Mam mieszane uczucia kiedy słyszę, że ten czy ów organ władzy czy administracji państwowej powołał ciało doradcze. Po prezydencie inicjatywą wykazał się premier, który powołał 9 marca Radę Gospodarczą. Przede wszystkim premier ma ministrów. Ministrowie mają dyrektorów, zastępców, doradców itd. Na ogół ministerstwa mają też swoje departamenty analityczno-doradcze lub ciała o podobnym przeznaczeniu. Moim zdaniem więc, premier ma zastępy kompetentnych ludzi którzy bez problemów są w stanie zdiagnozować problemy gospodarcze i podać scenariusze rozwiązań. Zresztą premier niejednokrotnie dawał wyraz temu iż wie gdzie są źródła problemów i zna drogi wyjścia z nich. Problem w tym, że na drodze do ich rozwiązania stoją realia polityczne, ekonomiczne i społeczne. Nie też co ukrywać, że dla wielu z trapiących nas problemów natury społeczno-ekonomicznej nie ma łatwych rozwiązań, ponieważ oszacowanie skutków społeczno-ekonomicznych znacznie wybiega poza prostą ekonomiczną analizę kosztów i efektów. Jako przykład podam nakłady na wojsko. To jeden z fragmentów naszego życia, które wymyka się spod prostej analizy ekonomicznej budżetu państwa. Co do zasady, poziom nakładów na wojsko powinien być określany poprzez docelową siłę i zdolność bojową. Inaczej mówiąc – ludzie plus sprzęt by zapewnić nam bezpieczeństwo. Obecna formuła finansowania obronności opiera się głownie na relacji wartości wydatków do PKB. Wojskowi uparcie twierdzą że pieniędzy jest ciągle za mało, a ekonomiści że sztywna relacja do PKB powoduje iż wydatki budżetowe nie są elastyczne, co jest szczególnie dotkliwe w Polsce w okresach dekoniunktury. Oczywiście ekonomiści postulują często rezygnację (przynajmniej na pewien czas) z tej formuły, bo dla nich sztywne nakłady na wojsko to przeszkoda. Nie ma jednak co ukrywać, że wiedza makroekonomistów o wojsku, obronności itd. jest żadna i postulat cięcia nakładów jest jedynie spojrzeniem na budżet z perspektywy deficytu budżetowego który należy ograniczyć. W efekcie wojskowi mają swoje racje, makroekonomiści swoje, a pośrodku jest premier (decydent) który faktycznie ma nie lada problem do roztrzygnięcia. Problemów tego typu są setki i Rada Gospodarcza ich nie rozwiąże.
Refleksją jaka nasuwa mi się po informacji o powołaniu Rady i jej składu jest podejrzenie, iż jest to decyzja natury politycznej, obliczona trochę na efekt medialny. Powołanie Rady wywołuje wrażenie jakby premier był gotów wystawić się pod osąd niezależnego gremium. Problem w tym że pod takim osądem jest cały czas i niewiele to zmienia. Jeżeli w mediach w kółko przypomina się problem KRUSu, to i tak ze względów politycznych nie będzie on szybko rozwiązany. Rada pewnie o tym wspomni, ale premier i tak nic – lub niewiele – w tej materii nie zrobi bo ma związane ręce. Politycy PO zresztą tego nie ukrywają. Powoływanie tego typu Rad i poddawanie się ocenie think tanków ma już pewną tradycję w Polsce i obecna Rada też się w nią wpisze, bo tak naprawdę nie może być inaczej.
Bodaj jedynym plusem Rady jest jej liczebność. Obecnie dziesięć osób. W takim gronie można zasiąść przy jednym stole i wypracować wspólne stanowisko. Z autentycznym szacunkiem należy się odnieść do wiedzy i dorobku zawodowego praktycznie każdego z członków Rady (no, może poza drobnymi wyjątkami). Zaznaczam, że uwaga w nawiasie dotyczy oceny wiedzy i dorobku w kontekście tego do czego Rada została powołana. Nie ukrywam, że z opiniami niektórych członków Rady zawsze chętnie się zapoznaję jak tylko pojawia się w mediach.
Głównym grzechem Rady jest jej skład. W komunikacie na stronie www.premier.gov.pl podano:
„W skład Rady wchodzą ekonomiści, naukowcy i praktycy biznesu.”
Pozornie można odnieść wrażenie, że premier dobrał proporcjonalnie fachowców od różnych dziedzin życia. Tymczasem ja zaryzykuje twierdzenie, że skład Rady jest obliczony na efekt medialny. Drugim zarzutem jest dołączenie do Rady 2-3 osób, wokół których powstała aura „autorytetów” w mediach.
Rada zdominowana jest przez makroekomistów. To że ktoś jest naprawdę dobrym makroekonomistą (a tacy w radzie faktycznie są) nie oznacza iż zna problemy skali mikro. Ktoś kto śledzi ekonomiczne spory w mediach, zauważy że makroekonomiści na ogół bardzo słabo znają gospodarkę w skali mikro czy problemy społeczne, mimo iż często i chętnie wypowiadają na ten temat sądy. „Odwaga” w wypowiadaniu sądów to jedno, a ich jakość to drugie. Drugą nadreprezentowaną grupą są bankowcy. Sam jestem bankowcem i śledzę co bankowcy (prezesi itd.) mają do powiedzenie i niestety nie mógłbym obronić tezy, że prezes banku albo ktoś kto piastuje wysoką funkcje w sektorze finansowym ma ponadprzeciętną wiedzę o pozabankowych realiach życia społeczno-ekonomicznego. Premier w tym grzechu nie jest odosobniony, to samo można dostrzec w prasie czy generalnie w mediach. Krótko mówiąc bankowcy na ogół znają się tylko na bankowości (wyjątki oczywiście bywają). I tyle.
Nie rozumiem po co w Radzie jest socjolog, nawet jeśli bardzo znany z mediów. Skoro Rada jest małym ciałem, to powinna być nasycona ekspertami z dziedzin społeczno-ekonomicznych. Przy czym jako część „społeczną” rozumiem np. udział Aleksandry Wiktorow, czyli kogoś kto zna problemy od pojedynczego człowieka po ich globalny (budżetowy) efekt makro. Udział osoby która długo była związana z ZUS jest tu dobrym rozwiązaniem.
Jak wspomniałem, co najmniej dwie osoby są chyba w Radzie tylko dlatego, że w mediach zaczęto je prezentować jako silnych i zdolnych menadżerów dużych instytucji o szerokich horyzontach. Podam tylko jeden przykład, a w przypadku drugiej osoby ugryzę się w język by nie być posądzonym o nadmierną złośliwość. Dla osób które zaglądają na moją stronę nie jest tajemnicą że jedną z tych osób jest M.Morawiecki, prezes jednego z największych polskich banków. M.Morawiecki jest od blisko roku coraz częściej zapraszany do gremiów dyskusyjnych debatujących nad ekonomicznymi problemami Polski. Jestem przekonany że jest dobrym prezesem, ale w ekonomicznych debatach jest niespecjalnie merytorycznie aktywny. Prezes BZ WBK skupił na sobie zainteresowanie kilkoma tekstami sprzed roku, gdzie podawał swoją diagnozę problemów jaki dotknęły polski sektor bankowy i propozycję działań dla rządu. W tekstach tych roiło się od manipulowania faktami i siania niepotrzebnego strachu, co też było przyczyną iż poświeciłem jeden tekst na swojej stronie na komentarz do artykułów prasowych prezesa BZ WBK.
Rada nie wniesie nowej jakości. Diagnozy i propozycje Rady nie wyjdą poza to co już znamy. Na przeszkodzie stoi skład Rady i to że tak naprawdę w dziedzinie finansów publicznych i ich naprawy wszystko już zostało powiedziane. Nie ma też co oczekiwać, że ludzie którzy na co dzień mają inne obowiązki zawodowe będą mieli czas debatować, czy będzie lepiej jak rolnicy będą płacić podatek rolny czy dochodowy jak reszta przedsiębiorców, czy obecny system pomocy społecznej jest efektywny, czy rozwiązania dotyczące sfery polityki mieszkaniowej są najlepsze z możliwych czy nie, czy ustalenie progu zadłużenia w Konstytucji na poziomie 60% należy zmienić czy nie, itd, itd., itd.