Prezes NBP, Adam Glapiński, dał wyraz na środowej konferencji swoim prywatnym uprzedzeniom do przyjęcia waluty euro. Moim zdaniem euro warto przyjąć z wielu powodów, czemu dawałem wielokrotnie wyraz na blogu i nie tylko. Nigdy też nie ukrywałem, że życie gospodarcze bez euro oczywiście istnieje.
Prezesowi NBP najwyraźniej nie chce się już nawet silić na obiektywność w sprawie euro. W środowym komunikacie padło wiele treści wątpliwych, wymagających komentarza, czy też po prostu manipulacji. Nie zabrakło i straszaka, rodem ze świata bardziej polityki czy bulwarowej prasy niż ekonomii. To co mnie niepokoi, to ożywienie prezesa NBP w sprawie euro w konwencji narodowego zagrożenia, dokładnie w czasie gdy trwa kampania do parlamentu europejskiego. Obawiam się, że w Adamie Glapińskim wciąż jest poczucie więzi z kręgiem politycznym, z którego się wywodzi, dzisiaj znanym jako PiS. Politycy PiS i przedstawiciele rządu, bez powodu zaczęli ostatnio straszyć Polaków walutą euro, chętnie posługując się przy tym manipulacjami, czy po prostu kłamstwami.
Nie będę się upierał, że prezes NBP ma być obiektywny. Zapewne każdy ma prawo do własnych uprzedzeń i każdy z nas nie potrafi się w pełni wyzwolić od własnych emocji i ułomności. Prezes NBP powinien jednak chociaż trochę poudawać.
Zarówno rząd jak i NBP powinny przywrócić funkcjonowanie komórek analitycznych, badających całe spektrum problematyki strefy euro i funkcjonowanie w niej lub poza. Jednym z głównych tematów prac tych komórek, powinna być m.in. analiza funkcjonowania w strefie euro Polski. Wyobrażam to sobie tak, że co roku również m.in. komórka badawcza NBP prezentowałaby najnowsze opracowania dotyczące strefy euro oraz wady i zalety funkcjonowania w niej Polski. Decyzję przyjąć euro czy nie i kiedy, podejmowaliby politycy. Nie ma co ukrywać, że wymienione komórki analityczne musiałyby działać w warunkach znacznej niezależności. Dość szybko opinia publiczna zauważyłaby, że prezes NBP i m.in. politycy PiS i związani z tą partią, pozwalają sobie na szereg manipulacji o euro serwowanych opinii publicznej.
Prezes NBP zadeklarował, że do przyjęcia euro nie dopuści w czasie swojej kadencji. No więc prezes NBP nie ma tu nic do powiedzenia, bo nie on decyduje o przyjęciu euro. Poza tym, w najbliższych latach z powodów politycznych (w tym znacznego zróżnicowania opinii publicznej w tym temacie), euro przyjmować i tak nie będziemy. Po co więc ta demonstracyjna ‘obrona Częstochowy’? Równie dobrze A.Glapiński może deklarować, że obroni Polskę przed atakiem Marsjan.
Nie ma sensu argument prezesa NBP o tym, że wyższy wzrost gospodarczy zapewnia własna waluta. Analiza makroekonomiczna np. krajów UE nie potwierdza jednoznacznie takiej tezy. Bo po prostu problemem nie jest euro, a odpowiedzialna polityka gospodarcza danego kraju. W takich badaniach łatwo też o manipulacje, porównując m.in. kraje o różnym stopniu rozwoju lub, że tak powiem, kulturze gospodarczej. Warto o tym pamiętać, bo przeciwnicy euro, chętnie do manipulacji sięgają.
Prezes NBP twierdzi, że mamy wyjątkowy wzrost gospodarczy i zdaje się sugerować, że to m.in. zasługa własnej waluty. Nic z tego. Ktoś kto zna najnowszą historię gospodarczą naszą i UE, zauważa, że w obecnym wzroście nie ma nic nadzwyczajnego. Ot, po prostu kolejnych okres koniunktury jak wiele wcześniejszych.
Sympatia prezesa do krajowej waluty wynika również z tego, że ma (waluta krajowa) rzekomo dawać większą elastyczność w polityce finansowej i gospodarczej. Niekoniecznie i wątpliwe by długoterminowo. Sympatia do własnej waluty wynika ze świadomości, że można sobie wtedy pozwolić na dość nonszalancką i populistyczną politykę gospodarczą, w tym i w obszarze finansów publicznych. W pewnym stopniu mamy z tym do czynienia obecnie. W takich warunkach, własna waluta amortyzuje nieodpowiedzialność polityków.
Już zupełnie niepotrzebny był na konferencji prezesa NBP, straszak w postaci mechanizmu ERM2. Jak twierdzi A.Glapiński : narasta bardzo silna i bezwzględna presja na wejście do strefy ERM2, co jest możliwe bez zmiany konstytucji. To już nieznośna manipulacje i straszenie. W kontekście przyjęcia euro, ERM2 to swego rodzaju przedsionek walutowy przed przyjęciem euro. W uproszczeniu, przez dwa lata przed przyjęciem euro, waluta krajowa musi wykazać się względną stabilizacją przy żądanym korytarzu wahań (+/- 15%). Jednym z głównych celów tego zabiegu jest ustalenie kursu finalnej wymiany i zapewnienie, że kurs odpowiada kursowi rynkowemu. ERM2 wzbudza spory, m.in. z powodu ataków spekulacyjnych na waluty lub że ERM2 przypada na okres gospodarczy niemiarodajny do wyceny waluty. Są więc pomysły by z mechanizm modyfikować lub wręcz z niego rezygnować. Wbrew pozorom, ERM2 w swojej prostocie ma wiele zalet.
Nisko oceniam wystąpienie prezesa Glapińskiego. I nie tylko pod względem merytorycznym.