Obserwując rynek finansowy i
przystępując do comiesięcznej opinii o wydarzeniach na nim, czasami nie wiem od
czego zacząć. Brak mi gwałtownych zwrotów akcji, a z drugiej strony nie jest
moją intencją pisanie o jednodniowych reakcjach rynku walutowego na drobne
wydarzenia na rynku światowym, powodujących zmiany o – przykładowo – dwie
„figury”, odrabiane dzień, dwa później. Unikam również analizy technicznej,
którą przepełnione są codzienne komentarze do wydarzeń rynkowych. Dokładniej
mówiąc, analizą techniczną się wspomagam, ale nie chciałem pisać komentarzy w
80% opartych na analizie technicznej dziennych ruchów na rynkach finansowych.
Mówiąc już bardziej dokładnie, celem mojej strony nie jest pomoc dla
daytraderów. Mimo, że obserwuje dzienne zmiany rynku, bardziej mnie pociąga
związek rynku finansowego z makroekonomią. No dobra, ponarzekałem a teraz do
pracy. Tak, więc…………
Czerwiec to trzeci miesiąc z
rzędu, kiedy stale rosły stopy depozytów do 12 miesięcy, ale działo się to dość
powoli, w tempie nieco wolniejszym niż w marcu i kwietniu. Zwracam uwagę na dwa
podstawowe powody. Pierwszy, to zmiana postrzegania sytuacji makroekonomicznej
przez część rynku, a co za tym idzie zmiana oczekiwań związanych z decyzjami
RPP. Przypominam, że na kilka tygodni przed kwietniowym spotkaniem RPP rynek
przeszedł w stan oczekiwania większych podwyżek stóp. Pamiętam, że kilku
analityków oczekiwało wręcz kolejnej podwyżki w maju. Obecnie nastroje się
uspokoiły i większość oczekuje kolejnej podwyżki na przełomie lato/jesień. W zależności
od tego, z jakich stawek policzymy FRA, z WIBORów czy ze stawek średnich, widać
że rynek bierze pod uwagę wzrost stóp od 0,25% do 0,50%. Mnie trochę niepokoi
nastawienie RPP jakie ujawnia się w opublikowanych „minutes”. Odniosłem
wrażenie, że większość członków RPP ma świadomość konieczności podniesienia
stóp w najbliższej przyszłości, ale mało kto ma odwagę zaryzykować taki ruch
zanim nie pojawi się jednoznaczny bodziec. Istnieje więc pewne ryzyko, że RPP
podniesie stopy z małym opóźnieniem. Moim zdaniem, obecne przewidywania
określone krzywą rentowności są racjonalne. Kiedy jednak brać pod uwagę
balansowanie nastrojów, to można oczekiwać nawet przejściowej stabilizacji stóp
lub minimalnego przejściowego spadku. By tak było muszą zajść dwa warunki:
publikowane dane makroekonomiczne dla Polski nie będą niepokojące i na rynkach
zagranicznych musiałyby przestać rosnąć rentowności obligacji. Zobaczymy.
Już w maju można było odnieść
wrażenie, że rynek stabilizuje stopy, ale na początku II połowy miesiąca
przyśpieszyło. To mógł być zarówno skutek publikowanych danych
makroekonomicznych (np. wynagrodzenia) jak i reakcji na zagraniczne publikacje.
W tym samym czasie wzrosły stopy rynkowe w EUR i USD i to nawet bardziej niż
krajowe. Przy okazji ruch na zagranicznych rynkach spowodował dalsze zbliżenie
stóp strefy euro, papierów dolarowych i stóp krajowych. Obligacje dwuletnie
tych stref zawierają się w przedziale 4,40% – 4,95%.
Stopy na dłuższe terminach
(obligacje) dwa razy przeżywały dość mocne wahania, ale nie przekroczyły
poziomu wyznaczonego przez rynek na początku III dekady kwietnia. Obligacje
kończyły więc maj na poziomach: 2-letnie – 4,8%; 5-letnie – 5,15% i 10-letnie –
5,3%.
Z podstawowych terminów rynkowych największą zmianę widać była na terminie
6-miesięcznym. Aż do połowy maja rentowność tychże depozytów była niezwykle
stabilna, czyli 4,55% (WIBOR). Do końca miesiąca WIBOR 6-miesięczny wzrósł o
0,08%. Jest to oczywiście wartość mała, ale jak na standardy rynku, kierunek i
tempo są dość wymowne. Rynek po prostu uświadomił sobie, że na kolejną podwyżkę
stóp być może długo nie będzie czekał.
Złoty (waluta referencyjna) w
maju osłabił się o 1,3%. Nie to może zmiana duża, ale na pewno dostrzegalna.
Tym bardziej, że trudno wskazać jeden czy kilka dni które zdecydowały o
osłabieniu. Owszem 11 maja złoty osłabił się o 1,2% w ciągu jednego dnia, ale
już kolejnego dnia (poniedziałek 14 maja) rynek odrobił ¾ tej zmiany, czyli
złoty wzmocnił się. W sumie dzienne zmiany były na ogół nieznaczne, ale przeważały
dni kiedy nasza waluta się osłabiała. Z punktu widzenia naszej
makroekonomicznej sytuacji i rozważań co zrobi RPP oraz zmian na rynkach
zagranicznych, trudno się dziwić. Niedawno pisałem o trzymiesięcznych cyklach w
jakich złoty oscyluje. Wygląda na to, że właśnie zaczął się taki cykl. Złoty na
koniec miesiąca osiągnął 2,8415 wobec dolara i 3,8190 wobec euro. W
przeliczeniu na figury złoty osłabił się odpowiednio o 6 i 3 figury.
Ciekawsze wydaje się spojrzenie
makro na złotego. Złoty zaprzeczył tendencji jaka się rysowała na początku
roku. Roczne realne wzmocnienie złotego z marca, kwietnia i początku czerwca
wskazuje że złoty będzie utrzymywał w najbliższym czasie co najmniej
standardowe tempo wzmocnienia. Standardowe, czyli charakterystyczne dla Polski w
ostatnich 10-ciu latach (oczywiście przypominam o ogromnych odchyleniach). Być
może więc RPP w najbliższych miesiącach będzie miało sojusznika w walce z
inflacją, a niekoniecznie z narastającym deficytem handlowym.
Giełdy w Europie i USA całkiem
ładnie rosły w maju. DAX 6,4%,
FSTE100 2,7%, DJ 4,3%. Główne giełdy w Azji wzrostem sięgały wskaźnikowi
brytyjskiemu. Nasza giełda tradycyjnie nie mogła być najgorsza i wzrosła o
7,1%. Pierwsza połowa miesiąca, a szczególnie drugi tydzień, nie była zbyt
optymistyczna. W ślad za rynkami azjatyckimi, zaliczyliśmy tąpnięcie. W sumie w
drugim tygodniu maja WIG stracił ponad 3%, czyli ja osiągi innych rynków, dość
sporo. Ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy się nie wybili na niezależność przez
resztę maja. Przez pozostałe trzy tygodnie maja WIG wzrósł o ok. 6%. A dzięki
jakim sektorom giełda nam rosła? Obniżyły się jedynie wskaźniki części sektora
finansowego i przemysłu lekkiego. Pozostała część wskaźników sektorowych rosła
w maju od dwóch do dwudziestu kilku procent. W najwyższym tempie rósł sektor
chemiczny i to pomimo iż wyniki sektora w I kw nie były rewolucyjne. Spadek
zainteresowania sektorem odzieżowym, chyba był lekko przesadzony. Wg GUS tempo
wzrostu przychodów (kilka procent) na tle innych sektorów mogło być może zniechęcić,
ale rentowność działalności była na poziomie średniej dla przedsiębiorstw. Ale
cóż, widać dla inwestorów to za mało. Co ciekawe, już tak szalenie nie rosło
budownictwo. Inwestorzy potrafią nagle ograniczyć zainteresowanie spółkami
danego sektora. Być może zdali sobie sprawę ze skali przewartościowania i skali
wzrostów jakie budownictwo zaliczyło od początku roku. Podobnie można tłumaczyć
spadek zainteresowania przemysłem lekkim. Jeden ze wskaźników przemysłu
lekkiego w marcu wzrósł o ponad 70%. Odnoszę wrażenie, że świadomość
przewartościowania na giełdzie coraz silniej dociera do inwestorów i zaczynają
oni coraz bardziej nerwowo przeskakiwać ze spółki na spółkę.