Kredyty frankowe. Prezydent nie wywiązuje się z obietnicy.

konferencja_ws_CHF

Przedstawiciele prezydenta zaprezentowali w jego imieniu propozycję rozwiązania problemu frankowiczów. Reakcją jest krytyka, rozczarowanie i zdziwienie. Nie mogło być inaczej, bo dla osób znających materię sprawy, nie było tajemnicą że w kampanii wyborczej A.Duda złożył obietnicę, z której się nie wywiąże. Nie było mowy by od razu przyznać się do wyborczego blefu, więc prezydent utrzymywał obietnice w co-nieco zmienionym kształcie i grał na czas. Były konsultacje, przysłanie do zaopiniowania przez KNF, eksperci itd. A czas mijał. W końcu trzeba się było w jakiś zaowalowany sposób pozbyć kłopotu i zrzucić odpowiedzialność na realizacje na kogoś innego oraz czynniki niezależne od rządu i prezydenta.

Przejdźmy do rzeczy.

Pomysł prezydenta dotyczy kredytów hipotecznych indeksowanych lub denominowanych w walucie obcej od 2000 r. do czasu wejścia w życie ustawy antyspreadowej w sierpniu 2011 r., zaciąganych przez gospodarstwa domowe.

Wsparcie – i tu największy szok – ogranicza się tylko do zwrotu części kosztów przypadających na spread. Konsekwencje spreadu to raptem kilka procent kosztów obsługi kredytu (przy porównaniu z przewalutowaniem bez spredu). Prezydent akceptuje spread wg NBP skorygowany na korzyść banków o 0,5%. Czyli praktycznie 3% między ceną kupna i sprzedaży waluty. Dla przykładu PKO BP stosuje teraz widełki ok. 5% na USD i EUR miedzy ceną kupna i sprzedaży dla dewiz. Pozostawienie spreadu rzędu 3% powoduje ok. dwukrotną redukcję w stosunku do stosowanych przez banki (banki różniły się spreadem w tabelach kursowych). Efekt dla kosztu obsługi kredytu dla kredytobiorcy jest więc skromny. Wyliczona i należna kwota zwrotu może również, na wniosek klienta, zmniejszyć kapitał do spłaty.

Dlaczego akurat prezydent skupił się tylko na spreadzie?  Mogę się tylko domyślać . Skoro wymiana po kursie tzw. sprawiedliwym jest nierealna, to uwagę opinii publicznej skupiono na spreadzie, ponieważ w mediach od kilku miesięcy zaczął on pełnić rolę demona. Obrońcy frankowiczów będąc świadomi, że nie ma szans na masowe zanegowanie kredytów frankowych, kilka obiecujących wyroków dotyczących spreadów rozkręcili w mediach na miarę wielkiego zwycięstwa. Prezydent najwyraźniej chciał z tego skorzystać i ustami swoich reprezentantów ogłosił znaczne ulżenie frankowiczom, co oczywiście jest nonsensem.

Skupienie się na spreadzie jest cokolwiek dziwne. Spread jest naturalnym zjawiskiem na rynku finansowym (i nie tylko!!), co widać po przykładzie „państwowego” banku. Nie rozumiem dlaczego punktem odniesienia spreadu  nie jest średni rynkowy czy podany wyżej przyzwoity spread z PKO BP. Wtedy ukarane byłyby tylko banki, które (a było kilka takich) przesadzały ze spreadami, szukając w nich dodatkowego zarobku.. Koszt takiej operacji (koszt spreadów) prezydent szacuje na 3,6-4,0 mld zł. Wg moich szacunków kwota jest poprawna, czyli mieści się w zakresie rzetelnych szacunków.

Co ciekawe, skorzystanie z propozycji prezydenta, nie koliduje z dochodzeniem praw przed sądem. Jak rozumiem, dotyczy to spraw związanych również z kwestionowaniem spreadów. Ciekaw jestem jak ktoś kto przed sądem będzie negował zasadność spredów, uzasadni że równocześnie będzie korzystał z przywilejów ustawy.

Spread i już? A co dalej?

Tak, spread i już. Prezydent uważa, że zrealizował obietnicę po korekcie o czynniki obiektywne. I tu zaczyna się cyrk, ponieważ na konferencji dla mediów sporo mówiono o przyczynach redukcji obciążeń wobec banków i dalszych losach pomocy dla frankowiczów. Ale tylko mówiono, bo projekt ustawy i jej streszczenie nie zawierają takich informacji.

Redukcję, a raczej wycofanie się z obietnic uzasadniano m.in. sytuacją sektora bankowego w Europie i we Włoszech oraz Brexitem. Tłumaczenie cokolwiek komiczne, ale innego zmyśleć się nie dało, wykorzystano więc to co znaleziono w mediach. Sytuację ratował szef NBP Glapiński, który postanowił swoją osobą ratować wizerunek prezydenta.

Mam mieszane uczucia co do obecności prezesa NBP na konferencji dotyczącej rezygnacji z wypełniania obietnic wyborczych polityków. Obok dość dziwnych argumentów były i te o ryzyku stabilności sektora bankowego itd. Można zaryzykować twierdzenie, że A.Glapiński zakulisowo dawał do zrozumienia, że realizacja obietnicy wyborczej wobec frankowiczów jest niepoważna i że będzie się sprzeciwiał jej realizacji. Nie zmienia to jednak faktu, że prezes NBP powinien podkreślić jasno i ostro swój przeciw, a nie wpisywać się w poetykę konferencji w stylu: chcemy spełnić obietnice wyborcze ale na razie nie można.

Prezydent sprytnie zaprzecza jakoby zamknął sprawę realizacji obietnicy. Ze względu na „obiektywne” trudności i ryzyka, realizacja w jakiejś tam formie ma być odsunięta na rok. Prezydent oczekuje, że w tym czasie banki i KNF same wypracują formę ulżenia frankowiczom czyli….to one za prezydenta wymyślą co dalej robić. Sprytne to i zarazem dziecinne.

Takie potraktowanie sprawy ma dwie strony. Teraz bankowcy i rynek odetchnęli z ulgą. Prezydent i politycy PiS najlepiej chcieliby o wszystkim zapomnieć, ale wątpliwe by pozwoliły na to media. Za rok na pytanie co dalej z obiecaną pomocą dla frankowiczów , prezydent i politycy PiS będą odsyłać do przedstawicieli sektora bankowego i KNF. Tylko ze to nie bankowcy obiecali horrendalne prezenty w kampanii wyborczej.

Nie będę już rozwijał wątku jakimi to niby instrumentami banki mają ulżyć frankowiczom. Propozycje jakie padały na konferencji dają najlepszej oceny prezydenckim ekspertom. Zresztą oni sami chyba nie traktowali tych pomysłów poważnie.

(zdjęcie pochodzi z materiałów udostępnionych na stronie www.prezydent.pl)

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Finanse osobiste. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.