Komunikacja rządu z rynkiem finansowym po nowemu.

2016_08_29_odchylenie_PLN

Powoli bo powoli, ale uczestnicy rynku finansowego zdają się przyzwyczajać do specyficznego stylu komunikacji przedstawicieli rządu z otoczeniem gospodarczym. W tym z uczestnikami rynku finansowego. Może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że w okresie wakacyjnym mieliśmy do czynienia jeśli nie z niewielką poprawą nastrojów, to przynajmniej z pewnym uspokojeniem.

Mimo iż mamy od dłuższego czasu dość stabilny i przyzwoity wzrost gospodarczy, to zapowiedzi działań obecnego prezydenta i jego macierzystej partii z kampanii wyborczej oraz ich częściowa realizacja po wygranych wyborach, nieźle przestraszyły graczy rynkowych krajowych i zagranicznych.

W efekcie nasza giełda (wycena w ujęciu WIG) ma zaniżoną wartość od początku roku o ok. 15%. Pomysły typu pomoc frankowiczom kosztem banków, podatek bankowy i handlowy, wsparcie firm energetycznych dla górnictwa czy niepewność co do realizacji obietnicy ws. podatków  od kopalin (KGHM) itd. wprowadziły ogromną niepewność na giełdę i spowodowały tymczasowe wycofanie się inwestorów z giełdy. W efekcie stracili (mam nadzieję, ze tymczasowo) klienci OFE czyli znaczna część aktywnych zawodowo Polaków.

Praktycznie już piąty rok z rzędu złoty wykazuje skłonność do trzymania się po słabszej stronie. Skala niedowartościowania aż do jesieni 2015 była stosunkowo niewielka  bo ok. 5-procetowa. Możny by ją więc pominąć. Niestety po wyborach i pierwszych działaniach nowego rządu rynek walutowy zaczął dyskontować pomysły nowego rządu i zapowiedzi kolejnych działań. Opinie firm ratingowych tylko potwierdzały to co dyskontował rynek. W efekcie skala niedowartościowania złotego w II kw 2016 sięgnęła 15% i dopiero w okresie letnim możemy mówić o niewielkiej poprawie nastrojów na rynku walutowym (spadek niedowartościowania do ok. 13%). Tak duże odchylenie od wartości rzeczywistej zdarza się rzadko i nie jest bynajmniej przejawem zaufania do rządu. Bywało w latach ubiegłych że przy takim poziomie niedowartościowania interweniował NBP. Przez rynek przeszła swego czasu krótka dyskusja o ewentualnej interwencji, ale tylko po to by się zgodzić że w obecnych okolicznościach byłaby ona nieskuteczna.

Chyba najwięcej zaufania wykazał, głównie ostatnio, rynek papierów dłużnych i depozytów międzybankowych. Wprawdzie obecny kształt krzywej rentowności (dokładniej: poziomów stóp dla poszczególnych terminów) nie jest przejawem braku jakichkolwiek wątpliwości, ale również nie jest przejawem przesadnych lęków o przyszłość polskiej gospodarki.

Po tej krótkiej charakterystyce nastrojów w wymienionych segmentach rynku finansowego, przejdę do tego co intryguje mnie najbardziej. Otóż obecny rząd i prezydent nie mówią niestety wprost o swoich planach stąd ogromna niepewność. Pewne decyzje są otwarcie zapowiadane. Inne – odkładane, lub rząd czy prezydent z nich rezygnują, otwarcie się do tego nie przyznając. W efekcie rynek musi opierać się na dziwnych niedomówieniach, półsłówkach, brakach komentarzy czy zaprzeczeniach. Do tego trzeba wiedzieć gdzie ucho przyłożyć i kogo słuchać oraz w jakiej kolejności. Kiedy wypowiada się na tematy gospodarcze J.Kaczyński, wtedy wszyscy czekamy na wypowiedź ministra Morawieckiego, który zazwyczaj mówi coś innego lub prostuje wypowiedzi lidera PiS. Gdy w istotnych tematach milczy premier Szydło, to trzeba wsłuchiwać się w słowa lub gesty ministra Kowalczyka. Na pytanie czy rząd nie widzi zagrożeń dla finansów publicznych  z powodu deklarowania wypełnienia wszystkich wyborczych obietnic, ministrowie z uśmiechem na twarzy odpowiadają, że zagrożeń nie ma, a wszystkie obietnice będą do końca zrealizowane co nie jest zgodne z prawdą.

Odrębnym teatrem były korowody wokół ustawy dla frankowiczów. I ta ostatnia sprawa wydaje się być dla rynku bardzo ważna. O ile powoli okazywało się, że poza 500 plus rząd odkłada lub modyfikuje pozostałe wielkie wyborcze obietnice (nigdy tego otwarcie nie przyznając), to realizacja pomocy dla frankowiczów pozostawiała sporo obaw ze względu na skutki dla sektora finansowego i nie tylko. Nie było wątpliwości, że wyborcza obietnica nigdy nie będzie w pełni zrealizowana. A jeśli już, to jej wymiar – w rozumieniu kosztów – raczej nie przekroczy kilku mld złotych, szczególnie po wprowadzeniu podatku bankowego.

Niemniej prezydent prowadził grę jak długo się dało. Jeszcze przed wakacjami, kolejna grupa ekspertów prezydenta przedstawiła nowe pomysły. Niestety były tak enigmatycznie podane, że nie wiadomo było co z tym dalej. I nagle.. na początku sierpnia w końcu prezydent przyznał, że z obietnicy się nie wywiąże. Oczywiście nie powiedział tego wprost. Przeciwnie. Ustami swoich urzędników i ekspertów upierał się, że ją realizuje bo… podrzuca bankom do przemyślenia i realizacji. Na pocieszenie, frankowicze dostali dziwną propozycje zwrotu części spreadów, która wzbudziła zdumienie i sporo wątpliwości.

Ten ruch prezydenta przez rynek został zinterpretowany – chyba słusznie – jako potwierdzenie, że politycy PiS (mam na myśli rząd i prezydenta) nie podejmą działań, które mogłyby wywołać kryzys w gospodarce, sektorze finansowym czy finansach publicznych. Jesteśmy i będziemy świadkami wątpliwych i niebezpiecznych gospodarczo posunięć, ale nie działań prowadzących w krótkim terminie do groźnych napięć gospodarczych. Cóż, zawsze to jakieś pocieszenie.

Politycy PiS od początku wiedzieli, że nie ma mowy o realizacji wszystkich wyborczych obietnic. Nie wiem tylko czy w swoich planach brali pod uwagę zachowanie rynku finansowego. Rynek finansowy pokazał, że trudno go oszukać i rząd coś z tym powoli będzie musiał zrobić. Giełda nie jest wyalienowanym bytem, ale czasami całkiem niezłym miernikiem nastrojów gospodarczych. Inwestorzy giełdowi potwierdzają to co widzimy w nakładach inwestycyjnych. Te ostatnie nie rosną tak szybko jak należałoby oczekiwać i na co wskazuje kondycja gospodarcza przedsiębiorstw, m.in. z obawy o przyszłość polskiej gospodarki. Jeżeli rząd będzie miał ochotę powiększyć kapitał którejś z państwowych firm  poprzez publiczną emisję, to może mieć problem ze znalezieniem nabywców lub będzie musiał oferować potężne dyskonto.

Rynek długu już pokazał w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, że jakiekolwiek ryzyko gospodarcze wywoływane przez polityków, powoduje wzrost kosztów obsługi długu publicznego i ograniczenie skłonności do inwestowania w polskie papiery skarbowe.

Funkcjonowanie przy niedowartościowanej krajowej walucie, obok zalet, ma też i wady. M.in. dla frankowiczów, czego ci ostatni z obecnym rządem zapewne nie kojarzą. Przeciętny frankowicz z 2008 roku traci z powodu eksperymentów obecnego rządu między 1 tys. a 2 tys. zł w skali roku.

Czy decyzja prezydenta to przełom i potwierdzenie że rząd nie zdecyduje się na działania podnoszące niebezpiecznie ryzyko gospodarcze? Nie jestem na 100% pewny. Tak mi się wydaje.

Rząd powinien zaprzestać obecnego stylu komunikacji z otoczeniem gospodarczym. Postępy w nauce czytanie „między wierszami” przez instytucje reprezentujące rynek finansowy cieszą, ale nie tak powinna wyglądać komunikacja. Tym bardziej, że rząd ma ambitne plany mobilizowania oszczędności m.in. do wsparcia rozwoju gospodarczego czy finansowania deficytu finansów publicznych.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rynek finansowy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.