. niestety zarówno popyt krajowy jak i zagraniczny w ciągu kilkunastu lat powoli spadały. Obecnie (2014) wydobycie najprawdopodobniej nie przekroczyło 74 mln ton. Z tego (być może) na eksport poszło do 10 mln ton, a 8 mln ton leżało na koniec roku na zwałach. Być może polskiej kopalnie są w stanie sprzedać (w tym częściowo poniżej kosztów) jakieś 65 max70 mln ton węgla. Na tym też poziomie można obecnie szacować  popyt na rynku krajowym. Trzeba jednak pamiętać, ze stabilizacja zapotrzebowania krajowego nie ma wiele wspólnego z dobrą i stabilną sytuacją finansową sektora. Efektywność i opłacalność wydobycia to często inna sprawa.

Prognozy. Raczej mało która  (o ile w ogóle) prognoza z ostatnich lat wskazuje by górnictwo czekał wzrost popytu na węgiel. Prognozy mieszczą się między wariantami: stabilizacja lub powolnego spadek zapotrzebowania na węgiel w długim okresie. Wszystko zależy od przyjętych parametrów, jak na przykład: ceny surowców energetycznych (w tym węgla), tempa wzrostu PKB w kraju i na świecie, planów dotyczących inwestycji w elektroenergetyce, pojawienie się energetyki atomowej, zmiany w przepisach (w tym bodźce do rozwoju tzw. zielonej energii itd.) i szeregu innych. Niektóre z prognoza wskazują na wzrost popytu w przypadku silnego wzrostu gospodarczego w kraju i zagranicą w dalekiej perspektywie.

Kto wie czy nie największym wrogiem górników jest poprawa efektywności energetycznej od gospodarstw domowych po podmioty gospodarcze. Po mojej stronie (gosp. domowe) to szczelniejsze nowe okna i styropian na ścianach bloku. Przedsiębiorstwa zaś zmniejszały i robią to dalej, zapotrzebowanie na energię w przeliczeniu na jednostkowy produkt. Górnicy tego trendu nie zmienią. Niemniej pozytywny dla górnictwa jest fakt iż do czasu pojawienie się elektrowni atomowych w Polsce (połowa następnej dekady) popyt na węgiel może być dość stabilny lubi niewiele niższy od obecnego.

Import i export. Jeszcze na początku ubiegłej dekady nasz bilans handlowy był dodatni na poziomie kilkunastu mln ton węgla. Import był w gruncie rzeczy śladowy. To pozwalało na lokowanie poza krajem wydobycia na które nie było zbytu w Polsce (praca dla kilku kopalń). Niestety w rywalizacji na cenę przegrywamy (słaba konkurencyjność kosztowa) i od kilku lat eksport zmniejszył się o duże kilka mln ton, a do 10-15 mln ton wzrósł import. Importujemy w ponad 60% z Rosji i to na ogół niezły węgiel po korzystniejszej cenie od naszego. Na dodatek typ węgla i jego odbiorcy niekoniecznie są targetem dla polskich firm wydobywczych. Już pierwsze prace nad specjalnym aktem prawnym dot. walki z nieuczciwą konkurencją pokazały, że na ogół nie dotyczy on węgla rosyjskiego. Podsumowując, importujemy głównie ze względu na korzystną cenę i jakość. Skala szarej strefy jest mocno przeceniana. Pójście na wojnę handlową z Rosją raz że nie ma sensu, a dwa – niewiele zmieni, bo importujemy z Ukrainy (ten kierunek tracimy), Kazachstanu, Czech czy nawet z USA.

Blokowanie importu nie ma sensu bo to oznacza naruszenie umów międzynarodowych. Ponadto sami staramy się upychać węgiel za granicę, nieraz poniżej kosztów. Biorąc to pod uwagę oraz publiczne wsparcie, można powiedzieć że też nie jesteśmy czyści w grze o rynek.

Opłacalność wydobycia. Nie ma co ukrywać że górnictwo jest sektorem w jakimś stopniu wyjątkowym. Przyczynia się do niezależności energetycznej i jest sektorem o relatywnie wysokich kosztach stałych. Na dodatek po węgiel trzeba sięgać coraz głębiej, co podnosi koszty wydobycia. Sektor nie może być jednak zwolniony z rynkowych reguł działania, bo po raz kolejny widzimy tego skutki. Zaledwie w ciągu trzech lat, sektor z 3 mld zysku przeskoczył w ponad miliardową stratę. Owszem, w ciągu dwóch lat cena zbytu węgla spadła o kilkanaście procent, ale to nie jest tłumaczenie. Jak tylko skoczyły ceny węgla w połowie poprzedniej dekady to niemal natychmiast spowolniono tempo poprawy wydajności mierzonej m.in. zatrudnieniem. Średni wzrost kosztów w przeliczeniu na tonę rósł średnio rocznie o ponad 7% w ciągu minionych 10 lat, przy wzroście przychodów na 1 tonę 5%. Na te 10 lat, aż w 6 różnica dynamik była ujemna (tzn. koszty rosły szybciej). Trzeba też pamiętać, że ceny węgla sprzed kilku lat były wyjątkowo wysokie i traktowanie ich jako punktu odniesienia do mierzenia opłacalności jest błędem. M.in. to jest powodem, że topiono pieniądze w kopalniach, które mogą osiągać opłacalność wydobycia w wystąpienia naraz szeregu korzystnych czynników rynkowych.

Nie jestem wstanie ocenić czy inwestowano we właściwe technologie. Nie mam powodów by wątpić. To raczej rozkład tych nakładów na poszczególne zakłady był nieracjonalny. Nie chcę się już nadmiernie wywnętrzać na temat wynagrodzeń górników. Koszty wynagrodzeń są jednak  za duże i zachowania protestujących górników po prostu nie rozumiem. Przydałoby im się więcej odpowiedzialności za przyszłość górnictwa i za miejsca pracy dla kolegów. Aż się prosi by zmienić zasady wynagrodzeń, by okresach trudnych płace ograniczyć przejściowo o kilka czy kilkanaście procent.

Z górnictwem jest ten problem, że nikt się nie czuje do końca za nie odpowiedzialny. Politycy się go boją i reagują w chwilach największego zagrożenia. Górnikom wciąż się wydaje że ich zakłady to nie ich problem i traktują je jak dojną krowę. Inna rzecz, ze znają swoją siłę polityczną. Po środku są zarządy, które działają pomiędzy lękiem o zwarcie z górnikami i wiarą że rząd w ostateczności cos zrobi. Niestety efekty decyzji pozostawiają wiele do życzenia. W prywatnej firmie takie podejście by nie przeszło.

I już na koniec rzekomo nadmierny fiskalizm jakim ma być obciążone górnictwo.  W internecie można znaleźć pełno zestawień na ten temat. Generalnie nie widzę powodów dla których górnictwo miałoby być traktowane istotnie lżej niż inne podmioty gospodarcze. Daniny publiczno-prawne wg niektórych wyliczeń stanowią 1/3 wpływów (wszystkie podatki, opłaty i obciążenia). Tyle, że to mniej więcej tyle samo co w innych podmiotach. ¾ z tego to niemal po równo VAT i obciążenia związane w wynagrodzeniami (PIT, ZUS, składka zdrowotna). Może należy obniżyć VAT? Tylko – o ile to możliwe – obniżka VAT niewiele zmienia jeśli chodzi o opłacalność i przyczyny problemów. Inna rzecz, że efekt obniżki zostałby w większości przejedzony przez zarządy i załogi kopalń.

Tak naprawdę górnictwo od lat korzysta ze zwolnień z opłat w ramach wszelakiego typu pomocy, programów restrukturyzacji itp. Tak więc zwolennikom wyjątkowego traktowania górnictwa węglowego proponuje zapoznać się z kwotami jakie państwo przeznacza (lun umarza) na górnictwo. Przy czym nie obejmują one dopłat do emerytur górniczych.

Zaszufladkowano do kategorii Wycena i analiza przedsiębiorstw; analizy branżowe | Otagowano | Dodaj komentarz

Interwencja NBP na rynku walutowym? Jeszcze nie ten poziom.

W pierwszym dniu nowego roku – 2 stycznia – złoty nadal się osłabiał. Obecnie krajowa waluta w relacji do euro wynosi 4,31. W ujęciu miesięcznym złoty osłabił się o 2,4 % (tzn. koszyk) . Ubiegły rok był w zasadzie dość stabilny dla polskiej waluty. W II połowie ubiegłego roku zaczął się kształtować skromny trend na osłabienie waluty. W tym okresie nasza waluta (w rozumieniu koszyka) straciła niema 5%, czyli niedużo jak na obecne warunki gospodarczo polityczne (głównie szeroko rozumienia skutki kryzysu ukraińskiego). Trzeba jednak zauważyć, że niemal połowa z wskazanej utraty wartości, przypadała na grudzień. To może faktycznie sugerować iż skutki gospodarczo-politycznej wojny z Rosją mogą negatywnie wpłynąć na wycenę polskiej waluty. Lub…..może to być wykorzystane jako pretekst do gry na osłabienie złotego.

Zmiany na rynku akcji i długu nie zdają się wskazywać, by w szeregi graczy rynkowych wedrzeć się miała panika. Analizowałem też dane przedstawiające wymianę handlową z zagranicą, w tym wymianę realizowaną z krajami naszego regionu. Generalnie cały region wschodni ma niewielki udział w naszym eksporcie. Owszem widać spadek naszego eksportu w kierunku wschodnim, ale utrata wpływów z tytułu eksportu z powodu wojny handlowo-politycznej z Rosją nie jest wielka. Ponadto bilans wymiany handlowej (wg danych NBP) jest minimalnie dodatni, co jest wydarzeniem niemal epokowym w najnowszej historii polskiej gospodarki.

Rynek to rynek, więc nie zamierzam lekceważyć obecnych poziomów notowania naszej waluty. Niemniej nie wydaje mi się by warto było panikować w chwili obecnej. Pojawia się więc pytania czy NBP powinien interweniować. Moim zdaniem jeszcze nie.

Dane makroekonomiczne nie dają powodów do osłabienia złotego pod wpływem paniki. Podobnie rynek akcji i długu. Jest natomiast ryzyko wzrostu napięcia na linii Rosja – UE i USA, co może powodować panikę na rynkach Europy Wschodniej. Jak na razie jednak, krajowy rynek reaguje dość spokojnie. Jak wspomniałem, wskazań rynku nie lekceważę, tym bardziej że nie pojawiły się chwilę temu. Oceny poziom wyceny złotego , to mieszanina obaw, płytkiego rynku w okresie wolnych dni świątecznych i delikatne testowanie NBP.

Złoty w okresie IV kw 2013 i w kwartałach I-III 2014 trzymał pewien konsensus i był dość stabilny. Moje wyliczenia wskazywała naprawdę niewielkie odchylenie od wyceny makroekonomicznej. Jakieś 4% po słabszej stronie. Teraz jest to już 10%. Jeżeli poprzednie wskazania potraktować jako wycenę przyjętą i powszechnie akceptowaną przez rynek, to pozostaje jeszcze 6 pkt. procentowych.

A co NBP robił w latach poprzednich w podobnych sytuacjach? Sądzę że warto obecną sytuację porównać z interwencją NBP na rynku walutowym pod koniec 2011, w maju 2012 i w czerwcu 2013. We wszystkich przypadkach NBP (lub z pomocą BGK) bronił złotego przed nadmiernym i nieuzasadnionym osłabieniem. W IV kw 2011 NBP bronił złotego gdy osłabienie sięgnęło ok. 14%. Wydaje się, iż w tamtym przypadku NBP nieco wyczekał (i słusznie), ponieważ rynek był dość zdeterminowany by naszą walutę osłabić. W maju 2012 waluta była broniona przy 11% odchyleniu. Zaś w czerwcu 2013, przy odchylenia 7%-9%.

Dwie ostatnie z wymienionych interwencji miały miejsce przy skokowym osłabieniu przez rynek, w ciągu 1-1,5 miesiąca. Obecnie osłabienie wydaje się być podobne, ale gdy weźmie się pod uwagę, iż powolny trend osłabienia złotego zaczął się grubo wcześniej, to sytuacja nie jest już taka sama.

Wydaje się więc, iż w NBP obecny poziom może być oceniany jako wciąż zbyt niski by interweniować na rynku. NBP ryzykowałby po prostu nieskuteczność interwencji. Ponadto dane makroekonomiczne nie wydają się potwierdzać tak niskiej wyceny złotego. Pewną niewiadomą jest na pewno kryzys wschodni. Przytrzymanie osłabionego złotego wydaje się też względnie korzystne dla gospodarki. Mamy niską inflacje i PPI a osłabiony złoty w dłuższym terminie przyczynia się do poprawy bilansu wymiany handlowej. Można przyjąć, że gracze rynkowi również mają tego świadomość.

Poziomem przy którym NBP mógłby słownie czy realnie podjąć pierwsze interwencje jest trwałe przejście granicy (dla eur) 4,35. Przy 4,4 interwencja jest niemal pewna. Wątpię by już teraz i w obecnych okolicznościach rynek miał ochotę testować cierpliwość NBP. Najsilniejsze osłabienie naszej waluty miało miejsce w tygodniu przedświątecznym (2,4%). Potem ochota rynku do osłabiania złotego znacznie osłabła, zamieniając się w poprzednim tygodniu w dużą zmienność.

Zaszufladkowano do kategorii Rynek finansowy | Otagowano | Dodaj komentarz

SKOK-i. Chyba nie o to chodziło.

Temat Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo Kredytowych (SKOK) jakoś tak nie potrafi się przebić do mediów by stać się przedmiotem poważnej debaty publicznej. A szkoda, bo jest kilka powodów dla których warto rolę SKOK i ich dotychczasową historię przedyskutować. Z jednej strony dochodzące od lat informacje o patologiach w SKOK, potwierdzone przez KNF. Z drugiej zaś, SKOK tak naprawdę od dawna nie są tym czym pierwotnie miały być.

Obywatel taki jak ja, by czegoś dowiedzieć się o sektorze SKOK, ma do dyspozycji spory już wachlarz informacji. Dane KNF i GUS o sytuacji finansowej SKOK. Ciekawy i wnikliwy materiał opisowy KNF dot. sytuacji prawno-finansowej SKOK. Oraz bogaty materiał tzw. zwykłych mediów, które od co najmniej 10 lat, opisują co się w SKOK dzieje. I mam tu również na myśli m.in. media jak tygodnik Polityka czy Gazetę Wyborczą, które od lat opisują nieprawidłowości w funkcjonowaniu SKOK i – co trzeba podkreślić – wygrywają procesy z ‘obrońcami’ SKOK.

To iż dalej będę dość krytyczny wobec SKOK, odnosi się do dotychczasowych doświadczeń i praktyki, a nie samej idei przyświecającej SKOK w chwili ich powoływania. SKOK mogą i powinny dalej istnieć.

SKOK powstały w oparciu o ustawę z 1995 r. Ustawa ta dawała ramy prawne dla czegoś co potocznie znamy pod nazwą kas zapomogowo-pożyczkowych. Tworząc SKOK otwarto drogę dla działalności depozytowo-kredytowej poza systemem bankowości komercyjnej oraz tzw. lichwiarskiej. Ustawa o SKOK skierowana była do małych społeczności powiązanych zawodowo, organizacyjnie, społecznie itp. Członkowie tych społeczności, znając się wzajemnie, mieli mocno redukować ryzyko działalności, decydować o polityce finansowej. Dodatkowo, co warto podkreślać, SKOK to spółdzielnie gdzie działalności instytucji opiera się na osobach, a nie wniesionym kapitale. Oprócz tego korzyścią dla członków SKOK miał być fakt iż są one (formalnie) instytucjami typu non-profit i dość szybko SKOK zostały zwolnione z CIT. Dzięki temu możliwość korzystnego lokowania depozytów i  – przede wszystkim – zaciągania kredytów otrzymały osoby, które dla bankowości komercyjnej nie były przedmiotem zainteresowania lub usługi były za drogie i trudne do zdobycia. SKOK co do zasady skierowane były do osób fizycznych, a oferta finansową dla małych firm miała być ograniczona praktycznie do członków SKOK. Te i szereg innych ograniczeń (np. produktowe) miało uniemożliwić (czy raczej utrudnić) wejście SKOK na pole bankowości komercyjnej, gdzie inna jest skala, zakres działalności, wymagania i inne ryzyka.

Jak się szybko okazało, osoby i instytucje kierujące sektorem SKOK, niemal od razu porzuciły ideę tworzenia małych instytucji finansowych dla małych społeczności i zaczęły tworzyć (lub przynajmniej akceptować) coś na kształt sektora komercyjnego o działalności zbliżonej do bankowej. Dość łatwo i zgrabnie ominięto ograniczenia dotyczące członkostwa (m.in. pomysł na zapisanie się  do ogólnopolskich związków czy stowarzyszeń). Samo członkostwo w spółdzielniach i wynikające stąd prawa, stały się tylko atrapą. Już od drugiej połowy lat 90-tych, sektor SKOK zaczął coraz silniej odchodzić od tego czym miał być. Obok małych SKOK opartych na zakładach pracy, innych społecznościach czy dość ograniczonych regionalnie, powstało kilka- kilkanaście SKOKów na które przypada niemal trzy-czwarte aktywów sektora. To są już duże podmioty o ponadregionalnym zasięgu. Zaledwie 13 (z 55) SKOKów ma liczbę członków do 5 tys. osób. Jak sądzę, powyżej tej liczby doprawdy trudno mówić o społeczności, w której ludzie się znają.

Z biegiem lat sektor SKOK dynamicznie się rozwijał. Aktywa rocznie rosły w tempie dwucyfrowym. W połowie tego roku sektor miał 2,7 mln klientów (czyli de facto spółdzielców) i aktywa o wartości ponad 18 mld zł. Biorąc pod uwagę silne powiązania personalno-kapitałowe oraz o innym charakterze w sektorze, postał organizm quazi bankowy , który w rankingu banków (wg wartości aktywów) zająłby miejsce pod koniec drugiej dziesiątki.

Rozrost sektora SKOK na przestrzeni lat dość szybko pozwolił dostrzec jego wady, których skutki właśnie odkrywa KNF. Działania osób i instytucji odpowiedzialnych za funkcjonowanie sektora SKOK i poszczególnych składników, wskazują że już w pierwszych latach po wejściu w życie ustawy (1995) sektor SKOK był przekształcany praktycznie w sieć komercyjnych instytucji finansowych. Z biegiem lat liczba SKOK malała na rzecz dużych instytucji, które z ruchem spółdzielczym nie mają wiele wspólnego. Ustalone zasady zarządzania ryzykiem i nadzoru nie były do tego dostosowane, czego efekty były już widoczne przed kilku laty. Do tego sektor SKOK okazał się podatny na kontakty ze światem polityki. Zależność była zresztą obustronna. Kierownictwo sektora chętnie kontaktowało się i wspierało media i polityków reprezentujących prawicę, a ci bronili i lobbowali na rzecz SKOK jak tylko mogli. W efekcie system SKOK dostał się pod kontrolę KNF dopiero dwa lata temu, a pod opiekę BFG rok temu. Zdecydowanie za późno.

Obecnie dwa SKOKi oddano bankom komercyjnym, a dwa w zasadzie zbankrutowały, ponieważ na ‘leczenie’ było już za późno. Złożone w nich depozyty odpowiadają za 26% depozytów sektora, a liczba członków to 11% członków SKOK ogółem. Natomiast sam tylko SKOK Wołomin to ok. 20% portfela kredytowego SKOK ogółem. Generalnie jakość portfela kredytowego sektora SKOK w chwili przejęcie kontroli przez KNF była zdecydowanie gorsza od wyników w sektorze bankowym.

Najgorsze jest to, że przejęcie nadzoru (KNF) i odpowiedzialności (BFG) za SKOK przez ‘państwo’ ujawniało tragizm sytuacji. Zakres powiązań kapitałowych i personalnych w systemie SKOK oraz podpisane wcześniej umowy mocno utrudniają restrukturyzację zagrożonych SKOK. Niestety odpowiedzialność (konsekwencje) za błędy spada na sektor bankowy i jego klientów. W przypadku SKOK Wspólnota i Wołomin trzeba było uruchomić wypłatę depozytów ze środków BFG. Wartość depozytów które muszą być formalnie spłacone przekracza rozmiary strat klientów z powodu bankructwa AmberGold.

Wbrew pozorom, wg danych KNF, SKOK wcale nie kierowały swoich usług tylko do osób o małych zasobach kapitałowych czy nie będących przedmiotem zainteresowania sektora bankowego. Wielkości depozytów i kredytów potwierdzają, że SKOK stały się organizmami komercyjnymi z usługami dla dobrze uposażonych klientów. Zresztą w ostatnich latach chyba w każdym mieście było widać jak placówki SKOKów z bocznych ulic przenosiły się na główne ulice handlowe.

Rozwój SKOK potwierdził iż patriotyczne budowanie sektora finansowego opartego na krajowym kapitale i przy niezdrowym powiązaniu ze światem polityki, kończy się nieszczęśliwie i rodzi szereg patologii za które płacą obywatele. Historia SKOK to dobry przykład na to czym się kończy ‘patriotyzm’ w finansach i niebezpieczne związki ze światem polityki. Biznesowi i polityczni autorzy porażki mogą obecnie ponieść co najwyżej karę polityczną i moralną. Kary finansowej nie będzie. Za błędy w nadzorze SKOK zapłacą przede wszystkim klienci banków, ponieważ w SKOK nie występuje odpowiednik kapitału właścicieli (władz) w rozumieniu spółek z oo czy sa oraz odpowiedzialności za błędy.

SKOK miały być szansą na rozwój usług finansowych poza systemem komercyjnym, gdzie nadzór i zasady zarządzania ryzykiem miały być zastąpione społeczną kontrolą i wspólnym zarządzaniem. Sądzę, że skromny procent sektora obecnie odpowiada tej idei. Pozostała część szybko poszła w stronę bankowości komercyjnej upatrują w tym szansy na sukces czy sposób na przetrwanie. Niestety nawet dynamiczny ich rozwój nie był w stanie zapobiec finansowym skutkom patologii i błędów w części SKOK. (również) Niestety kierownictwo sektora i jego nadzór nie przeciwdziałały brnięciu sektora w stronę obszaru zastrzeżonego dla bankowości komercyjnej.

To paradoks, ale sami twórcy i zarządzający SKOK i ich polityczni mocodawcy, ośmieszyli ideę ‘uspołecznionych’ usług finansowych. Pozostaje tylko wierzyć, że uda się powrócić do tej szczytnej idei w szerszym zakresie niż obecnie.

Zaszufladkowano do kategorii Wycena i analiza przedsiębiorstw; analizy branżowe | Otagowano | Dodaj komentarz

Przedsiębiorstwa. Poprawa inwestycji i sytuacji finansowej.

GUS opublikował dane finansowe przedsiębiorstw po III kw tego roku. Żeby nie zanudzać, skupię się na dwóch kwestiach. Wpierw jednak dokonam bardzo krótkiego podsumowania. Przychody ze sprzedaży w ujęciu rok ro roku były w III kw niemal bez zmian. Natomiast jeżeli wziąć pod uwagą dane roczna kroczące, przychody wzrosły o ponad 3% rok do roku. Jest to wartość na poziomie wskazań uzyskanych w dwóch poprzednich kwartałach. Poprawiła się płynność, a wskaźniki rentowności sprzedaży utrzymały dobry poziom. W przypadku rentowności netto sprzedaży obserwujemy kolejny kwartał poprawy. Warto jednak pamiętać, że osiągnięte 4,1% (okres roczny), to dopiero powrót do wartości średniej z ostatnich 10 lat.

O ile ogólna sytuacja finansowa przedsiębiorstw mieściła się granicach przewidywań i nie jest zaskoczeniem, to naprawdę dobrą informacją były wyniki nakładów inwestycyjnych. Nakłady tylko z III kw były wyższe o 14% od wartości sprzed roku, co jest wynikiem o 1 pkt proc lepszym od dynamiki nakładów w ujęciu narastającym od początku roku. To kolejny kwartał dobrych wskazań, które – w porównaniu z ostatnimi kilkunastoma latami – pozwalają niemal ze 100% pewnością powiedzieć, że władze kilkunastu tysięcy największych przedsiębiorstw patrzą z optymizmem na przyszłość. Jest to optymizm umiarkowany, ale nie z powodu obaw, ale z powodu niepewności czy dynamika PKB będzie w przedziale 2,5%-3,5% czy też większa.

Drugą po inwestycjach ciekawostką wyników jest procentowy udział podmiotów z dodatnim wynikiem netto  na tle ogółu badanych podmiotów oraz udział przychodów podmiotów z zyskiem netto w ogółem (dane z biuletynu GUS). W tym wypadku wnioski aczkolwiek są pozytywne, to powstaje szereg pytań. Cieszy na pewno niezwykle silny wzrost udziału podmiotów wykazujących zysk netto. Średnia dla czterech kwartałów sięgnęła niemal 75%. W naszym (polskim) przypadku jest to wartość widziana ostatnio w okresie wysokiego wzrostu gospodarczego w latach 2007-08.

Niestety duży udział podmiotów wykazujących zysk netto w dość niewielkim stopniu przenosi się na udział podmiotów z zyskiem netto w przychodach przedsiębiorstw ogółem. Mamy więc zupełnie nowe zjawisko w sytuacji podmiotów i ich działaniu.

Analiza poszczególnych działów czy gałęzi nie wskazuje był jakaś grupa (dział gospodarki, gałąź) wpłynęła na statystykę. Poprawa wyników rozłożyła się względnie równomiernie, jeśli weźmie się pod uwagę udział zmian w poszczególnych gałęziach gospodarki. Wygląda więc na to, że mamy do czynienia z poprawą sytuacji finansowej na niełatwym rynku. Mam tu na myśli sytuację kiedy pojawia się zysk netto niemal bez poprawy sprzedaży. Najprawdopodobniej poprawiła się sytuacja (lepsze zarządzania) podmiotów średnich i mniejszych w analizowanej próbie. Ponadto zarządzanie kosztami, ryzykiem itd., utrzymuje się na dobrym poziomie w większych podmiotach. To nowe zjawisko jest moim zdaniem potwierdzeniem, że z roku na roku poprawia się jakość zarządzania przedsiębiorstwami w Polsce. Formalnie jest więc się z czego cieszyć.

Z drugiej jednak strony, wzrost liczby podmiotów z sykiem netto oraz dobre, ale nieszokujące, dane w inwestycjach, wskazują iż podmioty mimo sporej akumulacji wolnych środków wstrzymują z poważniejszych inwestowaniem.

Zaszufladkowano do kategorii Gospodarka | Dodaj komentarz

Bloomberg plotkuje o prezesie NBP i członkach Rady Polityki Pieniężnej.

Przyznam, ze dziwnie się czyta artykuły o RPP i prezesie NBP bardziej przystające do portali plotkarskich niż finansowych. Na stronie TVN24, za informacją z Bloomberga,  pojawiła się informacja o pogorszeniu nastrojów w RPP, pełnych emocji dyskusjach i utracie wpływu przez prezesa NBP na RPP. Ma to, zdaniem autorów opierających się na anonimowych informatorach (ach jak ja to lubię), powodować iż

 „członkowie NBP mogą podejmować decyzję na podstawie emocji i animozji, a nie tego jak wygląda sytuacja gospodarcza kraju”. „Rola jaką pełnił Belka, została całkowicie rozbita. Zamiast kreować dyskusję, prowadzić do konsensusu i ustanawiać ramy rozmów, został całkowicie zepchnięty do defensywy”.

 Przyczyną upadku pogorszenia nastrojów w RPP i utraty wpływu prezesa NBP na decyzje Rady są opublikowane nagrania w połowie roku przez tygodnik Wprost ze spotkania szefa MSW B.Sienkiewicza i prezesa NBP.

Przypomnę co pisałem tuż po opublikowaniu zapisu spotkania:

W przypadku kilku deklaracji (np. jego wpływ na RPP) ewidentnie (MŻ – chodzi o Marka Belkę) konfabulował. Jednak branie udziału w dyskusji gdzie wygrana wyborcza PiS została określona jako zdarzenie wywołujące kryzys, „język” w jakim opisywał RPP oraz J.Hausnera, są nie do zaakceptowania. Stąd moim zdaniem Marek Belka powinien ze stanowiska odejść. Cały kontekst nagranej rozmowy stawia prezesa NBP i nasz bank centralny w bardzo niekorzystnym świetle. http://opinieekonomiczne.blox.pl/2014/06/Tasmy-rynek-i-co-powinien-zrobic-prezes-NBP.html

Prezes z piastowanego stanowiska nie odszedł, a cała Rada ma obowiązek poprawnie wypełniać swoje obowiązki. Zgodzę się, że pewnie Marek Belka i pozostali członkowie Rady niechętnie krzyżują spojrzenia. Trudno się dziwić, skoro M.Belka o Radzie nazbyt pochlebnie się nie wypowiadał. Niemniej nie powinno to mieć żadnego wpływu na działanie Rady. Zresztą sam artykuł na stronie Bloomberga tez poza domniemania i anonimowe opinie nie wychodzi. Sugerowanie iż po ujawnieniu zapisu rozmowy jakość pracy Rady się obniżyła jest niepotrzebnym straszeniem rynku finansowego, szczególnie gdy autorzy nie potrafili tego udowodnić.

Za jakość pracy RPP moim zdaniem odpowiadają wszyscy jej członkowie. Ich animozje nie mają prawa wpływać na ich pracę. Uwaga ta dotyczy zarówno Marka Belki jak i Jerzego Hausnera. Członkowie Rady pochodzą z różnych środowych, prezentują różne poglądy, maja różną wiedzę i doświadczenia ekonomiczne oraz wybierani byli przez polityków. Już tylko te powody wskazują, że RPP to nie klub przyjaciół pracujących w kawiarnianej atmosferze. Różnice zdań (i to znaczne) wśród członków RPP to niemal  codzienność. Widać to zresztą po głosowaniach.

Członkowie RPP powinni mieć umiejętność samodzielnego wyrobienia sobie zdania o sytuacji makroekonomicznej i samodzielnie podejmować decyzje. Mnie raczej zmartwiła (i zdziwiła) informacja o upadku autorytetu i utracie wpływu Marka Belki na pozostałych członków RPP, bo to by świadczyło iż mają oni problem z samodzielnym wypracowaniem decyzji i lepiej im się pracuje pod nadzorem człowieka z silną osobowością i znaczną wiedzą.

Nie wiem co było celem autorów, którzy opierali się na anonimowych informatorach i przypuszczeniach. W sumie to zamiast o prezesa Belkę można się zacząć martwić o pozostałych członków Rady i jakość publicystyki na stronach Bloomberga.

http://tvn24bis.pl/informacje,187/bloomberg-nagranie-z-obelgami-marka-belki-przekreslilo-jego-wplywy-w-rpp,492113.html

http://www.bloomberg.com/news/2014-11-23/insults-on-tape-destroy-belka-influence-on-polish-rates.html

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz