Premier Mateusz Morawiecki musiał być świadomy zamieszania jakie wywoła zakupem obligacji odnotowanym w oświadczeniu majątkowym za 2021 r. Musiał być też świadomy oceny moralnej jaką wystawią mu za to media i komentatorzy. Potwierdza to linia obrony jaką wybrał. Na krytykę i zarzuty w pełni sobie zasłużył. A jednak podjął w ubiegłym roku decyzję jaką podjął.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że premier zakupił obligacje detaliczne, które są dostępne dla wszystkich obywateli. Niski nominał pojedynczej obligacji (100 zł) czyni je faktycznie dostępnymi dla dosłownie każdego. Sądząc z nasłuchu medialno-społecznego, wielu Polaków nadal nic lub niewiele wie o obligacjach detalicznych, ale to już ich problem. Ja gorąco obligacje detaliczne polecam, bo na ogół jest w czym wybrać i łatwo można się z obligacji wycofać.
Powszechność i łatwość dostępu do obligacji, to bodaj jedyna rzecz, z którą się mogę zgodzić z premierem w przyjętej przez niego i jego obóz polityczny strategii obronnej.
Podstawowy zarzut to zakup tylko obligacji chroniących przed wzrostem inflacji i obligacji pozwalających korzystać ze wzrostu stóp. Przypomnę, że stopy procentowe banki centralne podnoszą próbując stłumić wzrost inflacji. Premier nie zakupił w 2021 r. ani jednej obligacji o stałym oprocentowaniu. A miał dwa takie produkty do dyspozycji, krótko i średnioterminowy. Obydwa słabiutko oprocentowane. Dwuletnie DOSy dawały raptem 1%. Premier tłumaczy się, że wybór był przypadkowy, niczym się nie kierował i nie miał świadomości ani tajemnej wiedzy na temat ewentualnych zagrożeń inflacyjnych. To niepoważne tłumaczenie i po prostu nieprawdziwe. Przejrzałem wiele wypowiedzi premiera i nadal nie wiemy jak to się stało, że zupełnie przypadkowo jego wybór padł na obligacje indeksowane, a nie te o stałym oprocentowaniu. Warto przy tej okazji dodać, że obligacje o stałym oprocentowaniu były pod koniec roku na żenująco niskim poziomie. Zresztą zarzut o niedostosowanie oferty obligacji detalicznych do zmieniających się warunków to zasadny zarzut, na który premier i Ministerstwo Finansów powinni odpowiedzieć.
Początkowo wybór obligacji indeksowanych oceniano – słusznie zresztą – jako rezultat przekonania, że polityka gospodarcza rządu i pieniężna NBP oraz RPP przyczyniają się do wzrostu lub przynajmniej tolerowania wysokiej inflacji. Inaczej mówiąc, premier robił coś przeciwnego do tego co jego rząd i Adam Glapiński deklarowali medialnie.
Nowe światło na zakup obligacji indeksowanych dała najnowsza informacja. Pod naciskiem mediów, ujawniono, że premier zakupił obligacje pod koniec roku, gdy nasze władze były już uprzedzone, że Europa stoi w obliczu poważnego kryzysu politycznego z wyjątkowo wysokim ryzykiem wybuchu konfliktu zbrojnego. Tymczasem w listopadzie i grudniu obywatele nie byli jeszcze świadomi skali kryzysu i jego konsekwencji ekonomicznych. W tym przypadku zarzut o insider trading (wykorzystanie poufnych informacji przy podejmowaniu decyzji ekonomicznych) postawiony przez część mediów, o ile brzmi poważnie, to nie jest pozbawiony zasadności.
Już zupełnie premier pogrąża się tłumaczeniem, że obrywa mu się za zakup obligacji, co powinno być docenione, no bo on wspiera finansowo rozwój kraju. Część polityków PiS śmiało mówi tu wręcz o patriotyzmie. Jeżeli tak, to – odwracając sytuację – brak obligacji w portfelu premiera lub mniejsza ich liczba, mają świadczyć o problemach z jego patriotyzmem w latach wcześniejszych? Premier i jego Ministerstwo Finansów patriotyzmu nie ułatwiało. Polityka niskich pierwszych kuponów w obligacjach detalicznych oraz niskie oprocentowanie tzw. DOSów (dwuletnie obligacje o stałym procentowaniu) do tak rozumianego patriotyzmu nie zachęcało. Już późną jesienią w mediach powoli zaczęły pojawiać się zarzuty i pytania dotyczące opieszałości w poprawianiu i dopasowaniu oferty obligacji detalicznych do zmieniającej się sytuacji. W zasadzie dopiero od czerwca (czyli od niedawna) możemy mówić o ciekawej ofercie obligacyjnej. Zamiast wchodzić w dziwny konflikt z bankami (niskie oprocentowanie lokat), premier mógł szybko poprawić ofertę obligacji tak być uczynić ją atrakcyjniejszą od bankowej i zareklamować obligacje Polakom. Tak się jednak nie stało.
Pod względem wizerunkowym i moralnym, zakup obligacji przez premiera i cała tego otoczka wyglądają kiepsko. Żeby nie powiedzieć gorzej. A przyjęta strategia obronna, to już zbiór banalnych prób manipulacji opinią publiczną. Ale do tego ostatniego, premier zdążył nas już przyzwyczaić.